Poprawiłem torbę na ramieniu, wzdychając ciężko, bo w sumie byłem dosłownie wykończony, wycieńczony i miałem, szczerze mówiąc, dosyć. Cały dzień w pracy, w dodatku wywiadówka i użeranie się z rodzicami typu “ale dlaczego mój syn/córka ma tyko tróję, a nie bardzo dobry lub wręcz celujący, przecież się stara!”, no i głupimi pytaniami a la “a czy dzieci będą mieć opiekę na wyciecze?”.
I czasami po prostu chciałoby się wybuchnąć i odpowiedzieć sucho, że nie, kurwa, nie będą mieć tej opieki i wywieziemy je do lasu, może w końcu dacie nam święty spokój, co? Byłoby miło. Naprawdę, pozdrawiam i życzę miłego wieczoru.
Zerknąłem kątem oka na zegarek, który wskazywał na dokładnie dwudziestą dziewiętnaście, przy okazji zastanawiając się, dlaczego akurat tego dnia, gdy doskonale wiedziałem, że przecież wrócę dosyć późno jak na siebie, akurat zostawiłem samochód pod domem, stwierdzając, że w sumie, ah, co mi szkodzi bycie raz na jakiś czas zdrowym człowiekiem, wyjdzie mi na dobre, prawda?
No nie wydawało mi się, gdy musiałem jeszcze bardziej owinąć się czerwonym, a nie, przepraszam, wiśniowym szalikiem, zakrywając się aż do nosa, bo naprawdę było chłodnawo, a miałem wrażenie, że jeszcze chwila, po prostu mogę stać i tylko czekać na to, aż w moich palcach u stóp krążenie zatrzyma się już całkowicie. Milutko, wiem, dużo narzekania, ale kto mi mógł zabronić, przecież od dawna byłem dorosły.
Wypuściłem głośno powietrze z płuc, zamykając oczy, aby następnie dosłownie zostać wrytym w ziemię z wysoko uniesionymi powiekami, gdy usłyszałem dosyć niekulturalne wyzwiska w stronę pewnej pani. Najwidoczniej, a jednak i tu trafiały się cudowne gbury w dresach, choć raczej moimi sąsiadkami były panie, które już dawno znalazły się na emeryturze, ale chyba zamiast płakać nad swoim wiekiem, wolały szaleć i spełniać swoje najskrytsze marzenia (a niektóre raz na jakiś czas nawet podrzucały mi doskonałe ciasta do mieszkania, ale to już całkowicie inna historia). Westchnąłem, nie do końca wiedząc, co zrobić z tym fantem. Bo jednak nie chciałem skończyć z obitą twarzą, złamany nos nigdy nie należał do moich upodobań, ale jednak nie miałem również ochoty zostawiać kobiety zupełnie samej w towarzystwie dwóch, a może nawet i trzech dosyć potężnych goryli (pewnie i goryle były ciut inteligentniejsze od nich).
— Hej! — krzyknąłem, decydując się na niebycie tchórzem raz w życiu i zaryzykowanie wylądowaniem w szpitalu. — Panowie, ta pani chyba nie ma ochoty z wami dyskutować.
Mallory?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz