Strony

6 cze 2018

Od Davida

Przełom. Inaczej tego określić nie można.
Kiedy żyjesz całe życie w lęku przed własnym ojcem i wreszcie możesz poczuć wolność, przestrzeń i bezpieczeństwo, wyprowadzając się do innego miasta, to można to nazwać przełomem.
***
W progu drzwi z wytchnieniem rzuciłem na podłogę dwie ciężkie walizki. Od teraz, razem z moją siostrą współdzielimy nowoczesny dom na przedmieściach. Któż by się spodziewał, że los po tylu latach tak się do nas uśmiechnie?
Pomogłem siostrze wnieść bagaże i z ulgą usiadłem na sofie. Z przyzwyczajenia wyciągnąłem papierosa i włączyłem telewizor.
- Won z tymi papierochami, bo pobrudzisz sofę, idioto. - Rzekła Camilla.
Tak, ona od zawsze miała gadane. Mimo tego, że jesteśmy dla siebie uszczypliwi, darzymy się ogromnym szacunkiem, bo oboje przeszliśmy przez to samo. Zawiodła moja matka, zawiódł ojciec, zawiodła rodzina, ale moja siostra nie. I vice versa.
Przewróciłem nerwowo oczami i nie odpowiadając nic, wyszedłem na balkon. Stamtąd podziwiałem piękny widok. Na horyzoncie widziałem mały las, a wokół naszego domu było miło i zacisznie. Wybornie.
- Chcesz się ze mną przejść po okolicy? - Krzyknąłem do Camilli przez balkon.
- Wolałabym przez cały dzień czyścić publiczne kible, niż iść z tobą gdziekolwiek. - Odparła, po czym posłała mi sztuczny uśmieszek.
Zaśmiałem się głośno, po czym rozejrzałem się po domu.
Wszystko było nowoczesne, minimalistyczne, z klasą. Podobało mi się. Dom był warty swej ceny. Po krótkim "spacerze" po pokojach, wróciłem do salonu i ponownie usiadłem obok siostry na kanapie.
- Wiesz, że od jutra zaczynam pracę jako kelner? - Mruknąłem. - To słynna wykwintna restauracja, będę musiał chodzić ubrany w kamizelkę, koszulę.. - Wymieniałem po kolei części stroju, jednak Camilla mi to przerwała.
- W skrócie, strój pingwina.- Skwitowała moją wypowiedź.
Uderzyłem dziewczynę w ramię.
- Paskudo. - Wycedziłem przez zęby.
- Przyjdę specjalnie do tej restauracji, żeby się z ciebie ponabijać braciszku.- Dodała.
- Myślisz, że ci powiem, gdzie ona jest? - Parsknąłem śmiechem.
- Wątpię, żeby w tym małym miasteczku było dużo wykwintnych restauracji.- Ryknęła panicznym śmiechem.
Milczałem.
Wyszedłem jeszcze raz na balkon, aby dać upust mojemu uzależnieniu. Robiło się już ciemno. Po całym dniu, byłem dziwnie zmęczony.
Udałem się w kierunku swojego pokoju, wypakowałem część rzeczy z walizki i położyłem się spać.
Kolejnego dnia obudził mnie irytujący budzik mojego telefonu. Postanowiłem jednak jeszcze chwilę odpocząć. Po kilkunastu minutach zdałem sobie sprawę, że zaspałem. Spóźnienie się do pracy w pierwszy dzień byłoby totalną katastrofą i zapewniłoby mi szybkie wyrzucenie na bruk.
Wstałem, zjadłem coś na szybko, ubrałem koszulę, kamizelkę i inne niezbędne części garderoby, umyłem zęby, ułożyłem elegancko włosy (po kilku minutach wróciły do swojego poprzedniego nieokiełznanego stanu) i wyszedłem. Wsiadłem do samochodu i po niedługim czasie byłem już na miejscu.
- Ha, dwie minuty przed czasem. - Mruknąłem do siebie po cichu, patrząc triumfalnie na zegarek.
Kiedy tylko przekroczyłem próg restauracji, wzięto mnie w obroty.
Czas mijał przerażająco wolno. Pod koniec zmiany miałem do obsłużenia ostatnią klientkę.
- Dzień dobry. Co Pani sobie życzy? - Zapytałem uprzejmie, wyjmując notesik.
- Dzień dobry. Poproszę Lasagne bolognese i kieliszek wina.
- Dobrze.- Odparłem i udałem się w stronę kuchni, aby dostarczyć kucharzom zamówienie.
Po chwili jedzenie było już gotowe. Doniosłem je do stoliczka numer 7, po czym poszedłem na zaplecze, aby się przebrać. Moja zmiana nareszcie dobiegła końca. Ubrałem się w koszulkę polo i spodenki w kolano, gdyż słońce grzało niemiłosiernie. Na moment zatrzymałem się przy ladzie i zapytałem o jedną nurtującą mnie rzecz. Już miałem wychodzić, ale usłyszałem brzdęk tłuczonego szkła. Obejrzałem się za siebie i ujrzałem dosyć smutny widok.
Ostatnia klientka niechcący stłukła kieliszek z winem i schylona pod stolikiem zbierała na prędce kawałki szkła, z delikatnym grymasem na twarzy. Podszedłem do jej stolika.
- Przepraszam, nie chciałam. Pokryję koszty.- Mówiła, coraz bardziej się czerwieniąc. Nawet na mnie nie spojrzała.
Kucnąłem obok i pomogłem jej zbierać szkiełka.
- Nic się nie dzieje. Mamy takich przypadków na pęczki. - Odparłem ze sztucznym uśmiechem, aby udawać wzorowego pracownika.
Po chwili pojawił się właściciel, jak zwykle w gburowatym nastroju. Uczestniczyłem w rozmowie klientki z moim szefem. Skończyło się na tym, że kobieta musiała zapłacić niewielką kwotę za zniszczenie naczynia.
Wreszcie skierowałem się w stronę drzwi i z dumnie podniesioną głową wyszedłem. Kilka metrów od wejścia zapaliłem wreszcie papierosa.
Po kilku minutach zauważyłem wychodzącą z restauracji nieszczęsną klientkę. Na mój widok uśmiechnęła się ciepło i podeszła w moją stronę. Mam nadzieję, że nie wytrąci mi peta z rąk.

<Jakaś girl?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz