- David, gdzie masz łazienkę? I przy okazji, jak się wabi to cudo?
- Prosto i po prawej. Blackie. - odparłem i uśmiechnąłem się życzliwie.
Pies radośnie pognał za dziewczyną i nie odstępował jej nawet na krok. Czyżby wolał ją, a nie swojego świrniętego właściciela? No cóż. Gdybym był psem, też wybrałby Rachel, więc nie powinienem mieć do pupila żadnych zarzutów.
Położyłem się na łóżku i czekałem aż moja urocza dwójka wróci, jednak po chwili w moim pokoju znów pojawiła się Camilla.
- No to jak, gdzie są słuchawki? - skrzyżowała ręce i zmierzyła mnie zirytowanym spojrzeniem.
- A gdzie mogłyby być?
- Nie, tam ich nie ma. Szukałam.
Przewróciłem nerwowo oczami.
- Nie mam pojęcia gdzie są. - odparłem, poprawiając ręce pod karkiem i patrząc lekceważąco w sufit.
Niespodziewanie do naszego pokoju weszła Rachel, a tuż za nią "mały niedźwiedź".
- Patrz co znalazłam w umywalce Carter. - rzekła, po czym pokazała mi pogryzione słuchawki.
Parsknąłem głośnym chichotem, a obie dziewczyny przyglądały mi się z lekkim zdezorientowaniem.
- Szukałaś ich, proszę bardzo. Miłego słuchania. - wskazałem ręką na pogryzione urządzenie, po czym teatralnie się wzdrygnąłem. - Będziesz musiała je współdzielić razem z Blackie'm. Zrobił sobie z nich gryzak i wątpię, żeby je odstąpił. - wzruszyłem ramionami i usiadłem na łóżku.
Rachel dała słuchawki mojej siostrze.
- Sam sobie je noś idioto. - krzyknęła wściekle i rzuciła mi nimi w twarz, a raczej próbowała, bo oczywiście mój refleks nie zawiódł i złapałem je w idealnym momencie. Po krótkiej chwili Camilla wyszła z pokoju, głośno trzaskając drzwiami.
Moja twarz przybrała buraczany kolor. Nie ze wstydu wywołanego przez całą tą sytuację, ale przez nękający mnie śmiech. Pora to zatrzymać, za bardzo bolał mnie brzuch.
- Ależ miły z ciebie braciszek. - odparła i usiadła obok mnie.
- Wiem. - uśmiechnąłem się łobuzersko - Ale na poważnie. - dodałem - Jesteśmy dla siebie nawzajem paskudni, ale kiedy trzeba, możemy na sobie polegać. - zgarbiłem się i oparłem łokcie o kolana - Przeszliśmy oboje przez to samo piekło i skrycie, mamy do siebie ogromny szacunek. Ale nieważne, chodź do salonu, tam napiszesz ciąg dalszy swojej książki.
- Nie "napiszę", a "napiszemy".
Na mojej twarzy zawitał uroczy uśmiech.
- Kto ostatni na dole ten zgniłe jajo. - rzuciłem i zerwałem się z łóżka.
Właśnie uświadomiłem sobie, że cofam się w rozwoju. Dziewczyna zaakceptowała moje wyzwanie i ruszyła pędem na dół po schodach.
Ku mojemu zdziwieniu miałem przewagę. Rachel biegła niecałe pół metra za mną.
Ale zaraz, zaraz. Na tych pięknych, drewnianych schodach zdarzyła się dosyć zabawna [przynajmniej dla mnie[a mój humor jest mocno walnięty]] sytuacja. Mosiężne, dębowe schody były niedawno polerowane, gdyż straciły swój dawny połysk. Połączmy to: śliskie stopnie i pędząca w przydużym dresie dziewczyna.
***
Zostały mi tylko 3 stopnie, aby zatriumfować. Na mojej twarzy pojawił się już uśmieszek zwycięstwa, jednak nagle poczułem jakiś ciężar napierający na mnie i to, że lecę do przodu, a raczej się wywalam.
Pora to streścić.
Leżałem na plecach, a na moim brzuchu Rachel, ze swoimi artystycznie nieułożonymi włosami i zdezorientowanym spojrzeniem. Położyłem jej dłoń na karku i spojrzałem w oczy z wyraźnym rozbawieniem.
- Jeżeli chciałaś mnie przytulić, to mogłaś poprosić. - moja twarz przybrała łobuzerski uśmieszek.
Czekałem aż dziewczyna wstanie, abym mógł się podnieść.
Rachel? :'D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz