Schody chyba pokonałam w swoim rekordowym tempie, potem wydostałam się na zewnątrz kamienicy, oślepiona chwilowo jasnym blaskiem lejącym się z górującego słońca. Kontury dwóch sylwetek rzuciły mi się w oczy, wśród których rozpoznałam niską Lucię oraz znacznie wyższego, barczystego i silnie prezentującego się mężczyznę. Przywodził mi na myśl same kłopoty, i w końcu w pośpiechu zbliżyłam się do swojej siostry, która była wręcz atakowana pytaniami przez nieznajomego. Nie zamierzałam przebierać w słowach.
- Odsuń się od niej. – Położyłam Lucii dłoń na ramieniu i szarpnięciem przysunęłam ją do siebie. Wydawała się równie zdziwiona, co ten dziwak gapiący się na nas jak na eksponaty.
- Bez obaw, Altheo. Spokojnie. – Starał się mnie uspokoić, przemawiając bezkonfliktowym głosem, lecz ten ton odbijał się ode mnie tak, jakby moje ciało otaczała gruba powłoka.
- „Altheo”? – Zmarszczyłam brwi. – Skąd znasz moje imię? – Nim się spostrzegłam, Lucia zwinęła palce w uścisk, który niespodziewanie ujął moją dłoń. To sprawiło, że rzuciłam jej nagłe spojrzenie.
- Ten pan mówi, że... – Lucia nawet w najmniejszym stopniu nie wydawała się być pewna swoich słów – był znajomym babci. – I wierzysz mu? Zakpiłam w myślach.
- Dokładnie to mam na imię Fabio. – Wyciągnął do mnie dłoń, którą jedynie obdarowałam niemiłym wzrokiem, po czym przesunęłam go na nieznajomego. Nie umiałam mu zaufać; nie namawiały mnie do tego jego rysy twarzy, jej tajemniczy wyraz, skrywający jakiś sekret. – Szukałem was od dawna, a raczej odkąd dowiedziałem się o śmierci . Obiecałem waszej babci, że was znajdę.
Wezbrało we mnie dziwne uczucie niepokoju. Tak cholernie silne, że nie potrafiłam do końca uwierzyć w to, co do mnie dochodzi.
- Dowód – powiedziałam chłodno. Zamieniałam się w bezuczuciową sukę i nawet, gdy mi się to nie podobało, to nie miałam nic do powiedzenia. Wsparcie finansowe, zaczepianie mojej siostry, oferowanie mieszkania – przesłyszałam się? I facet, którego pierwszy raz widzę w swoim życiu. Ostatnie, co bym chciała, to dać mu się zbliżyć.
- Słucham?
- Dowód. Taki dokument potwierdzający tożsamość. – Powiodłam wzrokiem do kieszeni jego kurtki. Wyglądała na uzupełnioną, ale nie byłam pewna czym dokładnie.
Mężczyzna odpowiedział mi delikatnym, jakże niewinnym uśmiechem i rozłożył ręce bezradnie na obie strony.
- Niestety, zostawiłem w domu.
- Zostaw mnie i moją siostrę w spokoju. Nie potrzebujemy pomocy. – Zaledwie udało mi się wypowiedzieć drugie zdanie, a poczułam wbijające się we mnie spojrzenie Lucii. Tak, wiem, że potrzebujemy. Ale nie pozwoliłabym, by kręcił się obok nas obcy facet.
Szybko zawróciłam nas z powrotem do kamienicy, pozostawiając przed nią skonfundowanego nieznajomego. Jak się okazało, nasz puszysty przyjaciel czekał dzielnie przed wyjściem z budynku, schowany w cieniu korytarza, i gdy tylko nas ujrzał, szczeknął radośnie. Towarzyszył nam aż do wejścia do mieszkania, zaś w jego wnętrzu ułożył się przy kanapie oraz mrugał z zaciekawieniem. Moje nogi wykonywały kręte ścieżki po pokoju. Nie umiałam zdecydować, czy byłam bardziej zestresowana czy wściekła. Emocje próbowały przejąć nade mną kontrolę, jak to zwykle bywało, i pod ich wpływem byłam gotowa nawet podrzeć banknoty z koperty na małe części. Lucia wodziła za mną zmartwionym spojrzeniem, a w wyrazie jej oczu zobaczyłam autentyczną troskę. Nie lubiła, gdy się wściekam.
- O co cię pytał? – Stanęłam w miejscu. Powaga mojego głosu mogła przeszyć moją siostrę na wylot.
- O to czy dostałyśmy kopertę… – tłumaczyła, ściągając twarz w wyrazie zamyślenia. – Jeszcze o to czy chcemy się do niego przeprowadzić, to słyszałaś. Mówił, że pomógłby nas finansowo.
- I co odpowiedziałaś?
- Chciałam odmówić, ale się pojawiłaś. Spokojnie. – Ruszyła leniwie w moim kierunku i bez zbędnych słów ujęła moje obie dłonie, pozwalając, by cisza uzupełniła powietrze. Kompletna cisza, tak niewygodna i drażniąca, że wszystkie moje myśli stały się dwa razy głośniejsze.
Jej gest wbrew wszystkiemu pomógł mi chwycić głębszy oddech. Czułam, jak całe moje ciało odpręża się i wyrzuca z siebie resztki wściekłości. Lucia zawsze to robiła, gdy bez pozostałości chłonęły mnie całe pokłady emocji. Wpatrywała się w moje oblicze spojrzeniem niebieskich, zimnych oczu, które były jak ocean gaszący płomień.
- Już? – Minęło parę milczących chwil, zanim się odezwała. Nie musiałam nawet dopytywać o co chodzi, bo dokładnie wiedziałam o co, i w krótkiej odpowiedzi skinęłam głową. – Zjemy coś?
- Mogłybyśmy… tylko nie ma zbyt wiele rzeczy w lodówce.
- Miałam iść do sklepu. – Przypomniała sobie, momentalnie stygnąc w miejscu niczym kamień, ale ja bez emocji pokręciłam głową i machnęłam ręką w geście obojętności.
- Nie przejmuj się tym. Jutro pójdziemy razem.
Lucia nie zamierzała się ze mną kłócić; zawołała Ducha do kąta, w którym miał miskę na jedzenie i dała mu resztę karmy z puszki, natomiast ja chwyciłam za długą szczotkę i rozprawiłam się z tym, co powinnam zrobić wcześniej: pozbyć się okruchów, śmieci oraz latającego futra Ducha z podłogi. Wolnymi ruchami zmiatałam wszystko, co stawało na drodze twardemu włosiu i przez dłuższy okres czasu nie zwracałam uwagi na nieprzyjemny, wręcz ćmiący ból głowy. Cisza sprzyjała moim dolegliwościom, które pojawiły się zupełnie znikąd. Migotanie zmieniło się w głośny szum, grający bolesną symfonię na moich nerwach. Ciemność nachodziła mnie z każdej strony, chłonąc pole widzenia, aż w końcu – bez zdolności, by powiedzieć chociażby słowo – poczułam, że tracę świadomość. Ostatnie wspomnienia to moje bezwładne ciało opadające twardo na podłogę oraz głuchy odgłos szczotki stykającej się z powierzchnią. I to tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz