Strony

6 lip 2018

Od Bridget do Althei

Chwyciła czarny plecak, zakładając go pokracznie na plecy, jednocześnie wciskając na siebie trampki. Niedokładny kucyk mówił wszystko o czasie, który miała rano na przygotowanie. Nie, to jeszcze nie ten etap. Nie wyglądała jak psu wyjęta z gardła, lecz luźna biała koszulka i dżinsy dopełniały wizerunek spóźnionej nastolatki. Jedyną różnicą był brak makijażu. Uznała go za niepotrzebny w takiej sytuacji.
- Wychodzę! – krzyknęła na całe mieszkanie, choć nie było opcji, aby Sivan ją usłyszała. Głęboki sen borsuka oraz zamknięte drzwi zapewniały jej ciszę, jakiej potrzebowała, gdy zaspana współlokatorka niezręcznie się tłukła.
Nie było szans, aby pojechać odpowiednim autobusem. Nie śpieszyła się, gdy wyszła na zewnątrz. Właśnie w tym momencie pojazd przejechał jej pod nosem. Wywróciła oczami i ruszyła na przystanek. Ruchliwe miasto nie powinno odczuć jej zagubienia.

»»»

Kliknięcia myszki, wyschnięte oczy, przygryzanie kolczyków. Brunetka wykonywała swoją pracę z muzyką w uszach. Nie rozmawiała tak jak Polly. Skupiała się jedynie na zadaniu, skrupulatnie spełniając obowiązki. Muzyka dawała natchnienia, a krople ukojenie dla popękanych naczynek. Po urlopie z powodu choroby nie była przyzwyczajona do takiego czasu przed ekranem. Nie wytrzymała - nerwowo spojrzała na zegar ścienny. Pozostała jeszcze godzina do przerwy. Tym razem był to koniec zmiany. Miała jeszcze zwolnienie, lecz mimo to przyszła, więc nie musiała zostać do wieczora. Nieco uspokojona zabrała się znów za przeglądanie zamówień. Te najprostsze zostawiała sobie na robotę w domu. Ktoś poklepał ją po ramieniu. Zdezorientowana zdjęła prędko słuchawki, po czym się odwróciła.
- Zamawiamy coś? Nie chce mi się wychodzić w taką beznadziejną pogodę - zagadała blond koleżanka, wskazując na szybę całą w kroplach deszczu.
- Właściwie to miałam iść do domu - odpowiedziała cicho Bridget, spoglądając na dziewczynę przepraszającym wzrokiem.
- Co nie zmienia faktu, że masz okazję do jedzenia z taką osobistością, jaką jestem ja - roześmiała się.
Hemmings tylko delikatnie się uśmiechnęła, przecząc ruchem głowy. Na twarzy współpracowniczki pojawił się chwilowy zawód, ale zaraz znów przybrała postać radosnej optymistki, jedynie nieznacznie wzruszając ramionami. Wróciła na swoje stanowisko, nie mówiąc już ani słowa.

Uradowana wyszła z biura. Nie wzięła parasolki, do dyspozycji miała dużą bluzę. Szybko zarzuciła kaptur i poczęła biec. Aby nie napotkać swojej znajomej, której na dzień dzisiejszy miała już dość, nie poszła do knajpy naprzeciwko. Wsiadła w pierwszy lepszy autobus. Zajęła miejsce, wyciągając z plecaka telefon. Szybko uświadomiła sobie, iż zostawiła swoje proste, białe słuchawki na biurku. Nie wracała po nie, tylko sprawdziła, gdzie jest najbliższy bar mleczny. Wydostała się z pojazdu na odpowiednim przystanku i wierząc elektronicznemu, złośliwemu urządzeniu kluczyła ulicami. Przemoczona przekroczyła próg tej jednej, jedynej placówki. Cichy dzwonek wyciągnął zza lady ciemnowłosą, młodą dziewczynę. Kąciki jej ust lekko się podniosły, kiedy zobaczyła klienta w tak smętny dzień. Ludzie nie włóczyli się po mieście, a co za tym idzie, jedli odgrzewaną pizzę z supermarketu. Janet usiadła na stołku tuż przed barmanką.
- Dzień dobry - westchnęła, spoglądając prosto w jasne oczy. - Jakieś danie dnia?

< Altheo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz