Uwiesiłem się kolejnej klamki, jakby miała co najmniej uratować mi życie. Naciskałem na nią całym ciałem, ale złośliwość rzeczy martwych postanowiła dać o sobie znać, przez co całe moje starania spełzły na niczym. Zamknąłem zaszklone ze strachu oczy, osuwając się na kolana przed drzwiami. Wiedziałem, że jak się odwrócę, zobaczę nad sobą tego potwora, przed którym uciekałem. Nie chciałem tego zrobić, nie miałem pojęcia, co mogę tam ujrzeć, jakie tym razem rzeczy podświadomość postanowi obrócić przeciwko mnie. Ale musiałem to zrobić, postawić się własnym lękom. Wziąłem głęboki wdech, przygryzłem wargę i spojrzałem na to, co stało za mną.
Obudziłem się gwałtownie, zlany potem. Niechcący zrzuciłem z siebie lisicę, która teraz, wyraźnie niezadowolona, pobiegła do swojego legowiska. Drżącą ze strachu ręką przeczesałem włosy, następnie kładąc dłoń na sercu.
— Tylko spokojnie — szepnąłem, z trudem opanowując się po koszmarze — To tylko zły sen. Bardzo zły sen...
Kiedy uspokoiłem się w znacznym stopniu, sięgnąłem po telefon. Uznałem, że w takim przypadku zapewne i tak nie zasnę, więc równie dobrze mogę poczytać coś ciekawego na internecie. W międzyczasie odczytałem wiadomość od Kaspera, przez co pomyślałem przelotnie, że mój koszmar się chyba jeszcze nie skończył.
''Hej, szczerze, nie spodziewałem się, że napiszesz. Chciałbyś się spotkać jutro? Na przykład w kawiarni? Ja będę płacił, o to nie musisz się martwić, to jak, zgadzasz się? :3''
Najchętniej odpisałbym krótko, że nie i po prostu zapomniał, iż taka wiadomość istnieje. Nie leżało to jednak w mojej naturze, więc, postępując całkiem logicznie, zrobiłem coś, co jeszcze bardziej nie zgadzało się z aktualnymi myślami mej osoby.
"Tak, jasne. Spotkajmy się przy rzece po południu, tam gdzie wcześniej, a potem coś razem wymyślimy."
***
Zgodnie z umową, przyszedłem nad rzekę z nieco lepszym humorem i nastawieniem co do całego spotkania niż wcześniej. Może to dzięki drzemce, którą uciąłem w międzyczasie, albo dzięki kawie, wypitej w pośpiechu przed wyjściem. Chociaż, gdybym miał obstawiać, największą zasługę w tym wszystkim mają orzeszki, których drugie opakowanie właśnie otwierałem. Z delikatnym uśmiechem wyciągnąłem ze środka słony przysmak, aby później podrzucić go i złapać między wargi. Lubiłem zachowywać się czasem jak dziecko. W końcu, każdy kiedyś potrzebuje odpocząć od bycia dorosłym, czyż nie?
<Kasper? Trochę długo towarzysz czekał...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz