Łzy bezustannie ściekały mi strumieniami po policzkach. Przez zamgloną zasłonę przyglądałam się Lucii, która tylko wodziła spojrzeniem wzdłuż tekstu. Jej oczy szybko zwilgotniały, a ja poczułam, jakbym czytała to razem z nią. Jakbym czytała to od nowa, nie potrafiąc powstrzymać szarpania serca, pragnącego wydrzeć mi się z piersi. Przeżywałam pożółkły, szesnastoletni list razem z siostrą, a gdy skończyła czytać, rzuciła mi się w ramiona. Okazanie jej w tej chwili jak najwięcej czułości i troski należało do moich priorytetów. Głaszcząc jej drżące od płaczu plecy, wyjęłam kartkę, którą trzymała mocno w dłoni i po prostu odłożyłam ją na bok. Nie wiedziałam, ile kosztowało ojca trzymanie tego przy sobie przez wiele, wiele lat, ale jak musiało go boleć, gdy czytał słowa matki: „obiecał mi to, a ja wiem, że on zawsze dotrzymuje swoich obietnic”. Pozwolił jej odejść w tej błogiej nieświadomości. Pozwolił odejść w spokoju. Powinien cierpieć. Za to, że mama wierzyła w niego, była wręcz pewna, a on to zlekceważył. Nie cenił tych słów wystarczająco wysoko.
To ma swoją cenę. Wszystko ma. Ojciec zyskał w moich oczach jeszcze odrobinę więcej nienawiści, o ile można było nienawidzić kogoś bardziej. Nawet słowa Lucii nie potrafiły nic wskórać. „Dajmy mu szansę”. „Nie znasz go, zmienił się”. Ludzie tacy jak on wcale się nie zmieniają. Gdyby mama żyła, wszystko byłoby zupełnie inne. Kto wie, być może siedzielibyśmy teraz pełną rodziną w pięknym, dużym domu, przy wspólnym śniadaniu i zapachu świeżych naleśników. Opowiadalibyśmy sobie całkowicie bezsensowne historyjki. Narzekalibyśmy na sąsiadów. A tak to otwieram oczy, ale widzę tylko ciemność, bo zwykle wyrywam się ze snu w środku nocy, jeśli nie oblana potem, to z płaczem. Jakby wszystkie męczące mnie sprawy znalazły jedno naczynie, zakradały się po zmroku i dyskretnie dusiły, zaciskając swoje palce na mojej szyi. Niewidoczne, ale z pewnością sine ślady, jakie zostały, określałam po prostu jako odbicie wszystkich wydarzeń. Czasami, może znacznie częściej, zdarzało mi się nurzać w przeszłości. Aż zbyt głęboko.
Wyrywając się z objęć własnych przemyśleń, w końcu szepnęłam ciche „shh” do ucha dziewczyny. Powtarzałam to w kółko, głaszcząc ją po plecach, przytulając do siebie tak mocno, jak tylko mogłam, aż jej oddech się uspokoił. To zadziwiające, jak Lucia, nie znając nawet mamy, darzyła ją tak wielkim uczuciem i to dla niej przelewała całe strumienie łez.
- Wiem, że to boli – mruknęłam cichutko. Jej włosy powoli zaczęły łaskotać mnie w policzek, który opierałam o czubek jej głowy. – Czasami musi boleć. Mnie też boli, jakkolwiek bym tego nie wyrażała.
Dziewczyna, wycierając wierzchem dłoni policzki, odsunęła się ode mnie. Jej smutne, zaszklone spojrzenie zakuło mnie w serce.
- Gdybyś spróbowała zaakceptować ojca, może mielibyśmy szansę być… normalną rodziną. – Powoli poddawałam się nadziei iskrzącej się w jej oczach. Rozum jednak mówił mi stop. To przeszkoda, której nie mogłam przeskoczyć.
Nie było szans na zostanie normalną rodzinę. Ojciec zniszczył to szesnaście lat temu.
- Przykro mi, ale to nie może się udać. – Mój głos aż przesyciła wyraźna niechęć. – Powinien myśleć zanim zlekceważył to, co napisała mama. Ona mu ufała… – zawiesiłam głos, widząc, jak jeszcze jedna, samotna łza tworzy ścieżkę na policzku siostry. Było jej źle z tym wszystkim. Czułam to jak nic innego.
- Dlaczego chociaż nie możesz dać mu spróbować naprawić to wszystko? Ja cię o to proszę…
- Może kiedyś. – Odetchnęłam głośno, patrząc na nią bez wyrazu. Wszystkie emocje, nawet bezbrzeżny smutek, opuściły mnie naraz z jej słowami.
- Mam po prostu dość – dodała, już o wiele ciszej. – Chciałabym, żebyście przestali rywalizować. Przecież to widzę. Nie umiecie się dogadać, to ja wam w tym pomogę.
- Pomożesz? – Podniosłam jedną brew. – Jak niby zamierzasz to zrobić, skoro już dostałam wezwanie do sądu?
- Mówiłam, że ojciec mnie słucha. On nie jest wcale taki zły – zaprotestowała.
- Słucha cię tylko dlatego, że chce, byś go polubiła. Wie, że jest wiele winny, dlatego ulega i rozpieszcza cię. Nie zauważyłaś tego? – Zmarszczyłam brwi, wiedząc przecież, że moja siostra zdecydowanie nie należała do grupy mniej obdarzonych intelektualnie. – Poza tym gdy w grę wchodzi sąd, on sobie nie odpuści. Chce wygrać tak samo jak ja. Obie wiemy, że jego szanse są, cóż, duże.
- Powiedziałaś, że sąd posłucha też tego, co ja mam do powiedzenia… – szepnęła. – Pamiętaj, że ja też zrobię wszystko, żebyśmy trzymały się razem.
Miała rację. Nie potrzebowałam już żadnych słów. Po prostu zamknęłam dziewczynę w czułym uścisku. Zaraz ucałowałam ją w czubek głowy.
- Wiem, młoda. Nigdy nie pomyślałam inaczej. – Rozczochrałam ją nieco i, jak zresztą zawsze, skrzywiła się i poprawiła włosy. – Chodź, zrobimy sobie jakieś śniadanie. Dzisiaj ostatni dzień, jaki możemy wykorzystać w pełni dla siebie.
Oderwałam się od dziewczyny i ziewając przeciągle, stanęłam zaraz obok kuchenki.
- To co, zaszalejemy i zrobimy gofry proteinowe bez cukru? – zażartowałam, gruntownie badając jej reakcję. Tak jak myślałam, Lucia zmarszczyła brwi i rzuciła mi piorunujące spojrzenie, które wysyłało niemą prośbę o zmianę tego, co powiedziałam. – Dobra, dobra, rozumiem. – Prychnęłam głośno z rozbawieniem. Dokładnie wiedziałam, co robić.
[Lucia? ♥]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz