Strony

20 cze 2018

Od Althei C.D Christian

    Nic nie zapowiadało żadnej zmiany. Jak co każdy czwartek przychodziłam na siedemnastą, by pracować do północy, i przygotowywałam się na to, że zacznę myśleć tylko o powrocie. Może pomylę parę shotów, już czwarty raz w tygodniu, gdy po prostu głową byłam zupełnie gdzie indziej. Jeszcze trochę takich banalnych błędów i mogę pożegnać się z robotą… Jak z paroma poprzednimi. Życie rzuca mi tyle kłód pod nogi, że spokojnie mogłabym którąś złapać i przyjebać sobie nią w głowę. Może wtedy zaczęłabym się skupiać na jednej rzeczy na raz.
    Weszłam w próg baru, poprawiając na ramieniu pasek od torby i omiotłam wzrokiem pomieszczenie. Widok, jaki się przede mną rozciągał, trwale zapisał się już w mojej głowie. Wszędzie pozajmowane miejsca, szklanki pełne napojów błyszczące w jaskrawych światłach. Śmiechy wznoszące się aż po sufit, którym zawsze towarzyszył odór alkoholu. Lecz to, co przykuło moją uwagę, to paru pracowników dyskutujących z szefem tuż przy wejściu dla personelu. Z konsternacją wyrysowaną na twarzy minęłam klientów i zbliżyłam się do zgrupowania.
    - Mogę pojechać za nią, jeśli się nie zjawi. – Usłyszałam nagle. Nie wiedziałam nawet, o czym mowa, ale z moich ust niespodziewanie wyrwały się słowa:
    - Jestem! – Czyżbym się spóźniła? Spojrzałam dyskretnie na zegar i poczułam tylko ukłucie niezrozumienia, kiedy okazało się, że jestem grubo przed czasem. – Spóźniłam się? – Nawet nie chciałam przyjmować tej myśli do siebie.
    - Althea! – Koleżanka z pracy z nagła zwróciła się w moją stronę, prawie na mnie wpadając. – Nie pamiętasz? – Czy ja przespałam tydzień czy dwa?
    - Pamiętam… co? – Mój zdezorientowany wzrok wędrował z osoby na osobę. Szef uśmiechnął się kpiąco i postanowił skrócić moje męki za co mu, rzecz jasna, dziękuję.
    - Dzisiaj miałaś jechać do najpopularniejszego klubu w mieście. Mój kumpel stamtąd się rozchorował i szukał kogoś w zastępstwie na jeden dzień. Podałem mu ciebie, bo pomyślałem, że dodatkowe pieniądze by ci nie zaszkodziły. – Hojność szefa nie znała granic, ale jednocześnie obudziła we mnie nieprzyjemną podejrzliwość, której nie mogłam po prostu zignorować. Jednakże usłyszenie tej informacji powoli przywracało mnie do rzeczywistości. Skupiłam się na tyle, by przypomnieć sobie wszystkie fakty z poprzedniego dnia i, wstyd przyznać, oczywiście, że miałam takie zadanie. Ta świadomość uderzyła we mnie z taką siłą, że momentalnie otworzyłam usta ze zdumienia.
    - Oczywiście, że miałam to zrobić – powiedziałam to w sposób, jakbym poczuła kompletne oświecenie. – Przepraszam, wczoraj… – Próbowałam się tłumaczyć, ale niespodziewanie ręka szefa podniesiona do góry przerwała mi.
    - Nie tłumacz się. Pościeraj tu jeszcze po niektórych klientach, a później wstaw się o godzinie dziewiętnastej pod ten adres. – Podał mi karteczkę, którą dokładnie przeczesałam wzrokiem.
    Gdzie ta kłoda? Czas zrobić sobie guza… 

***

    Na miejscu byłam przed dziewiętnastą. Wykonałam jeszcze szybki telefon do siostry, informując ją, że będę o wiele później, niż przewidywałam. Diabli wiedzą, co sobie w tym momencie pomyślała. Czułam jak nigdy dotąd, że zaczyna rozumieć coraz więcej z mojego życia i nie miałam pojęcia, jak ją przekonać, że się myli. Zamiast przejść do jakiegoś działania, załatwiałam wszystko słowem „nieważne” albo zwykłym milczeniem. Tia, to żadne załatwienie problemu…
    Nigdy nie pracowałam w klubie. Miałam milion zatrudnień, które zmieniały się jak liczby w totolotku, ale większość z nich to obskurne bary lub lokale na uroczystościach. Ciemność, rozjaśniana wyłącznie przez jaskrawe neony i różnokolorowe światła to była ogromna rzadkość. Ba! Przecież to najpopularniejszy klub w mieście. Nie szukałam nawet porównań do starego baru Hawkey’a, obecnego szefa, który mnie tu wysłał. W tym lokalu ludzie zbierali się z chwili na chwilę. Wystarczyło stracić czujność na moment, a większość z wolnych miejsc stawało się zajętymi. Nie sądzę, by ktokolwiek z pracujących wiedział o moim przybyciu; stawiałam, że doinformowany jest tylko szef, którego miałam cudem znaleźć. Wobec tego podeszłam do baru oraz zajęłam jedno z wysokich miejsc, od razu zwracając na siebie uwagę młodego mężczyzny. Na wstępie zaszczycił mnie pytaniem „co dla pani?”, ostatecznie sprawiając, że zapomniałam o tym, co miałam powiedzieć. Zamówiłam jednego shota. Wręcz nabrałam ochoty, żeby naprawdę wypić go przed pracą i pozwolić, by jego działanie choć w minimalnym stopniu wyciszyło moje myśli o problemach.
    Mężczyzna odgrodzony ode mnie blatem przeprowadził jeszcze krótką dyskusję z jakimś kolesiem, a następnie skupił się na przygotowywaniu drinków. Zerknęłam na zegarek. Równa dziewiętnasta, pomyślałam.
    - Hej, mam pytanie – odezwałam się w tym samym momencie, kiedy chłopak odwrócił się do mnie ze shotem w ręku i podsunął mi go.
    - Słucham cię uważnie.
    - Szukam szefa, mam do niego sprawę. – Rzeczywiście wolałam to załatwić jak najwcześniej, by żaden pracownik nie miał pretensji, że za barem pojawia się ktoś nieznajomy.
    - Jest tuż za tobą – oznajmił z uśmiechem rozchodzącym się na jego ustach, a ja momentalnie odwróciłam się za siebie. Pewien rosły mężczyzna przechodził akurat obok mnie. Widząc garnitur i elegancko zaczesane włosy zrozumiałam, że to właśnie był szef, i bez namysłu zatrzymałam go swoją dłonią. Facet niemal od razu przeszył mnie niezbyt przychylnym spojrzeniem. Zatarłam istnienie tego prostackiego gestu i najsensowniejszymi zdaniami wytłumaczyłam mu, że jestem w zastępstwie za… nie pamiętam już, jak miał na imię. Pokiwał jedynie głową, wymieniając ze mną krótkie zdania, po czym nakazał wracać do pracy. Ostatnie, czego mogłam chcieć, to dorobienie sobie paru dodatkowych problemów. Zatem opierając się na tej myśli, podeszłam z powrotem do baru, chwyciłam shota i jednym łykiem pochłonęłam go do gardła. Całkiem dobry. 
    - Zrobisz mi miejsce obok siebie? – zapytałam, patrząc na mężczyznę za barem zupełnie naturalnym spojrzeniem. Takim, jakbym była przekonana, że ten tutaj rozumie powód mojej obecności. Nie mogłam na to liczyć.
    - Niezbyt rozumiem. – Oparł się o blat i pochylił w moją stronę, natomiast na jego twarzy odmalował się wyraz niezrozumienia. Odwzajemniając jego spojrzenie, stwierdziłam, że widzę w nim kompletną tajemnicę.
    - Jestem w zastępstwie za jednego stąd. Obyśmy nie przeszkadzali sobie w pracy. – Z westchnieniem zabrałam kieliszek ze sobą i wejściem dla upoważnionych weszłam za blat. Rozgościłam się tu w zatrważającym tempie, rzucając zaledwie jednym spojrzeniem na cały asortyment, który – trzeba przyznać – był bogatszy od tego, przy którym pracowałam na co dzień. Warto też zaznaczyć, że znajdowało się tam parę drinków, o jakich nawet nie miałam pojęcia. To momentalnie wzburzyło we mnie falę zakłopotania i zmusiło, bym znów zagadała do swojego sąsiada.
    - Miałam nie przeszkadzać, ale niestety zmieniam plany. – Jakimś cudem przekrzyczałam muzykę, która z chwili na chwile zaczęła jeszcze głośniej rozbijać się o ściany klubu. Ludzi wcale nie ubywało, co poskutkowało tym, że z czasem powietrze zrobiło się tak gęste, iż trudno o większy oddech. To było dziwne. 
    - Ale mi naprawdę nie przeszkadza to, że zagadujesz. – Widać, że flirciarz. Jego twarz ukazywała mi się w kolorach kilku świateł, które w klubie nieustannie się zmieniały.
    - Nikt nie ostrzegł mnie, że będzie tu tyle nowości. Niestety normalnie pracuję w barze o mniejszym asortymencie i wcale nie pogardziłabym paroma radami. – Spojrzałam mu w oczy tylko po to, by upewnić się, że on nie patrzy w moje, lecz się myliłam. Natychmiast odwróciłam wzrok, czując, jak bez zahamowania zbierają się we mnie obawy. Obawy, że ktokolwiek, kto tam zajrzy, odkryje to, co próbuję schować. Byłam jednak o tyle sprytna, że wszystkie emocje w miejscu publicznym potrafiłam umiejętnie opanować.
    - Mamy całą noc. Po prostu patrz na to, jak będę przygotowywał drinki – wytłumaczył prosto i wrócił do następnego klienta, a mimo to dalej ze mną rozmawiał. – Jak się nazywasz? – Po niespełna chwili zaczął przygotowywać drinka, przy czym starałam się jak najwięcej zapamiętać z jego czynności.
    - Althea Santos. A ty?
    Spojrzał na mnie momentalnie, tak, jakby właśnie usłyszał coś, czego się nie spodziewał, ale to musiało być tylko moje wrażenie. Chłopak szybko zgasił wszystkie moje domysły delikatnym uśmiechem.
    - Mów mi po prostu Julian. – Tajemniczo puścił mi oczko, po czym podarował gotowego drinka klientowi. Już po jednym przygotowaniu potrafiłam powtórzyć każdy jego ruch. Nic dziwnego; starałam się wykonać jak najlepszą pracę, nie pozbywając się myśli o świeżej gotówce, która po prostu była mi w tym momencie cholernie potrzebna. Zarobienie jej w jak najbardziej uczciwy sposób okazywało się bardzo kuszącą propozycją.
    Następne dwie godziny zostało wypełnione w stu procentach robotą. Nie było czasu na rozmowę, nie było czasu na nic. To wcale nie tak, że ja po prostu nie przepadałam za rozmowami z nieznajomymi. Pracowałam tu tylko jedną noc, więc nic nie zmuszało mnie do nawiązywania znajomości, które i tak zostałyby skazane na jedynie parę godzin żywotności. A zegar wskazywał dopiero dziewiątą. Przygotowywałam kolejnego drinka, kiedy poczułam, że mrowienie w mojej głowie staje się coraz wyraźniejsze. Wcześniej je ignorowałam; sądziłam, że to tylko wina głośnej muzyki, ale wraz z upływającym czasem przestawałam w to wierzyć. Oparłam się dłonią o blat, prawie na niego upadając, i położyłam sobie rękę na czole. Otarłam z niego nagły pot. Co się dzieje? Wykluczyłam upojenie. Po jednym drinku na pewno nie mogłam się do tego doprowadzić. Zatem korzystając z tego, że nadal kontaktowałam w miarę dobrze, próbowałam przypomnieć sobie wszystko, co do tej pory robiłam. W mojej głowie trwała całkowita pustka, czułam się tak, jakby powoli opuszczała mnie świadomość. Zdołałam tylko dostrzec, jak paru zniecierpliwionych klientów zbiera się pod barem, ale nie mogłam wydusić z siebie choćby słowa. Świat wirował mi nieustannie przed oczami, porywając w dziwną czerń, której przestawałam się powoli opierać.
    - Kiedy zostanę obsłużony? Liczyłem na profesjonalną obsługę! – Te oburzenie wśród ludzi przyciągnęło wcześniej poznanego Juliana.
    - Jeśli masz jakiś problem, to rozmawiaj ze mną. – Cwany głos mężczyzny zabrzmiał mi gdzieś w głowie, zwielokrotniony warstwami echa. Odruchowo położyłam swoją rękę na jego ramieniu, ściągając na siebie całą uwagę.
    - Słuchaj… widziałeś, żeby – zaczęłam, a jednak syknięcie, spowodowane bólem głowy, przerwało moje zdanie w połowie – żeby ktoś dosypywał mi czegoś do drinka? Jakąś… godzinę albo półtorej temu… pamiętam, że piłam tylko jednego. – To było pierwsze, co podejrzewałam. Przyłapałam się nawet na myśli, że to może on to zrobił, chociaż pewności nie miałam. Długi czas pracy w obskurnym barze naprawdę czynił z człowieka kogoś dwa razy ostrożniejszego.
    Mieniące się dookoła światła, w połączeniu z nieustającymi mętlikami w głowie, rozmazały mi wkrótce twarz Juliana.

[Christian aka Julian?]
+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz