Strony

4 sie 2018

Od Althei C.D Billy Joe

    Zabawa w barze rozkręcała się na całego. Uśmiech sam cisnął się na usta, gdy oczy obserwowały pełną integrację ludzi w tańcu, ich radosne okrzyki, które nie były spowodowane euforią po alkoholu. Nikt prawie nie sięgał po drinki, a ja, mimo wszelkim pozorom, cieszyłam się z tej wolnej chwili i większość czasu spędziłam na ścieraniu blatów. Ciągle po głowie chodziła mi jednak nowa piosenka Billy'ego. Jej słowa. Fakt, że napisał ją z myślą o pewnej osobie, która pokazała mu piękno miasta. Przez ostatni tydzień udało mi się prawie zapomnieć o tym mężczyźnie, dopóki niezapowiedziany nie pojawił się tutaj w barze. W prawdzie nie spodziewałam się, że w ogóle jeszcze z nim porozmawiam, wyrzuciłam całkiem tę myśl z głowy.
    - Ktoś tu zaliczył zgona. – Uśmiechnęłam się pod nosem i zaraz chwyciłam szklankę, do której wlałam najzwyklejszej wody.
    - Prowadzę. – Ledwo podniósł głowę z blatu, tłumacząc to zmęczonym głosem, na co ja zaraz wzruszyłam ramionami.
    - To woda z cytryną. Nic nie jest lepsze od niej po wysiłku. Orzeźwi cię. – Bez ogródek podsunęłam mu szklankę pod nos, którą objął ociężałe dłońmi. Podniósł głowę i pociągnął to jednym, porządnym łykiem.
    - Dzięki. – Odetchnął. – Zwykle męczę się tak tylko na koncertach.
    - Dałeś niezły popis, porwałeś ludzi. – Odwróciłam się na moment do jednego z klientów, by przygotować mu drinka, lecz zaraz ponownie doszedł do mnie jego zaciekawiony wzrok.
    - A jak piosenka?
    Przez chwilę milczałam, wypełniając tę chwilę czystym napięciem, kiedy wgapiał się we mnie w poszukiwaniu odpowiedzi. Jego oczy zabłyszczały w zmieniającym się świetle.
    - Była bardzo ładna. Inna niż wszystkie inne, ale nie znaczy, że do ciebie nie pasowała. – Szukałam wielu słów, które pomogłyby mi się w pełni określić, aż w końcu zrezygnowałam z różnych metafor, zmyśleń czy fan-pisku i po prostu powiedziałam to najprościej, a równocześnie najszczerzej jak się tylko da, bez owijania w bawełnę. – A w dodatku, no, napisałeś tę piosenkę z myślą o pewnej osobie.
    Ściągnęłam na siebie jego zastanawiające spojrzenie. Wyraz twarzy sugerował, jakby mężczyzna zupełnie nie mógł zrozumieć, że to powiedziałam.
    - Z myślą o osobie, która pokazała mi piękno miasta, jakiego wcześniej nie byłem w stanie dostrzec. – Dokończył z lekkim, acz zmęczonym uśmiechem na ustach.
    - Ciekawe kto to mógłby być – rzekłam, udając zamyślenie.
    - Jedna barmanka. – Kontynuował grę słów i oparł się łokciami o blat.
    - Szczęściara. – W odpowiedzi prychnęłam z lekka rozbawiona. Dłużej jednak nie umiałam ukrywać, że tekst tej piosenki zastanawiał mnie bardziej niż wszystko inne w tym momencie. Co on mógł sobie pomyśleć, gdy ją pisał? Wszystkie swoje domysły domknęłam głośniejszym westchnieniem. No cholera, jak nigdy zapamiętałam niektóre słowa za pierwszym razem. Wręcz kotłowały mi się teraz w głowie. Zdecydowanie żadna ze mnie wrażliwa artystka, szukająca głębokiego znaczenia pomiędzy wersami. Nie powinnam brać piosenek zbyt dosłownie.
    - Tak myślisz?
    - No tak, powinna czuć się zaszczycona – mruknęłam i sama wlałam sobie lemoniady do szklanki. Jeden łyk orzeźwił mnie do tego stopnia, że odór otaczającego alkoholu zupełnie przestawał istnieć i mogłam pokusić się o stwierdzenie, że zmieniłam lokal na jakąś przyjemną knajpkę.
    Upiłam jeszcze jeden łyk i oparłam się o blat, pochylając ciało delikatnie do przodu.
    - A tak między nami, skąd taki dobór słów, a nie inny? – Moja ciekawość nie znała granic.
    - Tak czułem i po prostu nie umiem tego wyjaśnić – powiedział bez większego zawahania w głosie, a ja nie zamierzałam nawet dopytywać, nie czując takiej potrzeby. – Zatańczysz? – Zaproponował po chwili, gdy omiótł otoczenie szybkim spojrzeniem. Nie widzieliśmy żadnych oczekujących klientów, każdy bawił się w rytm muzyki, jedynie ja zostałam za ladą. Mężczyzna dostrzegł moje wahanie, więc dodał. – No chodź, nie masz żadnych klientów. I nie zapowiada się na to.
    Z westchnieniem opuściłam swoje miejsce, przeszłam przez ladę, dając tym samym Billy’emu do zrozumienia, że się zgodziłam. Tańczenie do szybkiej muzyki nie należało do, moim skromnym zdaniem, najtrudniejszych, więc zaraz po wyjściu czułam, jak rytm powoli zaczyna poruszać moim ciałem. Weszłam z Billy'm wgłąb parkietu. Ledwo zaczęliśmy, a muzyka uległa zmianie; znacznie zwolniła, wszystkie mocniejsze kawałki zupełnie poszły w odstawkę, dając miejsce subtelnej, spokojnej muzyce, co zdecydowanie spędziło ze mnie ślady pewności. Gorąc bijący od pozostałych osób zaczął nas wręcz otulać, stał się drażniący. Tylko na chwilę spojrzałam na twarz mężczyzny, nie ukrywając lekkiego zakłopotania. Z tym, że ostatni wolny taniec wykonywałam na studniówce. Żadne z kobiecych spojrzeń, które czułam wyraźnie na sobie, także mnie uspokajało. Billy, dokładnie rozumiejąc nagłą konsternację na mojej twarzy, wciągnął mnie bardziej w kąt lokalu, trochę na brzeg tłumu, gdzie mogłam uwolnić się od nieprzyjemnych par oczu.
    Panowała ciemność, przerywana kolorowymi, wolno zmieniającymi się światłami, dzięki którym mogłam w ogóle zobaczyć z kim tańczę. Wiedząc, że skoro trzeba, to trzeba, położyłam mu dłoń na ramieniu i starałam się nie reagować drżeniem, gdy jego ręka spoczęła mi na talii. Potem zarzuciłam mu delikatnie drugą i zaczęliśmy lekko kołysać się w spokojnej muzyce, zupełnie jak reszta lokalu.
    - Nadal masz nieprzyjemności przez tę gazetę? – zagadnął i tak właściwie nawet gdybym chciała, nie miałam ucieczki od spojrzenia mu w twarz. W oczy, które były tym razem błękitne i znacznie szybciej szło się w nich utopić. Nikt nie chce się utopić. Czułam jednak nadal lekkie zakłopotanie, którego nie mogłam się za nic pozbyć.
    - Zdarza się, że ktoś zaczepi mnie na ulicy, ale zwyczajnie to ignoruje. Zresztą minął już tydzień. Byłeś u siostry? – Nadal o tym nie zapomniałam, przypatrując mu się uważnie.

[Billy Joe?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz