- Zmień kierunek jazdy przez środek ujeżdżalni i przejdź do stępa - poinformowałam ją, a dziewczyna skinęła mi i pokierowała konia zwalniając przed wjechaniem na ścianę.
- Zaraz przyjdę, a ty stępuj, możesz wyjąc nogi ze strzemion - powiedziałam i ruszyłam do wyjścia z ujeżdżalni. Szybko przygotowałam boks dla Mortena, nalałam mu wody i dałam siana. Reszta koni dostała już wcześniej. Czemu nie dałam tylko mu? Nie chciałam by dostał kolki w czasie jazdy. Wróciłam do dziewczyny i kazałam jej się zatrzymać na środku ujeżdżalni.
- Podziękuj koniowi za jazdę i możesz schodzić. Od siodłaj go i zaprowadź do boksu - rzekłam, a on zsiadła z wałacha, poluźniła mu popręg i zabezpieczyła strzemiona z czego byłam bardzo dumna gdyż wcześniej zawsze musiałam jej o tym przypominać. Wałach zarżał i zaczął kopać w piachu swoim kopytem. Uśmiechnęłam się lekko i otworzyłam ujeżdżalnie by dziewczyna mogła wyjść z koniem. Po drodze zapłaciła mi za jazdę dziękując. Zgasiłam światło w pomieszczeniu i poszłam po swoje dwie psiny. W domu szybko wzięłam prysznic, który trwał zaledwie pięć minut i przebrałam się. Psom założyłam kagańce, obroże i zapięłam smycz. Skierowałam się z nimi do stajni sprawdzając czy dziewczyna wszystko dobrze odłożyła i czy koń jest w boksie. Oczywiście, każda rzecz była na miejscu. Pogłaskałam jeszcze pysk Mortena nim ruszyłam do wyjścia. Zamknęłam stajnie jednak nie gasiłam w niej światła. Wiedziałam, że lubią gdy zawsze coś im świeci, czuły się tam wtedy bezpieczniej. Nie zakładałam koniom derki ponieważ było ciepło, zresztą były one przyzwyczajone do takiej pogody. Ruszyłam ze swoimi psami do garażu. Tam spakowałam je do samochodu i sama do niego wsiadłam. Odpaliłam i wyjechałam z pomieszczenia kierując się do bramy, którą otworzyłam przyciskiem znajdującym się zawsze w samochodzie. Wyjechałam na drogę i od razu ruszyłam w dobrze znane mi miejsce jakim jest weterynarz. Podłączyłam telefon do radia i włączyłam muzykę, która od razu wypełniła cały samochód. Wdychałam zapach kochanej lawendy, który wprost uwielbiałam. Zawsze przypominał mi o babci, o tym, że ona sama zawsze nią pachniała. Uśmiechnęłam się na tą myśl. Wiedziałam jednak, że jeśli dalej będę o niej myśleć rozpłaczę się.
- Veron skarbie będziesz grzeczny prawda? - spytałam psa i spojrzałam w lusterko by ujrzeć pysk psa położony na opacie na głowę, miał wystawiony język i lizał nim kaganiec.
- Oj na pewno będziesz - rzekłam i przypomniałam sobie, że jeszcze muszę w drodze powrotnej zajechać do sklepu. Musiałam zrobić jakieś babeczki na jutro. Wsłuchałam się w dobrze mi znane piosenki i zaczęłam cicho śpiewać wystukując ich rytm pomalowanymi na czarno paznokciami o kierownice. Nim dojechaliśmy do celu zdążyłam zaśpiewać jeszcze dwie ulubione piosenki. Zaparkowałam tuż przed budynkiem i zauważyłam, że powoli się ściemnia. Wyprowadziłam dwa psy z uśmiechem i zamknęłam samochód przyciskiem. Ruszyłam w stronę drzwi. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk dzwonka.
- Dobry wieczór - powiedziałam z uśmiechem do znanego mi już weterynarza. Ten spojrzał na mnie i odwzajemnił gest.
- A dobry, jak tam psy? - zapytał i spojrzał na dwa duże zwierzaki, które stały po obu moich stronach.
- Sprawdź, który pierwszy? - odpowiedziałam pytaniem, a Han wzruszył ramionami.
- Od tego bardziej grzecznego. Chodź Niala - rzekł i przywołał do siebie psa. Puściłam więc jej smycz, a suka podbiegła do mężczyzny powalając go na ziemię. Zaśmiałam się patrząc jak pies próbuje lizać Hana po twarzy przez kaganiec.
~~~~**~~~~
Wracałam właśnie od weterynarza. Psom nic nie było z czego bardzo się cieszyłam. O Hana do sklepu nie było daleko dlatego nawet nie włączałam muzyki. Zauważyłam, że obok sklepu siedzi grupka ludzi, na którą Veron zaczął warczeć. Wyszłam z samochodu i uspokoiłam psa klepiąc go lekko po pyszczku. Uchyliłam im trochę okna by miały dostęp do świeżego powietrza. Wzięłam torebkę i poszłam do sklepu. Moja lista zakupów nie była długa. Zapas proszku do pieczenia bo oczywiście wczoraj mi się skończy, czekolada, masło orzechowe i kilka innych produktów, a w szczególności zajrzałam na dział herbat. Miałam nadzieje, że któryś z tych smaków nie próbowałam. Tak! Wychwyciłam swoim spojrzeniem herbatę o smaku czarnej porzeczki z karmelem i od razu spakowałam ją do koszyka. Ruszyłam do kasy i zaczęłam wyjmować produkty na blat. Kasjerka zaczęła liczyć, a ja następnie pakowałam rzeczy do torby. Kiedy kobieta powiedziała ile mam zapłacić wyjęłam wyznaczoną sumę i pożegnałam się wychodząc i biorąc ze sobą zakupy. Zobaczyłam, że towarzystwo, które było wcześniej teraz niebezpiecznie zbliżyło się do mojego samochodu, ruszyłam szybko w ich stronę i otworzyłam auto. Wsadziłam zakupy jednak niedokładnie zakryłam swoim ciałem wyjście bo Veron wyskoczył i podbiegł do chłopaków i rzucił się na jednego z nich, który zaczął go wołać.- Veron! Nie wolno!- krzyknęłam do niego. Chwyciłam za smycz, która była w samochodzie i zamknęłam go. reszta towarzystwa rozbiegła się i został tylko chłopak z moim psem, którego szybko zapięłam. Odsunęłam go od mężczyzny, i od razu zaprowadziłam go do auta. Wróciłam do człowieka, który podniósł się do pozycji siedzącej.
- Bardzo za niego przepraszam - powiedziałam i pomogłam mu wstać jednak chłopak lekko chwiał się na nogach. Chyba za dużo wypił, w dodatku możliwe iż przestraszył się psa.
- Nic nie szkodzi... - rzekł niepewnie, a ja ruszyłam z nim w kierunku swojego samochodu chcąc dać mu wody jednak ten zemdlał toż obok niego.
- No i zajebiście - usłyszałam swoje słowa. Nie wiedziałam co z nim mam zrobić. Zawieść go do szpitala? Wiedziałam, że nie jest to konieczne. Stwierdziłam więc, że lepiej będzie gdy zabiorę go do siebie i poczekam, aż odzyska przytomność.
~~~~**~~~~
Wiedziałam, że nie przeniosę sama chłopaka na łóżko dlatego zadzwoniłam po jednego ze z braci, który oczywiście zgodził się mi pomóc. Gdy byłam już pod domem chłopak czekał na mnie oparty o swój motor. Od razu podszedł do samochodu, wypuścił najpierw psy i odpiął im kagańce zostawiając obroże.- Otwórz dom ja go wezmę sam - powiedział, a ja skinęłam głową i podbiegłam do drzwi otwierając je szybko jak zawsze drżącymi dłońmi.
- Zanieś go na górę - rzekłam, a ten od razu tak uczynił wchodząc do domu. Wróciłam się po zakupy, które od razu wniosłam do kuchni. Nie wiedziałam co myśleć o nieznajomym chłopaku. Miałam nadzieje, że niedługo odzyska przytomność. Mój brat- Christian wrócił do mnie po chwili.
- Spadam mam urodziny Jenny - powiedział, a ja skinęłam głową i wlałam wody do czajnika by wypróbować nową herbatę.
- Złóż jej ode mnie życzenia - rzekłam, chłopak nic nie odpowiedział jednak usłyszałam trzaskanie drzwi, a to był znak, że już go nie ma. Stwierdziłam, że najlepszym pomysłem będzie zrobienie babeczek, nim jednak to zrobiłam poszłam wziąć prysznic i przebrać się w wygodniejsze rzeczy. Padło na czarny stanik sportowy oraz tego samego koloru spodenki. Umyłam zęby i rozczesałam włosy związując je w kucyka. Wyszłam z łazienki i od razu skierowałam się do kuchni, zalałam sobie wreszcie herbatę ciesząc się jej aromatycznym zapachem, który rozniósł się po całym pomieszczeniu. Rozpakowałam zakupy i nalałam wody do szklanki, którą poszłam zanieść chłopakowi.
Igor? Przepraszam ale nie umiem zaczynać xD
+20PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz