Strony

24 lip 2018

Od Lucii C.D Althea

   Wycierając sok, który rozlałam na blat przy kuchence, usłyszałam gwałtowny hałas, dobiegający zza moich pleców, a zaraz po nim zdenerwowane szczekanie Ducha. Obróciłam głowę w tamtym kierunku i zamarłam, widząc bezwładne ciało mojej siostry na podłodze. Niewiele myśląc, rzuciłam szmatkę i od razu do niej podbiegłam. Klęknęłam przed nią i delikatnie ją podniosłam z ziemi, kładąc jej głowę na swoich kolanach.
    - Al… - Potrząsnęłam jej ciałem raz, a gdy się nie odezwała, zaczęłam klepać ją lekko po policzku, by jakoś ją ocucić. Temu wszystkiemu towarzyszyło szczekanie psa. - Al! - podniosłam głos bezsilna. - Obudź się…
   Ona ani drgnęła.
   Czułam, jak w moim ciele narasta panika. Przytuliłam do siebie mocno ciało siostry i wzięłam głęboki oddech. Taka przestraszona i zdezorientowana nie byłam w stanie nic zrobić. W każdym razie nic dobrego.
    - Duch, cicho! - warknęłam na psa, na co ten momentalnie zapiszczał cicho i skulił się, patrząc na mnie posłusznie. Jego uporczywe szczekanie tylko mieszało mi w głowie. Westchnęłam nerwowo i zaczęłam w mojej głowie układać mały plan działań. Już po chwili byłam gotowa, by chwycić za telefon i zadzwonić na pogotowie. Strasznie się bałam i nie chciałam, żeby okazało się, że to jest coś poważniejszego. Gdy odebrali ode mnie telefon, wzięłam głęboki oddech i starałam się na spokojnie mówić, co się stało, gdzie się znajduję i w jakim stanie jest moja siostra. Już kilka chwil później usłyszałam od kobiety, że pomoc jest w drodze i się rozłączyłam, krótko dziękując.
   Kurczowo trzymałam siostrę przy sobie, czekając na nadjeżdżającą już pomoc. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby stało jej się coś naprawdę złego. Jedyne co mi pozostało to mieć nadzieję i modlić się o lepszy koniec tego incydentu. Po raz kolejny uświadomiłam sobie to, co uzmysławiam sobie codziennie. Nie dałabym bez niej rady, nie wytrzymałabym ani jednego dnia bez jej pięknego uśmiechu, kojącego uścisku i słów “kocham cię” wydostających się z jej ust za każdym razem, gdy szłam spać. Zgarnęłam jej włosy z twarzy i czule pocałowałam w czoło, czując, jak moim ciałem zaczyna targać szloch.
   Jakieś pół godziny później byłam w szpitalu, po następnych piętnastu minutach obudziła się Althea. Wielki kamień spadł mi z serca, gdy usłyszałam, że nic wielkiego jej nie jest. To było tylko przemęczenie i przepracowanie. Prychnęłam w myślach. TYLKO. To słowo krążyło mi w głowie tuż obok pozostałych dwóch wyrazów. PRZEMĘCZENIE. Ostatnio prawie w ogóle nie spała i cały czas jest na nogach. PRZEPRACOWANIE. Siedzi w barze całe dnie i nie ma nawet chwili, żeby mogła na chwilę odetchnąć. Przecież nie musiałaby przez to wszystko przechodzić, gdy już pozwoliłaby mi pracować. Nie powinnam tego tematu zaczynać, nie chciałam tym znowu denerwować mojej siostry i sprawić, że poczułaby się jeszcze gorzej. Zachowałam więc te przemyślenia do siebie, wchodząc na salę, na której leżała. Gdy mnie zobaczyła, od razu rozkwitł jej uśmiech na ustach, na co odpowiedziałam tym samym. Wzięłam jakieś krzesło, które stało niedaleko i przysunęłam je do jej łóżka.
    - Hej, jak się czujesz? - Złapałam ją za rękę, głaszcząc ją delikatnie.
    - Dobrze - odpowiedziała od razu. - Nie wiem, po co chcą mnie tu trzymać jeszcze przez kilka dni, skoro czuję się dobrze.
    - Trafiłaś tu z przemęczenia i przepracowania, - podkreśliłam dwa ostatnie słowa, - ja też bym na ich miejscu cię nie wypuszczała, musisz odpocząć, na ten czas sama sobie dam radę - uprzedziłam cisnące się jej na usta pytania.
    - Ale gdy będę siedzieć tu bezczynnie, to obniżą mi za to wypłatę - powiedziała, nie spuszczając ze mnie wzroku.
    - Mamy pieniądze z tej koperty, przyda ci się kilka dni takiego bezczynnego siedzenia w jednym miejscu - rzekłam dosyć ostro. - Choć raz mnie posłuchaj i nie wypisuj się ze szpitala, okej? Odpocznij, będę codziennie do ciebie przychodzić z jedzeniem. - Uśmiechnęłam się do niej.
   Przez chwile siedziałyśmy w ciszy, dopóki ta nie odpowiedziała mi lekkim kiwnięciem głowy.
   Siedziałam u niej jeszcze grubo ponad godzinę, póki nie zdecydowałam, że dobrze byłoby wrócić do domu i zająć się małym puchatym koleżką. Poza tym następnego dnia był poniedziałek i musiałam się przygotować jako tako do szkoły.
   Droga do kamienicy nie zajęła mi zbyt dużo czasu. Nie chciałam wydawać pieniędzy na bilet, więc przeszłam się na nogach te parę kilometrów. Gdy dotarłam do domu, nadal było jasno, w końcu była dopiero szesnasta. Pierwsze co zrobiłam, gdy przeszłam przez próg mieszkania, to zajęłam się Duchem. Czułam, jak łapały mnie wyrzuty sumienia, gdy słyszałam jego ciche skomlenie za drzwiami. Dałam mu coś do przegryzienia, wyczesałam jego niesforne futro i zaczęłam sprzątać w mieszkaniu. Wszystko mi tak opornie szło, że myślałam, że zaraz się tu nad tym wszystkim pochlastam. Rzeczywiście z pomocą siostry byłoby o wiele lepiej…
   W pewnym momencie ktoś zadzwonił dzwonkiem, przerywając tym samym moje prace nad czystością mieszkania. Otworzyłam drzwi i zdziwiłam się, widząc tego samego mężczyznę, z którym rozmawiałam parę godzin temu.
    - Co pan tu robi? - spytałam zdziwiona, nie otwierając drzwi za szeroko.
    - Widziałem jakiś czas temu, jak twoją siostrę spod kamienicy zabiera karetka. Czy wszystko z nią w porządku? - Popatrzył na mnie. Miał miły wyraz twarzy, ale nie mogłam mu tak po prostu zaufać.
    - Czuje się dobrze - powiedziałam krótko. - Mógłby pan już odejść?
    - A nie mógłbym ci jakoś pomóc? W końcu jesteś sama, pomógłbym ci posprzątać w domu, ugotować coś - zaoferował się, na co pokręciłam głową, chcąc odmówić.
    - Nie potrzebuje pomocy. - Już miałam zamykać drzwi, gdy między nimi znalazła się jego stopa, która stanowczo mi to utrudniała. Przez wolną szparę w drzwiach zobaczyłam jego rękę z dowodem osobistym, na którym było napisane jego imię i nazwisko.
    - Pozwól sobie pomóc - usłyszałam zza drzwi. - Twoja babcia nie chciała, byście męczyły się w takim miejscu, ledwo wiążąc koniec z końcem.
   Popatrzyłam na jego dłoń przez dłuższą chwilę, po czym otworzyłam szerzej drzwi.
    - Dlaczego panu tak zależy? - spytałam cicho, patrząc na niego.
    - Obiecałem, a obietnice należy dotrzymywać. Mogę wejść?
   Po dłuższej chwili otworzyłam drzwi szerzej i zaprosiłam go do środka. Ten pierwsze co zrobił, to ściągnął płaszcz, zawiesił go na wieszaku i momentalnie złapał za miotłę, zaczynając zamiatać. Patrzyłam na to przez chwilę trochę zdziwiona. Taki rosły facet, trzymający o wiele mniejszą od siebie miotłę. Nie powiedziałam jednak nic i wróciłam do mojego wcześniejszego zajęcia. Pracowaliśmy w ciszy. Nie zadawał żadnych pytań, chyba wyczuł, że nie mam ochotę na żadne odpowiadać. Odpowiadała mi ta cisza, tylko Duch co chwila spogląda krzywo w stronę naszego gościa. Miałam wrażenie, że popełniłam błąd, wpuszczając go do mieszkania.
   Gdy usłyszałam przekręcanie klucza w drzwiach, a zaraz potem widok Althei, która stanęła w miejscu i zamarła, wiedziałam, że to był błąd.
   Wielki jak cholera.

< Allll? >
+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz