Strony

5 cze 2018

Od Alexaviera cd. Kendall

Uśmiecham się głupawo, kiedy Kendall wychodzi z baru. Pascal odczekuje, aż dziewczyna znika w jednej z uliczek, po czym trąca mnie delikatnie w ramię, mrużąc przy tym powieki swoich niebieskich oczu. 
Przez chwilę zastanawia mnie, jakim cudem Pascal tak dobrze mnie zna, skoro nasz kontakt ogranicza się do kilku złośliwości w barze. Czy tak łatwo mnie przejrzeć? A może ostatnio przestałem się w jakikolwiek sposób ukrywać? Poznana tego dnia Kendall zdążyła to udowodnić - prawdopodobnie wyszedłem z formy.
No, prawie.
Rozglądam się dookoła, po czym wyciągam na blat całkiem ładny, skórzany portfel, który rzucam na blat tuż pod nos barmanowi.
- Akuku, szmato - prycham, oblizując spierzchnięte wargi. 
Pascal sięga po ścierkę z fikuśnymi wzorkami, by po chwili zdzielić mnie nią po łbie. Syczę cicho, rozmasowując łeb, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że nawet mnie nie zabolało.
- Ouch, a to za co? - warczę, przez moment zastanawiając się, czy mu czymś nie oddać. Zagryzam jednak wargę i opanowuję się, wiedząc, że nawet drobna sprzeczka z właścicielem baru mogłaby się źle skończyć; co jak co, ale doskonale znałem jego możliwości. Zdarzyło się już nie raz, i nie dwa, oberwać prosto z jego pięści.
Pascal wraca do swojej roboty, znowu mnie ignorując. Z tyłu głowy dręczy mnie palące uczucie, że mężczyzna wie, że nic tak bardzo mnie nie wkurwia jak ignorancja.
- Masz to jej oddać - mruczy w końcu.
- Czy ja powiedziałem, że jej nie oddam?- Uśmiecham się ironicznie, wyłamując palce i z powrotem sięgając po portfel. Pascal podnosi głowę, zerkając na mnie i marszcząc brwi w lekkim zdziwieniu. 
Przez chwilę grzebię w jej portfelu, wzdrygając się lekko - ta mała cholera prawdopodobnie miała dokumenty w innej kieszeni. Sprytnie, sprytnie. Wzruszam ramionami, chociaż wydaję się zawiedziony. 
- Trudno. Nie powinna odejść tak daleko. Pójdę za nią, a jeśli jej nie znajdę, to po prostu pogrzebię trochę w jej dokumentacji, w... - tu ściszam głos, momentalnie gryząc się w język - ...mafii powinni coś wiedzieć.
- Nie mieszaj tylko jej w mafię - prycha do mnie Pascal na odchodne, na co ja mu salutuję, wypadając z baru.
Dzisiaj dużo nie zarobię.

Krążę między uliczkami, do momentu, aż nie zauważam mojej zguby - Kendall. Tfu, Kendall bijącą się z jakimś łysym psycholem.
Stoję za rogiem, uważnie obserwując całą sytuację. Nie widzą mnie, ale ja widzę ich - obserwuję każdy ich ruch, każde drobne potknięcie w tej bójce, określam ich umiejętności w potyczkach, ledwie powstrzymuję się od parsknięcia śmiechem na widok Kelly powalającej większego od niej mężczyznę.
Niezła suka.
Cofam się, chowając portfel za plecami. Kątem oka widzę jeszcze, jak dziewczyna sięga po swój telefon, więc domyślam się, że dzwoni po policję. Wycofuję się grzecznie, nie chcąc, żeby Kendall zauważyła brak portfela i zgłosiła psom przy okazji mojej kradzieży. Ostatnio coraz bardziej czuję karcące uczucie, że powinienem wystopować - jeśli następnym razem złapie mnie psiarnia, mogę już tylko pomarzyć o karierze jako kryminolog.
Dlatego tym razem się wycofuję, czekając, aż policja odjedzie. Kelly sobie nie odpuszczę, jest zbyt interesująca.

Policja opuszcza uliczkę, zabierając ze sobą zboczeńca, który napadł na dziewczynę. Kręcę głową z politowaniem - już myślałem, że mogę zostać świadkiem niezłego widowiska, chociaż pokonanie tego faceta przez Kelly również nie było złe.
Ruszam znowu za dziewczyną, widząc, jak kieruje się w stronę swojego mieszkania.
Zdaję sobie sprawę z faktu, że każdy człowiek czuje, że jest obserwowany, dlatego usuwam się w cień, nie chcąc zostać zdemaskowany.
W końcu Kelly wchodzi do mieszkania, a ja czekam u stóp schodów, aż wejdzie. Odczekuję od kilku, do kilkunastu minut, aż odgłosy w domu ucichną, potem kolejne kilka minut...
I zaczynam walić do drzwi, szczerząc się przy tym jak skończony dureń.
Dziewczyna po dłuższej chwili otwiera mi drzwi, stojąc w piżamie z szeroko otwartymi oczami.
- Co ty, do cholery jasnej, znowu odwalasz? - warczy w moją stronę.
Widzę, że już przymierza się do zatrzaśnięcia mi drzwi przed nosem bez mojej odpowiedzi, ale zatrzymuję je butem. W milczeniu pokazuję jej portfel, machając zgubą przed nosem Kelly.
- Bo wiesz, znalazłem to... A, że mieszkam blisko, to uznałem, że wpadnę - prychnąłem, uśmiechając się złośliwie.
Szykuje się niezła zabawa.

Kelly?
Zabij mnie plz, to nie wyszło, w ogóle, brak weny, a tfu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz