Zmierzyłam wzrokiem niejaką Middleton. Zdecydowanie wyższa, niż ja, pokuszę się i o stwierdzenie, iż wiele bardziej urokliwa. Na co dzień kompletnie nie zwracałam na nią uwagi, poza ciekawszymi momentami, na przykład, gdy pyskowała Ainsley na matematyce bądź podczas jej popisowego numeru, jakim jest rapowanie na biurku wielce zaskoczonego nauczyciela. Swoją drogą, idioci powinni zorientować się, że laska próbuje zwrócić na siebie uwagę i odesłać ją, obniżyć zachowanie, cokolwiek. Na ogół nie zyskiwali mojego poparcia w codziennych sprawach, aczkolwiek tutaj musiałam zabrać głos na ich korzyść, jednak... aby na pewno?
Spojrzenie spod przymrużonych oczu przebiło mnie na wskroś. Czyżby Brooke, ta Brooke, która w ustach każdego zafascynowanego nią nastolatka opisywana była jako nieustraszona buntowniczka, laska mająca kompletnie gdzieś opinię nauczycieli, pierwszy raz poczuła zażenowanie? Czy to, co mówił Winston w jakikolwiek sposób ją ruszyło?
— Middleton, Winston mówił, abyś...
Poprzednie emocje powoli opadały, dziewczyna przerwała mi wpół zdania, stanowczym tonem mówiąc:
— Nie mam zamiaru tam wracać, tyle. Ty możesz wracać, ale nie ja.
Kiedy miałam wyjść z łazienki, dodałam cicho: "Powiem mu, że... dobra, zamknę się".
Uchyliłam delikatnie drzwi klasy, aby wślizgnąć się nimi niczym różowo-niebieska jaszczurka. Szybkim ruchem odsunęłam krzesełko, po czym wróciłam do własnej ławki, starając uniknąć kontaktu wzrokowego z Winstonem.
Nawet nie zapytał, co z Brooke.
Wybierał kolejnego ucznia, który miał paść ofiarą bezwzględnego przepytywania z pięciu ostatnich lekcji, co jak zwykle kończyło się zgrabną jedyneczką w dzienniku, jeśli miałeś szczęście, dwójka była oceną maksymalną. Bethany, blondynka siedząca trzy ławki dalej jako jedyna figurowała w kolumnie z piątką przy nazwisku. A ja? Zadowalałam się jedynką, to tylko jedna. Na dwanaście pozostałych. Chociaż ryzyko, iż na ocenę końcową liczba jedynek wpłynie znacząco było wiele wyższe, niż przypuszczałam na początku roku, nie nosiłam się z zamiarem poprawy. Wąsaty i tak mnie nienawidzi, przez co szansa na poprawkę to... nie przyjmujemy wartości ujemnych. Równo z dzwonkiem zakończył iście intrygującą gadaninę, grożąc przy tym następnymi siedmioma kartkówkami (podał nawet dokładne daty, włącznie z godzinami...). Na korytarzu podłapałam Mel, przyjaciółkę z klasy obok, również w moim wieku. Za nią człapał Theo — blondyn, mniej więcej metr pięćdziesiąt dziewięć, bez grzywki pięćdziesiąt trzy. W dodatku złapał nas Aiden, przysięgam, że już go nie kocham, dawno mi przeszło. Zresztą, ostatnimi czasy nie oglądam się za chłopcami. Aid prezentował się jak zwykle świetnie, koszulka na ramiączkach i spodenki do kolan, a także rozczochrane loki. Melania po uszy zakochana w kapitanie drużyny rugby, jakim jest właśnie Aiden. Szczerze wspieram ją w zauroczeniu, ponieważ nie uważam tego za cokolwiek więcej, niż proste kraszowanie kolejnego gościa, w głębi serca modlę się, aby ten nie złamał jej serducha, chociaż jego własne nie było wcale takie kamienne, rzekłabym, że wręcz przeciwnie — w odróżnieniu od całej zgrai napakowanych macho, brunet należał do dobrych osób, wiernych, godnych zaufania, w czym zdążyłam się upewnić już jakiś rok temu. Zresztą, coraz częściej zastanawiałam się nad moją orientacją. Na co dzień nie mam styczności z osobami ze środowiska LGBTQ+, przez co boję się niezaakceptowania, jako, że nigdy nie byłam w stanie poznać reakcji jak i moich znajomych, i innych osób ze szkoły. Nie chodzi konkretnie o coming out, którego nawet bym nie robiła, a o sam fakt bycia... do cholery, sama nie wiem, jakim określeniem to nazwać. Byłam pewna jednego — póki co moja orientacja pozostaje dla mnie zagadką. Pomińmy to, że koszmarnie nietolerancyjna matka nie zaakceptuje mnie jako dziewczynę, której podoba się ta sama płeć.
Odgłos dzwonka jasno oznajmił wszystkim, że czas dziesięciominutowej przerwy dobiegł końca, a ja, wraz z czcigodną klasą powinniśmy udać się na trzecie piętro, aby tam odbyć lekcję z panią Ainsley.
Z pewnością nie zgadniecie, na kogo wpadłam na schodach.
Spojrzenie spod przymrużonych oczu przebiło mnie na wskroś. Czyżby Brooke, ta Brooke, która w ustach każdego zafascynowanego nią nastolatka opisywana była jako nieustraszona buntowniczka, laska mająca kompletnie gdzieś opinię nauczycieli, pierwszy raz poczuła zażenowanie? Czy to, co mówił Winston w jakikolwiek sposób ją ruszyło?
— Middleton, Winston mówił, abyś...
Poprzednie emocje powoli opadały, dziewczyna przerwała mi wpół zdania, stanowczym tonem mówiąc:
— Nie mam zamiaru tam wracać, tyle. Ty możesz wracać, ale nie ja.
Kiedy miałam wyjść z łazienki, dodałam cicho: "Powiem mu, że... dobra, zamknę się".
Uchyliłam delikatnie drzwi klasy, aby wślizgnąć się nimi niczym różowo-niebieska jaszczurka. Szybkim ruchem odsunęłam krzesełko, po czym wróciłam do własnej ławki, starając uniknąć kontaktu wzrokowego z Winstonem.
Nawet nie zapytał, co z Brooke.
Wybierał kolejnego ucznia, który miał paść ofiarą bezwzględnego przepytywania z pięciu ostatnich lekcji, co jak zwykle kończyło się zgrabną jedyneczką w dzienniku, jeśli miałeś szczęście, dwójka była oceną maksymalną. Bethany, blondynka siedząca trzy ławki dalej jako jedyna figurowała w kolumnie z piątką przy nazwisku. A ja? Zadowalałam się jedynką, to tylko jedna. Na dwanaście pozostałych. Chociaż ryzyko, iż na ocenę końcową liczba jedynek wpłynie znacząco było wiele wyższe, niż przypuszczałam na początku roku, nie nosiłam się z zamiarem poprawy. Wąsaty i tak mnie nienawidzi, przez co szansa na poprawkę to... nie przyjmujemy wartości ujemnych. Równo z dzwonkiem zakończył iście intrygującą gadaninę, grożąc przy tym następnymi siedmioma kartkówkami (podał nawet dokładne daty, włącznie z godzinami...). Na korytarzu podłapałam Mel, przyjaciółkę z klasy obok, również w moim wieku. Za nią człapał Theo — blondyn, mniej więcej metr pięćdziesiąt dziewięć, bez grzywki pięćdziesiąt trzy. W dodatku złapał nas Aiden, przysięgam, że już go nie kocham, dawno mi przeszło. Zresztą, ostatnimi czasy nie oglądam się za chłopcami. Aid prezentował się jak zwykle świetnie, koszulka na ramiączkach i spodenki do kolan, a także rozczochrane loki. Melania po uszy zakochana w kapitanie drużyny rugby, jakim jest właśnie Aiden. Szczerze wspieram ją w zauroczeniu, ponieważ nie uważam tego za cokolwiek więcej, niż proste kraszowanie kolejnego gościa, w głębi serca modlę się, aby ten nie złamał jej serducha, chociaż jego własne nie było wcale takie kamienne, rzekłabym, że wręcz przeciwnie — w odróżnieniu od całej zgrai napakowanych macho, brunet należał do dobrych osób, wiernych, godnych zaufania, w czym zdążyłam się upewnić już jakiś rok temu. Zresztą, coraz częściej zastanawiałam się nad moją orientacją. Na co dzień nie mam styczności z osobami ze środowiska LGBTQ+, przez co boję się niezaakceptowania, jako, że nigdy nie byłam w stanie poznać reakcji jak i moich znajomych, i innych osób ze szkoły. Nie chodzi konkretnie o coming out, którego nawet bym nie robiła, a o sam fakt bycia... do cholery, sama nie wiem, jakim określeniem to nazwać. Byłam pewna jednego — póki co moja orientacja pozostaje dla mnie zagadką. Pomińmy to, że koszmarnie nietolerancyjna matka nie zaakceptuje mnie jako dziewczynę, której podoba się ta sama płeć.
Odgłos dzwonka jasno oznajmił wszystkim, że czas dziesięciominutowej przerwy dobiegł końca, a ja, wraz z czcigodną klasą powinniśmy udać się na trzecie piętro, aby tam odbyć lekcję z panią Ainsley.
Z pewnością nie zgadniecie, na kogo wpadłam na schodach.
Brooke? Niesprawdzane
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz