Strony

25 cze 2018

Od Althei C.D Lucia

    Tę noc określiłam jako najgorszą, najbardziej dotkliwą w moim życiu. Nie była to pierwsza po śmierci matki, babci czy po odejściu ojca. To ta, w której Lucia wpatrywała się we mnie czerwonymi, wypełnionymi obłędem oczyma i rzucała tymi wszystkimi słowami, które miały moc potężniejszą niż pocisk. Trafiały prosto w moje serce, łamiące się z każdą nową pretensją coraz bardziej w pół. Pamiętam, jak chciałam, żeby przestała. Oczy wysyłały niemą prośbę i nieustannie mi się szkliły, gdy próbowałam uspokoić tę sytuację, ale Lucia parła do przodu, jakby została opętana. Emocje wylały się z niej niczym z przepełnionej tamy, która zaczęła powoli pękać od nadmiaru zatrzymywanej wody.
    Minęło mnóstwo godzin od czasu, gdy kłótnię zakończyło trzaśnięcie drzwiami. Od tamtej chwili czułam wewnątrz falującą pustkę, towarzyszącą mi aż do białego rana. Nie zmrużyłam oka ani na moment. Zamknięciu powiek stale towarzyszył widok zapłakanej Lucii, mówiącej te wszystkie okropności od nowa. Potem znowu od nowa. Ilekroć próbowałam zasnąć, zalewała mnie kolejna fala łez. Demony przeszłości wyszły spod kanapy, atakując mój umysł milionami negatywnych myśli, dzięki którym zastanawiałam się, co znowu zrobiłam źle. Jak doprowadziłam do tego, że Lucia poczuła się okłamana, kiedy wspominałam, jak bardzo jest dla mnie ważna. Jak mogła pomyśleć, że kłamię?
    Za oknem daleko na horyzoncie rozciągała się ciemnoniebieska barwa nadchodzącego poranka. Świt przeganiał z wolna nieprzeniknioną ciemność, na tle której wisiał blednący księżyc. Moje oczy swobodnie przyzwyczajały się do coraz jaśniejszych, zielonkawych barw nieba. Ciągle się w nie wpatrywałam, siedząc nieruchomo na łóżku, z ciałem owiniętym szczelnie kocem. Nie miałam nawet siły wstać. Czas ulatywał mi przez palce. Kolejna paczka chusteczek opustoszała. Szeleściłam nią, próbując znaleźć przynajmniej ostatni skrawek papieru i wtedy usłyszałam skrzypienie drzwi. Od razu zwróciłam tam swoje spojrzenie oraz zarejestrowałam zaledwie najmniejszy ślad zaskoczenia, widząc swoją młodszą siostrę. Bez słowa znalazła się tuż obok mnie i z momentalnym wybuchem szlochu wtuliła się w moje ciało. Niczym mała, skrzywdzona życiem dziewczynka, która potrzebowała wsparcia.
    - Przepraszam – wyjąkała. – Nie powinnam tak mówić… Jesteś dla mnie najważniejsza... Kocham cię. – Przy tych słowach pogłaskałam jej gęste, czarne włosy, chcąc ją uspokoić. Podniosła głowę wyżej, kiedy przez dłuższy czas z moich ust nie wychodziły żadne, nawet najkrótsze słowa. Nie umiałam nic powiedzieć. Nic dobrego, ani nic złego. Utknęłam pomiędzy dwiema krawędziami.
    - Al? – dodała głosem, który był tylko odrobinę głośniejszy od oddechu.
    - Więc dlaczego nie potrafisz uwierzyć, że też jesteś dla mnie najważniejsza? – Mój głos nie krył dotkliwego bólu. Byłam nim przesiąknięta i nie potrafiłam zbyt szybko sobie z nim poradzić, czując jak każde osobne słowo drży i próbuje zatrzymać się w moim gardle. – Jesteś wszystkim, co mam, Lucia. Jedyną osobą, która mi została na tym świecie i bez której by mnie tu już nie było. Nie potrafiłabym żyć bez ciebie i nigdy nie przestanę się bać o twoje życie, rozumiesz? I proszę, nie obwiniaj się o to, co dzieje się w naszym życiu. Nieświadome, niewinne dziecko, jakim byłaś, nie jest niczemu winne. Nie mogłaś o niczym wiedzieć. A ojciec to zwykły tchórz, który spierdolił przy najbliższej okazji. Po co byłaby mi taka rodzina? Jest mi o wiele lepiej, gdy wiem, że jesteś obok mnie, nawet w tym mieszkaniu. Może mamy mało kasy, ale spójrz, jak blisko jesteśmy. Dajemy sobie radę. Nigdy nie wymieniłabym cię w zamian za lepsze życie, bo to po prostu nie byłoby życie. – Odsunęłam ją od siebie na długość ramion, wpatrując się w jej błyszczące od płaczu oczy. Nie było w nich śladu po wczorajszym demonie, który nią zawładnął. Dziewczyna po tych słowach kompletnie zamilkła i znów wpadła w moje objęcia.
    - Mogłabym też się starać, żebyśmy żyły lepiej… – Spuściła głowę w kierunku pościeli, ale moja dłoń natychmiast powędrowała pod jej brodę i uniosła twarz wyżej.
    - Będziesz się starać. Wcześniej powiedziałam ci, że poszukasz pracy w wakacje, ale mnie nie posłuchałaś i wystawiłaś na próbę moją cierpliwość. Nie będę usprawiedliwiać się zmęczeniem, ale wczoraj było mi cholernie łatwo stracić panowanie nad sobą. – Westchnęłam cicho. Pod zamkniętymi powiekami widziałam smugi ciepłego, pomarańczowego światła, które wkradało się strumieniami przez okno.
    - Też powiedziałam parę słów za dużo… przepraszam… – Znowu jęknęła.
    - Ja również przepraszam. I nie płacz już, bo serce mi się łamie. Kłótnie to ostatnie, czego potrzebujemy, więc skończmy na tym. – Ucałowałam dziewczynę delikatnie w czoło i jeszcze parę dobrych minut przesiedziałyśmy bezczynnie w swoich ramionach.
    Zaczęłyśmy w pełni wykorzystywać wczesny poranek dopiero jakiś czas po zakopaniu wszelkich myśli o sprzeczce. To przeszłość, której nie możemy się już trzymać, bo jej ciężar ciągnąłby nas nieustannie w dół, niczym kotwica przywiązana do kostki. Nowy świt oznaczał nowy początek i z tą złotą myślą udałam się wprost pod prysznic, który zmył ze mnie cały brud psychiczny. Zimne krople strumieniami spływały po moim ciele, wprawiając skórę w drżenie.
    - Al! Wyjdź na chwilę. – Ledwo udało mi się usłyszeć głos Lucii pośród wody uderzającej o ściany kabiny. Z niechęcią zakręciłam kurek i starając się nie pośliznąć, wyszłam z kabiny. Owinęłam ciało ręcznikiem, powierzchownie je wycierając, oraz otworzyłam drzwi.
    - O co chodzi? – Westchnęłam ze zmęczeniem. Dopiero po chwili zauważyłam, co Lucia trzymała w dłoni i co próbowała mi pokazać. Na ten widok brwi ściągnęły mi się w dół bez żadnej kontroli.
    - Patrz co tam jest… – Uśmiech na jej twarzy wręcz mnie zaniepokoił. Odnosiłam wrażenie, jakby dzieliły mnie sekundy od poznania najbardziej mrocznej tajemnicy.
    Dziewczyna rozszerzyła palcami dwie strony koperty i gdy tylko zajrzałam do środka, poczułam, jak spada na mnie coś naprawdę ciężkiego. Moje oczy nie potrafiły uwierzyć w avary znajdujące się wewnątrz; nie wiedziałam, ile ich było. Wiedziałam, że po prostu tam były.
    - Lou – zaczęłam, jąkając się – skąd to wytrzasnęłaś?
    - Leżało wsunięte pod drzwi. To ewidentnie do nas. – Zamknęła kopertę, dając mi ją do obejrzenia. Zwiedziłam ją podejrzliwym spojrzeniem z każdej możliwej strony oraz pod każdym kątem. – Al… to rozwiązałoby nasz problem z czynszem. Jeszcze zostałoby na więcej jedzenia. Dlaczego się nie cieszysz? – Zmarszczyła brwi, wpatrując się we mnie z niezrozumieniem.
    - Ja… cieszę się, ale to dziwne. – Nie dostrzegłam niczego nadzwyczajnego w kopercie. Po prostu biały, pusty kawałek papieru, bez śladów najmniejszego użytku. A druga sprawa, kto miałby się nad nami zlitować? Dlaczego? Rodziło się we mnie mnóstwo niewyjaśnionych pytań, których odpowiedzi były odgrodzone ode mnie porządnym murem.
    - Raz nie myśl tyle nad tym, dobra? Potraktuj to jako dar od losu, przecież zasłużyłyśmy, prawda? W końcu trafiło nam się coś dobrego. – Lucia nie ukrywała niezadowolenia spowodowanego moim podejściem. Zabrała mi kopertę i położyła ją na lodówce, a ja nie miałam chęci, by znowu jej dotykać. Bez względu na to, jak bardzo bym się nie zmuszała, by w to uwierzyć, moje wnętrze wypełniało setki czarnych scenariuszy.
    - I tak dowiem się, kto nam to dał. Ale najpierw pójdę się zaraz zdrzemnąć, bo nie udało mi się zasnąć całą noc. – Pomasowałam skroń, w której zakorzenił się niesamowity ból i wróciłam do łazienki, żeby ogarnąć się do końca. Gdzieś z tyłu mojej głowy nadal migotała myśl, że ta osoba, która podrzuciła nam kopertę, mogła być nadal nieopodal kamienicy.

[Lucia?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz