Strony

11 cze 2018

Od Blair

Siedząc w garderobie już drugą godzinę, zastanawiałam się, jaki jest temat sesji. Fotograf nic mi nie powiedział, a Joey jak zwykle się spóźniał. W pewnym momencie, makijażystka kazała mi zamknąć oczy. Mówiła mi, jaka to jestem piękna... kolejną godzinę. Puszczałam to mimo uszu, nasłuchałam się komplementów przez te wszystkie lata tak dużo, że już mnie nie ruszały. Czekałam aż ci wszyscy ludzie skończą swoją część pracy, a ja będę mogła wyjść, ubrana, aby skończyć dzisiejszą sesję i wrócić do domu.
Tak naprawdę, zawsze spędzam na sesjach prawie całe dni, czasem nawet kilka w tygodniu. Potem różne kolacje, czasem jakiś wywiad. Moje dni są tak monotonne, że nie raz miałam ochotę zamknąć się w domu i porządnie upić. Przynajmniej byłoby coś innego. Kiedy byłam już gotowa, wstałam otulona szlafrokiem patrząc na ubrania które mi przynieśli. Była to czarna krótka koszulka, w dziwnym zdobieniem na plecach, jasne jeansy z wysokim stanem, czarne botki na obcasie i czarna, mała torebka. Bez gadania ubrałam się w to, włosy zostawiłam rozpuszczone, Joey uwielbiał gdy tak chodziłam. Wyszłam z garderoby, a wtedy usłyszałam jak ludzi wręcz zamurowało. Pracują ze mną już dwa lata, dalej reagują tak samo.
     - No! Jest i moja jasnowłosa gwiazda! Choć Blair, stań tam, a nasz maestro sprawi, że pojawisz się na każdym bilbordzie, oraz na okładkach kolorowych magazynów! - Joey, mój przyjaciel, oraz mężczyzna, który już od dziesięciu alt kieruje moją karierą. Wysoki brunet z zielonymi oczami.
     - Joey, ty zawsze wiesz co powiedzieć abym czuła się... tak samo jak zawsze. - Posłałam mu delikatny uśmiech, byłam zmęczona, a mężczyzna to zobaczył, bo uśmiech zszedł mu z twarzy, po czym kazał fotografowi robić zdjęcia. Kiedy to wszystko się skończyło, nawet nie zerknęłam na zdjęcia. Szybko weszłam do garderoby, zmyłam makijaż, przebrałam się i zabierając torebkę, wyszłam z budynku rzucając jedynie krótkie "Do jutra wszystkim".
Kiedy wyszłam na ulicę, założyłam na głowę kaptur mojej czarnej bluzy oraz okulary przeciwsłoneczne. Musiałam wyglądać komicznie, jednak tego dnia nie miałam ochoty gadać z milionem fanów moich zdjęć. Szłam przez miasto, zignorowałam luksusowy samochód, którym Joey zawsze podwoził mnie do domu, kiedy to moje auto stało w garażu. Po godzinie błąkania się po mieście, stwierdziłam, że coś zjem.
Weszłam do małej knajpki, z nadzieją, że nie będzie tam dużo ludzi. Jakże się myliłam, cieszyłam się jednak, że jeden stolik w kącie był wolny. Był odgrodzony od innych ścianką. Weszłam nie zdejmując kaptura, wzięłam kartę i usiadłam przy wolnym miejscu, tak mi się wtedy wydawało. Kiedy zdjęłam swoje komicznie przebranie, usłyszałam za sobą czyjś głos:
     - Przepraszam, ale to miejsce jest zajęte.
Ktosiu? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz