Strony

1 sie 2018

Od Aarona CD J.C.

Młoda kobieta zamknęła za sobą drzwi od gabinetu.
Chwiejnym krokiem ruszyłem w kierunku biurka i opadłem na fotel, tracąc siłę w nogach. Zrobiło mi się ciemno przed oczyma.
 Arthur!  wrzasnąłem tak, że zapiekło mnie gardło.
Wnet stanął przy mnie asystent i położył obok stertę papierów do wypełnienia.
 Coś się stało?
 Nic, a nic! Po prostu mam ochotę się powydzierać na moich pracowników.  wybuchnąłem, nie mogłem się opanować. 
 Ron...  oparł dłoń na moim ramieniu, jednak szybko się odsunąłem.
 Posłuchaj. Ta kobieta to detektyw. Wiesz o co podejrzewa Brown Inc.? 
— O co..? - zapytał drżącym głosem.
 O nielegalne dochody i wyzyskiwanie imigrantów.
Mężczyzna otworzył szeroko oczy.
 Co to oznacza?
 Przesłuchania i dociekanie, a potem skończę w ciupie razem z tym oszustem!  wrzasnąłem i zamilkłem na chwilę.  To dlatego Mira Transport przechodziło taki rozkwit, a ja głupi skusiłem się na kontrakt z nimi. Wpadłem w doskonale zastawioną pułapkę.  schowałem głowę w dłoniach.  Nie uwierzą mi, że jestem niewinny, zwłaszcza po tym, jak ten dupek mnie wrobił. Dzielenie się nielegalnymi zyskami? Wymyślił... Prędzej będę aresztowany za zabicie tego palanta, niż "nielegalne" dochody.
 Trzeba znaleźć jakieś dowody, Ron.
 Nie mam żadnych cholernych dowodów na swoją obronę! Nasza firma jest czysta jak łza, wszyscy pracownicy są ubezpieczeni i zatrudnieni zgodnie z prawem, ale co z tego, skoro miałem kontrakt z krętaczem, nawet o tym nie wiedząc!  moja twarz przybrała buraczany kolor ze złości  Gdybym wiedział, że zawieram pakt z diabłem... Do cholery!  wziąłem zamach i z całej siły uderzyłem pięścią w biurko, wywołując przerażenie u Arthura.
 Na pewno znajdziemy coś na naszą obronę. Samo to, że nasza firma posiada tylko i wyłącznie  legalnych pracowników jest już dużym plusem na start.
 Oby to było takie łatwe, jak myślisz.
Wstałem i bez słów udałem się na najwyższe piętro wieżowca. Tam, gdzie pracował mój ojciec. Wparowałem do jego gabinetu, głośno trzaskając drzwiami, aż podskoczył w swoim fotelu.
Chciałem zadać mu to jedno pytanie, aby się upewnić.
 Czy kiedykolwiek nielegalnie zatrudniałeś w naszej firmie imigrantów?
 Nie, nigdy mi się to nie zdarzyło i mówię ci co z ręką na sercu.
 Ufam ci.
 Dziękuję. A teraz powiedz mi, co cię tu sprowadza.
 Mamy sprawę o nielegalne zyski z Mira Transport.
Wytrzeszczył oczy i położył dłonie na głowie, jednak po chwili się uspokoił.
 Nie mamy nic do ukrycia.  odparł i zaczął szukać papierów, które mogłyby się nam przydać.
 Idę do domu. Nie mam siły tu dłużej siedzieć.  wymamrotałem, zabrałem swoją czarną teczkę i pojechałem do apartamentu. 
Bolała mnie głowa, ręce drżały, a gardło paliło się przez mój głośny krzyk.
Sięgnąłem po wino z szafki i wypiłem kieliszek dla rozluźnienia. Potem drugi. Trzeci.
O cholera, pusta butelka.
Niespodziewanie zadzwonił do mnie Arthur.
 Stary, będzie dobrze! Mam coś!
 Cooo?  odpowiedziałem przeciągle.
 Nie mów mi, że...
Odpowiedziałem mu cichym chichotem i rozłączyłem telefon.
Po piętnastu minutach usłyszałem dzwonek do drzwi. Tak, to znowu Arthur.
 Cholera, Aaron!  wydarł mi butelkę z ręki i usadowił na kanapie.
Wiedział, że kiedy firma ma problemy, sięgam po alkohol.
 Wątpię, żebyś w tym stanie cokolwiek zrozumiał, więc..  patrzył jak zasypiam na sofie i wyszedł.
□■□■□■
Obudziłem się o szóstej rano i zastałem obok karteczkę z napisem "Zajrzyj do tych dokumentów".
Najpierw musiałem zrobić coś z wykańczającym bólem głowy, dopiero później mogłem racjonalnie myśleć. Wziąłem kilka tabletek i przepiłem je wodą.
 Co my tu mamy...  otworzyłem teczkę i spojrzałem na przyniesione papiery. Zauważyłem wycinki z gazety o dawnych przekrętach prezesa Mira transport. Miał już kilka podobnych zarzutów na karku. Nasza firma nigdy nie miała problemów z prawem. Uniosłem wzrok na drugi dokument. Zdjęcia pracowników.  Cholera, sporo tych imigrantów.
Reszty papierów nie miałem ochoty przeglądać. Schowałem wszystko z powrotem do teczki i zamknąłem ją w sejfie, po czym zacząłem zbierać się do pracy.
□■□■□■
Przemierzałem biuro ze swym pewnym siebie uśmieszkiem. Żaden z pracowników nie może zauważyć, że coś jest nie tak.
Usiadłem na fotelu i analizowałem kolejne świstki. W końcu wybiła godzina dwudziesta. Zostałem na nadgodzinach, gdyż musiałem nadrobić to, czego nie zrobiłem wczoraj. Niespodziewanie usłyszałem czyjąś rozmowę. Przecież większość pracowników jest o tej porze w domu...
Wyszedłem na korytarz i stanąłem przy źródle dźwięku. Zaraz, to przecież gabinet Phila!
Prowadził jakąś ożywioną kłótnię telefoniczną i z tego co słyszałem, mówił coś o... Nielegalnych imigrantach?
Nie byłem w stanie usłyszeć nic więcej. Gdy kumpel się rozłączył, ukryłem się szybko w swoim gabinecie i nasłuchiwałem jego cichych kroków w kierunku windy. Wyszedł.
□■□■□■
 Pragnąłem przeszukać jego gabinet. Tu i teraz.
Pociągnąłem za klamkę. Zamknięte na klucz. To dla mnie nie problem.Wyciągnąłem z kieszeni gruby pęk i otworzyłem drzwi.
W środku było schludnie. Przeszukałem wszystkie papiery, jednak nie znalazłem nic podejrzanego.
Włączyłem jego komputer. Też nic. 
Jak mogłem posądzić o cokolwiek swojego przyjaciela? Przez moment obwiniałem się za to, że swoje niepowodzenia próbuję zwalić na innych, a jednak...
Po chwili stwierdziłem, że zerknę na jego pocztę elektroniczną. O w cholerę.
Moim oczom ukazała się obszerna korespondencja między Philem, a prezesem Mira Transport. Z tego co przeczytałem, Philip był tu tylko wtyką, która miała przekazywać informacje. Knuli, aby w razie wyjścia na jaw ich nielegalnych zatrudnień, obciążyć także nas.
Zrobiłem screenshoty wszystkich rozmów, wydrukowałem je i opuściłem gabinet, zamykając go na klucz, aby nie było żadnych podejrzeń. 
W domu uporządkowałem dokumenty przyniesione przez Arthura oraz zrobione przeze mnie wydruki rozmów. Wszystko znajdowało się od teraz w obszernej, kartonowej teczce.
□■□■□■
Wziąłem na dzisiaj urlop i z samego rana ruszyłem w kierunku komisariatu. Poprawiłem garnitur, wyrównałem krawat i zaczepiłem pierwszego lepszego policjanta. 
 Dzień dobry, mogę rozmawiać z detektyw Alexander?
 Powinna być w swojej sali. Zaprowadzę pana.
Moment później stałem przed drzwiami.
 To tutaj.
 Dziękuję.
Nacisnąłem klamkę i wparowałem do środka jak taran, rzucając na stół teczkę.
 Proszę to przejrzeć. Wszystko.

J.C.?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz