I zerknął na mnie tymi granatowymi ślepiami, które naprawdę potrafiły wyryć się w sercu. Tym moim zwłaszcza. Zaciągnąłem się papierosem, wypuszczając ponownie dym ustami, tym razem już nie w twarz mężczyzny. Bo po co, jeżeli chyba poczuł jakąkolwiek skruchę, nawet na krótką chwilę, dosłownie chwilunię. Ale coś się zmieniło, coś pękło. Bardzo możliwe, że tego się nie spodziewałem.
— Przepraszam, Antoni.
Westchnąłem, skrzywiłem się, a następnie posłałem mu jakiś tam niezbyt poradny uśmiech, ale co ja poradzę, w sumie chyba byłem z nim na równym poziomie, co do przedstawiania drugiej osobie swoich odczuć.
— Wiesz, że nie lubię tego imienia, przynajmniej nie pełne i wolę moje drugie, Niv — mruknąłem, parskając nerwowym śmiechem i podrapałem się po głowie. — Jakkolwiek to nie zabrzmi, przeprosiny przyjęte, ale nie licz jeszcze na żadne przywileje z mojej strony, co to, to nie — dodałem szybko, wypuszczając głośno powietrze z płuc.
Zajrzałem jeszcze raz do torby, by tym razem wyjąć z niej paczkę papierosów oraz tę jedyną, ukochaną różową zapalniczkę.
— Chcesz zapalić? — zapytałem, podając mu szlugi, a sam zgasiłem swojego, depcząc i wiercąc dziurę w ziemi.
Od dwóch od razu po sobie chyba nie umrę, prawda? W końcu to nie są dwie paczki dziennie, tak jak robiłem przez pewien, dosyć krótki okres czasu. I to wcale nie tak, że ta sytuacja po prostu była cholernie stresująca, raczej dla obu stron, a do najlepszych sposobów na stres należały papierosy.
— I chusteczkę też. Dosyć brzydko cię drapnąłem. Przepraszam.
Relacje międzyludzkie chyba nie były moją mocną stroną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz