Strony

5 lip 2018

Od Althei C.D Felix

    Z każdym nowym klientem moje spojrzenie przejrzało bar jeszcze raz, jak gdyby coś w tym obrazie, oprócz większej ilości ludzi, miałoby się zmienić. Ścierką leniwie przesuwałam po blacie, nie licząc już nawet, ile kółek zrobiłam. Zapowiadał się nic nie wnoszący, zwyczajny dzień, który standardowo minie tak samo, włącznie ze niezmiennymi szczegółami: skończę pracę z lekkim opóźnieniem, zrobię małe zakupy i wrócę do siostry, która nie będzie ukrywała zniecierpliwienia. Ale wtedy wszystko zrekompensuję jej ciastkami.
    Z przemyśleń wyrwał mnie kolejny klient. Odłożyłam ścierkę na bok, starając się o najbardziej przyjazny ton, na jaki było mnie stać, lecz pod naciskiem zmęczenia nie udało mi się to w ogóle. Obdarowałam więc wysokiego mężczyznę o brązowych włosach beznamiętnym głosem. Zakładałam, że poprosi o dzisiejszy specjał, ale to, co wyszło później z jego ust, spędziło mi z powiek wszelkie zmęczenie. Mętlik w mojej głowie urósł do monstrualnych rozmiarów, a mózg nie potrafił przetworzyć tej informacji. „Twój ojciec nie żyje”. Momentalnie zmarszczyłam brwi, prosząc Boga o jak największy głos rozsądku w tej sytuacji. Ach, zapomniałam. Bóg nie wie o istnieniu mojej rodziny.
    - Mój ojciec zaginął. Wątpię, że był w tym mieście. – Próbowałam wrócić do ścierania blatu, ale odkryłam, że moja dłoń bezustannie drży.
    - Niestety, ale to raczej nie przypadek. – Westchnął głęboko i pokręcił głową. – Czy twój ojciec nazywał się Antonio Santos, był w średnim wieku?
    Parę słów znów przywołało do mnie całą masę wątpliwości. Podświadomie wiedziałam, że po prostu nie chcę słyszeć o ojcu, nawet o jego śmierci, która nie była w stanie mnie poruszyć. Jedyne, co do niego żywiłam, to okropną nienawiść, pielęgnowaną przez długie lata, kiedy wspominałam o nim przy każdej porażce. Nie mamy na czynsz, bo ojciec spierdolił i nas zostawił. 
    - Tak, to on… ale nie widziałam go od wielu, wielu lat. – Dałam za wygraną i odłożyłam ścierkę, odwzajemniając spojrzenie mężczyzny. Na oko miał dwadzieścia-parę lat, ale nie skupiałam się na jego aparycji. – Nie sądzę, bym miała z nim teraz cokolwiek wspólnego.
    - Jesteś rodziną, musiałem cię poinformować.
    Rodzina… uśmiechnęłam się pod nosem. Nie wiedząc, co mnie podkusiło, zadałam mu pytanie.
    - Jak zginął? – Zignorowałam nadchodzących klientów. – Zostawił coś po sobie?
    - Nie mam pojęcia, czy coś zostawił, z tym pytaniem już raczej do sądu. My dopiero co ustaliliśmy jego tożsamość. – Uśmiechnął się. Miałam wrażenie, że wybiera okropnie nieodpowiednie momenty do radości. – Lepiej stąd wyjdźmy, jeśli nie chcemy odstraszyć klientów rozmową o zwłokach.
    Mężczyzna wstał, a ja wyszłam zza lady, nie troszcząc się nawet o to, że trwa moja zmiana w barze. Oboje oddaliliśmy się nieco od lokalu i w akompaniamencie ruchu drogowego rozpoczęłam rozmowę, nie kryjąc zainteresowania.
    - Więc jak zginął?
    - To było zabójstwo – wytłumaczył pokrótce, ale to nie potrafiło do mnie dotrzeć. Ani ta cała śmierć. Nie przeszło mi nawet przez myśl, że mój ojciec mógłby mieszkać parę, może paręnaście kilometrów ode mnie. Albo od miejsca, w którym niegdyś mieszkał, a z którego uciekł. To wydawało się tak cholernie nierealne, dlatego nigdy, na przestrzeni tylu lat, go nie szukałam.
    - Dlaczego to takie dziwne… – Zaczesałam nerwowo włosy do tyłu, czując jak narasta we mnie nieprzyjemne uczucie konsternacji. – Proszę, mogę jakoś potwierdzić tę tożsamość? Mogę tam pojechać, dowiedzieć się czegoś? Zabierzesz mnie tam? – Bezustannie patrzyłam mężczyźnie w oczy, chowając w swoich taką nadzieję, jak jeszcze nigdy. Byłam gotowa wyrwać się z pracy od raz, bez względu na konsekwencje.

[Felix?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz