W tym momencie musiałem podjąć decyzję. Czyje życie uratować? Ida czy ja? Kto powinien przetrwać, a kto może zginąć?
Uniosłem pistolet i skierowałem go prosto w stronę głowy kobiety. Wręcz błagałem, aby to okazało się tylko przerażającym koszmarem. Chciałem obudzić się w swoim łóżku i rozpocząć kolejne, żmudne pomiary u klienta. Tak bardzo chciałem tej szarej codzienności, na którą tak narzekałem i która była głównym powodem, dla którego wpakowałem się w szemrane interesy.
Tak bardzo pragnąłem teraz przytulić Idę i zapewnić ją, że zapłacę za swoją głupotę i oddam dla niej życie. Widziałem jej przerażone spojrzenie. Poczułem się jak potwór, bestia…. Zdrajca.
— Nie dam rady. — opuściłem broń w dół i zmarszczyłem brwi, czekając, aż Gavin do mnie strzeli.
Niespodziewanie Ida wyrwała pistolet z mojej dłoni i strzeliła mężczyźnie w głowę. Ten odruchowo zrobił to samo i trafił mnie w udo. Momentalnie załamały się pode mną nogi, przez co upadłem na podłogę, podtrzymując się ściany.
Ogarnęło mnie oszołomienie i całkowita dezorientacja. Każdy wykonany przeze mnie ruch kończył się olbrzymim, rwącym bólem promieniującym na całą nogę.
Nim zdążyłem pojąć co się właśnie stało, leżałem w objęciach Idy z zaciśniętą swetrem raną.
— W co ty się wplątałeś… — szepnęła drżącym głosem, przyciskając mnie do siebie.
— Nie zostawiaj mnie. — wszystko zaczęło ciemnieć, tracić swoje kształty i przybierać dziwne, nieregularne formy. Czułem, że z każdą sekundą słabnę i nie mogłem nic z tym zrobić.
* * *
Obudziła mnie wiązka silnego, jasnego światła. Przetarłem oczy i zobaczyłem stojący wokół mnie tłum ludzi. Zmierzyłem każdą osobę z osobna. Byli tam policjanci, lekarz, Carlo… Ale gdzie jest Ida?
— Ja żyję? — otworzyłem szerzej oczy i próbowałem przywrócić się do pozycji siedzącej, jednak przeszkodził mi w tym przeszywający ból nogi, przez który wydałem z siebie cichy syk.
— Tak. Twój stan jest stabilny. — odpowiedział lekarz, a ja zmierzyłem go nieco zdezorientowanym spojrzeniem, jakby ciągle nie mogąc nadążyć nad tym, co się dzieje.
— Gdzie jest Ida? — oparłem się na łokciach i skierowałem swój wzrok na policjantów.
— W areszcie.
Otworzyłem szerzej oczy i chwyciłem leżące obok łóżka kule.
— Jak to? Ona była ofiarą!
— To się jeszcze okaże. — jeden z funkcjonariuszy zaplótł ręce na wysokości klatki piersiowej.
— Carlo, pomóż mi wstać! — krzyknąłem nerwowo, marszcząc ze zdenerwowaniem brwi.
— Nie powinien się pan nadwyrężać. — odparł oschle lekarz, patrząc na moje żmudne próby.
Wykrzywiłem mu się, po czym chwyciłem kule i próbowałem zachować równowagę.
— Carlo, zawieź mnie do niej, błagam cię. — w moich oczach było widać determinację, niepokój i mieszankę jeszcze kilku uczuć jednocześnie.
— Nie może pan od tak po prostu wyjść ze szpitala. Jest pan pod obserwacją. — lekarz ponownie stawiał na swoim, po czym poprawił spadające mu z nosa okulary.
— Gdzieś mam tę twoją obserwację. — krzyknąłem i zmierzyłem błagalnym wzrokiem Carlo, który wydawał się dosyć zmieszany. — Żądam zwolnienia.
— Jak pan uważa. — lekarz podstawił mi pod nos jakiś dokument i kazał go podpisać. Zrobiłem to bez dłuższego zastanowienia i przytrzymując się kulami, opuściłem szpital.
***
Właśnie stałem przed celą i mierzyłem spojrzeniem Idę, siedzącą niczym kryminalista na więziennej pryczy.
Na mój widok kąciki jej ust lekko się uniosły, a w oczach pojawił się delikatny błysk.
— Ida! — krzyknąłem, podchodząc bliżej. — Przepraszam. — odparłem rozpaczliwie, opierając czoło o kraty.
Dziewczyna wstała, stanęła tuż przy mnie i położyła dłoń na moim policzku.
— Daniel, każą nam wyjść. — usłyszałem niski głos Carlo.
— To chyba jakiś żart. — odwróciłem się w stronę mężczyzny, lekko chwiejąc się na widok idącego w naszą stronę policjanta.
— Panowie, proszę opuścić to miejsce.
Posłałem przepraszające spojrzenie do dziewczyny i pochyliłem głowę do przodu, czując przytłaczającą mnie bezradność.
***
Tego ranka wstałem, rzecz jasna przy pomocy Carlo i ruszyłem w kierunku skrytki, w której trzymałem wszystkie zaoszczędzone na dom oszczędności. Przyjaciel nie opuszczał mnie nawet na krok i uważnie obserwował każdy mój ruch. Byłem mu naprawdę bardzo wdzięczny, że pomagał mi jak tylko mógł, aby zmniejszyć mój wysiłek do minimum.
— Wpłacę kaucję. — odparłem, przeliczając banknoty.
— Ale zbierałeś te pieniądze miesiącami, jak nie latami!
— Trudno. Dom może poczekać. Poza tym, nie wydam wszystkich. Kaucja, z tego co czytałem powinna wynosić około 20 tysięcy avarów, a ja mam 90. Nie rozpaczajmy.
— No dobrze… A może ja za ciebie zapłacę?
— Nie! — popatrzyłem na przyjaciela z delikatnym grymasem na twarzy. — To ja zawiniłem.
***
Oparłem się o barierkę i patrzyłem, jak policjant otwiera drzwiczki, wypuszczając dziewczynę na wolność.
Ida? ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz