Strony

21 sie 2018

Od Althei C.D Ida

    - To chyba jakiś nieudany żart. – Westchnęłam, patrząc na szefa, któremu powaga nie schodziła z twarzy. I to mnie chyba najbardziej niepokoiło. Odkąd jestem w pracy, przez te parę długich miesięcy nie dał mi ani jednego powodu, dlaczego miałby zasłużyć sobie na moją sympatię. Wprowadzał mnie w jakieś wymiany, jak nie klub, w którym zostałam raz odurzona, to teraz jakaś knajpa dla pań lekkich obyczajów, biegających w spódniczkach sięgających nie dalej, niż do tyłka. Zachowanie spokoju okazało się o tyle trudne, że cudem powstrzymałam warknięcie. Któreś z rzędu.
    - Dasz sobie radę, Altheo. – Położył mi ręce na plecach, zaczął siłą, a może podstępem, wyprowadzać z baru. W ostatnim progu wręczył mi karteczkę w dłoń i zniknął za drzwiami.
    - Czego się nie robi dla kasy... – Westchnęłam cicho do siebie, rozwijając informacje, w której zawarty był pełny adres lokalu. Pocieszająca stała się wtedy świadomość, że zastępcza praca znajdowała się całe pięć minut drogi stąd.
    Wiedząc, że nawet od najmniejszego spóźnienia może zależeć moja opinia, przyspieszyłam kroku i zaraz byłam pod tym jakże przeuroczym miejscem. Ukrywałam zdenerwowanie pod kamienną maską twarzy, ale licho wie, jak szybko się jej pozbędę. Nie zrozumcie mnie źle, ale nigdy nie byłam osobą, która łatwo radzi sobie ze stresem, gniewem. Wszystkie emocje oprócz płaczu to było coś w cholerę trudnego do zatrzymania i zaraz czułam to wszystko na swojej twarzy. A co tam twarz, ja zawierałam to w całej swojej postawie. Przechodząc przez próg lokalu, nawet nie starałam się przeczesać wzrokiem wystroju. To była ostatnia rzecz, jaka mnie zainteresowała. Twardym krokiem znalazłam się przy ladzie, gdzie zaczęłam nerwową tyradę z kierownikiem tej szopki. Cała dyskusja toczyła się o to, czy moja rola miała wyglądać tak jak tych wszystkich dziewczyn. W duchu żywiłam ogromną nadzieję, że jednak nie. Że ograniczać się będę tylko do stania za ladą, przyjmowania zamówień. Co barmanka mogłaby wiedzieć o lataniu w wysokich obcasach. Litości. Szef ostatni raz mnie urządził w ten sposób – ludzie uczyli „nie pomagaj, bo chuja na tym zyskasz”, a tu co? Brak jakiegokolwiek wyboru.
    Dobra, Alth, może trochę przystopuj. Jesteś po prostu zdenerwowana. Pogrążona we własnych myślach, ledwo zauważyłam dziewczynę, która podeszła do mnie znikąd z delikatnym uśmiechem na twarzy. Jej współczujący wzrok sugerował, jakby dokładnie przysłuchiwała się rozmowie, a może po prostu czuła jej napięcie.
    - Widzę, że nie chcesz tu być, ale widzę też, że nie masz wyboru – zaczęłam słuchać jej z niemałą uwagą i w tych dwóch sprawach, przyznam szczerze, miała rację. – Spróbuję pomóc ci jakoś znieść godziny spędzone w tej pracy. Mam na imię Ida i tak, uprzedzając twoje pytanie, będziesz musiała ubrać dokładnie to, co ja. Ja bym ci pozwoliła zostać w tym, w czym jesteś, ale nie mój szef.
    Dobra, może nie będzie wcale tak źle.
    - Althea. – Podałam jej dłoń, nie wiedząc dokładnie, do której wypowiedzi się odnieść. Wydawała się z deczka rozgadana i energiczna, pasowała do nastroju tej knajpy jak klucz do zamku. – Żałuję, że to ty nie jesteś kierowniczką.
    Ida spojrzała po sobie z bezradnym wyrazem kryjącym się w oczach.
    - No jak widzisz, jestem wesołą pin up girl. – Zaciągnęła mnie na zaplecze, ściskając palce na moim nadgarstku. Zaraz otworzyła przed nami drzwi, które mieściły w sobie pokój wręcz łudząco podobny do garderoby. Może magazynu. Nie miałam pomysłu.
    - Pin up? Masz na myśli dziewczyny przebrane za dziwki, biegające z tymi śmiesznymi kokami? – zagadnęłam szybko.
    - Dziwki? – Pomimo że nie widziałam jej twarzy, wyczułam zmarszczone w niezrozumieniu brwi. Dziewczyna szperała w szafie, a w następnym momencie trzymała w dłoni wieszak z sukienką. Skąpą jak cholera sukienką.
    - Miałam na myśli panie z lasu. – Gdy dłużej się we mnie wpatrywała, moje oczy same zaczęły przepraszać. – Wybacz, ta nagła zmiana planów mnie zdołowała. Jestem zwykłą barmanką.
    - To nic. – Machnęła ręką, w drugiej nadal trzymając strój i dosłownie mierząc mnie zaciekawionym spojrzeniem. – Tak, to będzie twój rozmiar – stwierdziła po pewnym czasie namysłu i wręczyła mi strój, który natychmiast obejrzałam, przewracając materiał w dłoni. To naprawdę był nieśmieszny żart. Dekolt na pół metra dostrzegłam zanim jeszcze się w to ubrałam. Wyolbrzymiam, ale kto mi zabroni?
    - Dobra, miejmy to z głowy.
    Nie przejmując się faktem, że dziewczyna znajduje się w pobliżu, po prostu pozbyłam się swoich ubrań, które wylądowały na jednym z kilku blatów. Włożyłam na ciało sukienkę na ramiączka w kratę i wbrew wszelkim pozorom okazała się nawet luźna. Kształty zarysowały mi się w niej delikatnie, natomiast nogi, na jakie nałożyłam obcasy, optycznie się wydłużyły. Mogłam poczuć się ładnie, ale nie swobodnie. Patrząc w lustro i podziwiając swoje odbicie dopiero po dobrych parunastu sekundach dostrzegłam obok siebie Idę, która podnosiła kąciki ust w małym uśmiechu. Bez słowa poprawiła materiał tu i tam, a jej wzrok wyrażał wręcz dumę. Nie reagując na to zbytnio, zawiązałam szybkiego koka i przepasałam go czerwoną chustą.
    - Mocny makijaż jest niezbędny? – Mój zmęczony wzrok spoczął na Idzie, która tylko wzruszyła bezradnie ramionami.
    - Nie ja ustalam zasady, a szkoda. – Podała mi czerwoną szminkę, która spoczywała przed chwilą niecierpliwie w jej dłoni. – Ta ci będzie pasować, a reszta może zostać taka, jaka jest.
    - Całe szczęście – mruknęłam, wysunęłam szminkę i dokładnie pokryłam nią usta. W życiu nie chodziłam tak ubrana. – Miejmy to z głowy. – Na początku ostrożnie stawiałam kroki, by przyzwyczaić się do podwyższenia, przez co skupiałam na sobie lekko rozbawiony wzrok dziewczyny.
    Potem już o wiele sprawniejszym krokiem wyszłyśmy z magazynu, garderoby, nie wiem, co to było. Można było czuć zdenerwowanie rosnące w moich zaciśniętych pięściach, gdy do lokalu weszła grupa niezbyt przyjemnie wyglądających, młodych ludzi. Stanęłam w miejscu, nie przejmując się tym, że Ida przecież chciała przejść.
    - Althea? – Wysunęła się zza mnie i zmarszczyła brwi. – Musisz ich obsłużyć, leć. I jeszcze jedna, mała uwaga. No, wiesz, dziewczyny pin up są z reguły wesołe. – Podrapała się odrobinę po włosach, ale tak, by nie zepsuć fryzury, a na jej twarz wpłynął uśmieszek.
    - Wiesz co, mam pomysł. Wy sobie hopsajcie radośnie jak jednorożce po kłębach chmur, puszczajcie tyłkiem tęczę, a ja po prostu zetrę resztę blatów. – Wzruszyłam ramionami i korzystając z chwili jej milczenia, odwróciłam się. Dzieliły mnie centymetry od złapania za ścierkę, gdy znikąd porwał mnie uścisk dziewczyny.
    - O nie, nie, nie. No już, leć do nich. – Delikatnie ciągnęła mnie przez lokal, po czym wskazała na swój uśmiech rozjaśniający ładną twarz. – I pamiętaj, w tej pracy chociaż udawaj, że jesteś wesoła. Klienci to lubią.
    - A chuja mnie obcho… – Urwałam, bo Ida zaciągnęła mnie prosto pod stolik grupki mężczyzn i zostawiła samej sobie. Mruknęłam pod nosem niezadowolona, a czując wręcz wyraźny, acz niewidzialny nacisk ze strony obserwującej mnie kobiety, przymusiłam się do bladego uśmiechu.
    Cudem udało mi się przeprowadzić spokojną, może nawet zbyt uprzejmą rozmowę. Mogłam starać się o studia aktorskie, poważnie. Mając już spisane całe zamówienie, bo tylko na jednego shake’a, schowałam notes i zaraz przekazałam wiadomość dziewczynie za ladą, która to wszystko przygotowywała.
    Ukradkiem spojrzałam na Idę, która zbierała nie tylko zamówienia od stolika do stolika w zatrważającym tempie, ale i sympatię klientów dookoła. Chcąc, by godziny pracy minęły na pstryknięcie palca, po prostu oddałam się nałożonym obowiązkom. Dostarczyłam zamówienie, co dziwne, tylko jednemu z jakichś pięciu osób przy stoliku, mruknęłam ciche „smacznego” i zaczęłam się oddalać.
    - Ty, laleczko! A słomki nie dostanę?
    Ten oschły głos uderzył mnie w plecy tak mocno, że powietrze prawie wypchnęło mnie do przodu. Ciekawe jak ta słomka wyglądałaby w jego gardle. Zacisnęłam dłonie w pięści, wymuszając na sobie kolejny fałszywy uśmiech z serii „uprzejmość wobec klienta” i powróciłam do stolika z słomką, a nawet dwiema.
    - A czerwonej nie ma?
    - Nie ma czerwonej, bierz, co dałam, albo pij. – Nie siliłam się na uprzejmości, na co w odpowiedzi otrzymałam dumny, nawet zbyt dumny, wyraz twarzy. Spojrzał po swoich kolegach, nie powstrzymując wybuchu śmiechu, a ja podniosłam brew w wyrazie kpiny.
    - Bądź uprzejma, bo ktoś może na tym ucierpieć. Klient wasz pan, więc powinnaś mnie teraz przepraszać na kolanach.
    - Przepraszać na kolanach? – Powtórzyłam po nim, a na moją twarz wpłynęło najszczersze rozbawienie, na jakie tylko było mnie stać.
    - Czy ty siebie słyszysz? Nie ma nikogo, oprócz twoich kolegów, kto uklęknąłby przed tobą, więc daruj sobie takie prostackie teksty.
    - Wyszczekana z ciebie suka. Widać, że nie jesteś stąd albo ktoś naprawdę się pomylił, zatrudniając cię. – Nadal atakował mnie wzrokiem, który z daleka sugerował jego wyższość. Nie na mojej warcie.
    - Owszem, nie pracuje tu na co dzień. – Zabrałam mu napój z dłoni, obserwując jak niezupełnie świadomy mężczyzna podąża wzrokiem za moimi ruchami. – Ale to tylko jeszcze bardziej zachęca mnie do zrobienia czegoś, co myślę, jest wart tego jednego, pieprzonego dnia w pracy. – Z tymi słowami mój nieprzyjemny uśmiech rósł. Powoli podnosiłam deser ponad głowę mężczyzny, by zaraz po chwili cała zawartość wylądowała na jego wyżelowanej czuprynie. Zgarnęłam palcem piankę, która została na krawędziach naczynia i spróbowałam.
    - Naprawdę dobre. Żałuj, że nie spróbowałeś. – Odwróciłam się na pięcie, jakby to, co miało miejsce, było czymś najnormalniejszym w świecie. Przeraził mnie jednak nagły widok Idy, która stanęła mi na drodze.

[Idzia, koteczku?]


+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz