Spojrzałam na mężczyznę i parę razy powtarzałam sobie w głowie jego propozycje. Jakby wydawała mi się absurdalna, wręcz niemożliwa. Jak ktoś może oferować kawę niemalże obcej osobie? Przecież mnie nie zna, tak jak ja nie znam jego. Jesteśmy sobie zupełnie obcy, a mimo to ten i tak oferuje mi tę szczodrą usługę. Dla kogo jak dla kogo, ale dla mnie rzeczywiście była ona szczodra. Kawa, szczególnie w jakiejś knajpie, kosztuje tyle, co mrożone warzywa, albo nawet i więcej, w zależności, w jakim miejscu się ją pije.
Nadeszła pora na szybką, "męską" decyzję, więc kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się delikatnie. Miałabym wyrzuty sumienia, gdybym nie wykorzystała okazji, ale z drugiej strony to też teraz je mam, przez wrażenie, że w pewnym małym stopniu go trochę wykorzystuję. Starałam się wyrzucić te myśli z głowy i wkroczyłam wraz z mężczyzną w głąb budynku. Nie wyglądało mi to na tanią knajpę, w ogóle. Nieduże gromady ludzi wypełniały lokal. Nie wyglądali wcale na nie wiążące końca z końcem osoby. Ściany były pomalowane na miłe dla oka, ciepłe kolory, a w pustych przestrzeniach między oknami wisiały donice, wypełnione czerwonymi surfiniami. Stoły były oddalone od siebie w miarę zbliżonych do siebie odległościach, przyozdobione pięknymi obrusami, a na samym ich środku, w szklanych wazonach można było ujrzeć świeże kwiaty. Jeszcze nigdy nie gościłam w tak ładnym i zadbanym pubie. W sumie… prawie nigdy nie gościłam w żadnym pubie i w sumie nie narzekam z tego powodu.
Usiadłam naprzeciwko mężczyzny przy stoliku, który stał bezpośrednio obok okna. Miałam z niego widok na ulicę, obecnie zalewaną porządnym deszczem. Nie wyglądało na to, żeby za niedługo miało przestać. Krople deszczu jakby rozgniewane padały na asfalt, odbijając się od niego z dosyć dużą siłą. To zjawisko wprawiało mnie w zadumę. Przywoływało mi na myśl wiele różnych sytuacji z mojego życia. Niedługo poźniej z otępienia wyrwała mnie kelnerka, która przyszła zebrać zamówienie. Wzięłam to, co chciałam - małą, czarną kawę. Nie tylko dlatego, że była najtańsza, ale też dlatego, że była moją ulubioną. Nie potrafię pić ani kawy z mlekiem, ani z cukrem, w pewnym stopniu mnie to obrzydza, choć nie wiem czemu. To takie… dziwne, pić słodką kawę, albo zmieniać jej smak mlekiem. Nie pasują mi te smaki.
W końcu spojrzałam na mężczyznę, który prawdopodobnie zamówił coś podobnego. Nie wiem co dokładnie, nie dosłyszałam, byłam pochłonięta przez własne myśli. Ich wielki płaszcz zasłonił mi spojrzenie na to, co dzieje się tu i teraz, przez co nie pamiętałam momentu, w którym on coś zamawiał. Takie samoistne, szybkie wymazywanie pamięci. Fajna rzecz… Zależy dla kogo.
Przyjrzałam się bardziej osobie, siedzącej naprzeciwko mnie. Wysoki szatyn, o niebieskich oczach i wyraźnie zarysowanej szczęce. Wyglądał młodo, ale bardzo poważnie, jak na podejrzewany przeze mnie wiek. Może nie miał tyle lat, na ile wyglądał? Kto wie?
Postanowiłam spytać.
— Sorki, że pytam, ale ile masz lat? Albo raczej ile pan ma lat? Wygląda pan zadziwiająco młodo… Poza tym, co pana podkusiło, żeby proponować mi pobyt w tym lokalu? Jeszcze nikt mi nie zrobił takiej przyjemności… — starałam się mówić w miarę powoli, lecz tyle pytań cisnęło mi się usta. Miałam wrażenie, że miałam do czynienia z interesującą osobą, chociaż była też taka możliwość, że się mylę.
< Nivan? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz