I zdjął ze mnie swoje spojrzenie, szybko i gwałtownie, a ja ponownie parsknąłem śmiechem i pokręciłem głową, jakoś tak zdając sobie sprawę z tego, że przez te dwa lata przed dłuższą rozłąką naprawdę musiałem go nie najgorzej poznać, zauważyć typowe zachowania. No i oczywiście, zapamiętać je, wyryć jakimś cudem w pamięci na tyle, by teraz dalej o nich pamiętać i prawdopodobnie móc teraz podyktować je bez żadnego zająknięcia, może i mrugnięcia okiem.
Nieźle.
— Soczek — odparł, dziecinnie i przesadnie uroczo, na co przewróciłem oczami. Oakley, mając tę brodę i nieogarnięty czarny busz na głowie raczej ciężko będzie ciebie pomylić z dzieckiem. — Ale zawsze jest to jakieś zaangażowanie i poświęcenie kilku minut, żeby sprawić mi przyjemność — dodał jeszcze, zdecydowanie spokojniej i ciszej, gdy ja nalewałem nam do szklanek pomarańczowego płynu. — Wiesz, że tego nie lubię.
Westchnąłem cicho, podchodząc do stołu z dwoma szklankami w dłoniach i stawiając je na jego powierzchni.
— Błagam, nie zaczynaj gadki z niezasługiwaniem i byciem potworem, błagam — burknąłem, zamykając oczy i odsuwając krzesło, by ponownie na nim spocząć. — Nivan, to zwykłe śniadanie. Czysta gościnność, odrobina sympatyczności, dobroci, no i też sentymentu, który pozostał mi po naszej relacji. Korzystaj, baw się, a nie zamartwiaj — stwierdziłem i posłałem mu cieplejszy uśmiech, po czym wziąłem łyk soku. — Zdecydowanie za dużo myślisz, mój drogi. Trzeba wrzucić na luz, ładnie podziękować i się cieszyć, że ktoś na tym padole za tobą przepada. — Puściłem mężczyźnie flirciarskie oczko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz