— Zaproszenie na randkę? Bardzo chętnie. Powiedz tylko kiedy i gdzie.— szepnąłem do jej ucha, przyciągając ją jeszcze bliżej.
— Jutro wieczorem, w moim domu? — rzuciła mi radosne spojrzenie, a ja rozejrzałem się czy nikt nie idzie, po czym zacisnąłem dłonie na talii dziewczyny, namiętnie ją całując i wyrażając przy tym całą tęsknotę, która towarzyszyła mi przez te wszystkie dni, w których się nie widzieliśmy.
Ida mnie zmieniała. Pozwalała mi odkryć te części mojej osobowości, których nigdy wcześniej nie miałem okazji dostrzec. Czułem, że przy niej staję się innym człowiekiem. Nieco znudzony, zdystansowany architekt przeobraża się w pewnego siebie, czarującego romantyka.
— Będę na czas. — odparłem, niechętnie się od niej odsuwając. Moje dłonie ciągle spoczywały na jej talii i miałem wrażenie, że nie chcą się od niej oderwać.
— Nie mogę się doczekać. — puściła do mnie oczko i spojrzała na zegarek. — Przerwa się kończy, muszę już iść. — wymamrotała, patrząc na mnie ze smutkiem.
Żwawo wyszliśmy z zaplecza tak, aby nikt nas nie zauważył, po czym uścisnęliśmy się na pożegnanie i poszliśmy w dwie zupełnie inne strony.
Westchnąłem cicho i usiadłem przy stoliku obok przyjaciela, który właśnie mozolnie sączył kawę i przyglądał mi się ze swego rodzaju wyrzutem.
— Długo byłeś w tej toalecie.
Podniosłem filiżankę dosyć chłodnego już napoju i uśmiechnąłem się przebiegle.
— Długie kolejki. — zaśmiałem się głośno, widząc naiwność Carlo. Niech żyje w słodkiej nieświadomości.
— Nieważne. — uniósł na mnie swoje podejrzliwe spojrzenie. — Jak idzie ci zbieranie funduszy na własny dom? Nie to, że cię wyganiam, czysta ciekawość.
Nieco zmarkotniałem. Brzydko mówiąc, harowałem jak wół, ale nadal nie byłem w posiadaniu wystarczającej ilości pieniędzy na zbudowanie własnego domu, a proszenie przyjaciela o pieniądze, to już stanowcza przesada, zwłaszcza, że Carlo pozwolił mi mieszkać w swoim domu bezterminowo, a w dodatku nie muszę płacić za zużyty przez siebie prąd, wodę i inne elementy.
Po prostu muszę być cierpliwy, a w końcu się doczekam. Brakuje mi jeszcze 80 tysięcy avarów, może to i sporo, ale myślę, że to kwestia jeszcze kilku miesięcy ciężkiej pracy, co wydaje się dosyć krótkim okresem czasu, porównując to, ile już przepracowałem.
— Dobrze. — zdobyłem się tylko na taką krótką, niezbyt wiele mówiącą odpowiedź.
Carlo, widząc moje lekkie zmarkotnienie postanowił nie drążyć dłużej tematu, aby nie pogorszyć sprawy.
Obaj rozmawialiśmy jeszcze przez dobrą godzinę, po czym opuściliśmy lokal i zostawiliśmy Idzie sowity napiwek, za doskonałą obsługę.
No i cóż, błędne koło zatacza się ponownie. Carlo jedzie do klienta, niosąc torbę ze strojem sportowym i zostawia mnie samego w tej wielkiej, przytłaczającej rezydencji.
Udałem się do swojej sypialni i wyciągnąłem z szafki sporą kartkę złożoną w rulon. Rozsiadłem się w biurkowym fotelu i rozłożyłem plan na blat.
Pracowałem nad tym szkicem ponad dwa tygodnie. Z uśmiechem na twarzy wyciągnąłem notesik, aby ostatni raz sprawdzić, czy wszystkie wymiary się zgadzają.
Nagle moim oczom ukazał się niewyobrażalny błąd. Źle odczytałem wymiary, w związku z czym szkic był do wyrzucenia.
Przekląłem pod nosem i uderzyłem pięścią w biurko.
— Nie mam siły. — mruknąłem do siebie i schowałem głowę w dłoniach, głośno wzdychając.
Od kilku dni zarywałem noce, aby skończyć to na czas, termin kończy mi się za kilka dni, a ja całkowicie poodwracałem wymiary, przez co wszystko ze sobą koliduje i wymaga całego mnóstwa poprawek. Myślę, że szybciej będzie, jeżeli rozpocznę to od nowa, ale nie teraz. Muszę ochłonąć, bo targają mną nerwy, a to nigdy nie przynosi niczego dobrego.
Narzuciłem na siebie pierwszą lepszą bluzę, ubrałem buty i wyszedłem na krótki spacer. Na zewnątrz było już ciemno, a jasne światło lamp licznych powodowało, że czułem się dziwnie przygnębiony. Właśnie mijałem okolicę Avenley River, która nie cieszyła się zbyt dobrą sławą, ale zlekceważyłem to i przez kolejne minuty szedłem przed siebie. Niespodziewanie zauważyłem w oddali posturę mężczyzny w kapturze, opierającego się o ścianę budynku, wokół którego kłębiła się chmura papierosowego dymu.
Przeszedłem obok niego obojętnie, jednak gdy usłyszałem jego głos, zatrzymałem się, odwróciłem w jego stronę i uniosłem wzrok na zacienioną twarz, której nie było widać.
— Ej ty. — jego niski, zachrypnięty od papierosów głos wydawał mi się dosyć oschły, nieprzyjemny. — Chcesz szybko zarobić, nie przemęczając się?
Zmrużyłem oczy i podszedłem krok bliżej w stronę nieznajomego.
— Być może, ale nie na czarno.
— Ależ oczywiście, że nie na czarno. Zainteresowany?
Może i postąpiłem głupio, ale mu uwierzyłem. Wiem, że to skrajnie nieodpowiedzialne, niedojrzałe, nieprzemyślane i wiele, wiele innych określeń, ale wizja szybkiego zarobku i chwili wytchnienia od tej absorbującej pracy wydawała mi się idealna.
— Tak.
— Doskonale. — kiwnął ręką i zaprowadził mnie do jakiejś starej, podziemnej speluny, w której rozchodził się zapach taniego alkoholu. Wszędzie widziałem muskularnych „karków” w skórzanych kurtkach, czy bogatych, starszych mężczyzn w garniturach, palących fajki i grających w karty przy okrągłym stole.
Skrzywiłem się lekko i zająłem miejsce przy barze, obok nieznajomego.
— Umowa polega na sprowadzaniu samochodów zza granicy. Legalnie, rzecz jasna. — mężczyzna wyglądał na pewnego siebie, a w dodatku bystrego. Kiwnąłem twierdząco głową i wsłuchiwałem się w jego instrukcje. — Jutro wieczorem do portu przybije samochodowiec z pięknymi, nowymi autami. Twoim zadaniem jest je jak najszybciej odebrać i zaparkować w wyznaczonym przeze mnie garażu. Zapłata to pięć tysięcy avarów.
W moich oczach pojawił się delikatny błysk. W takim tempie uzbierałbym pieniądze w bardzo szybkim tempie, bez przepracowywania się.
— Wchodzę w to. — uścisnęliśmy sobie dłonie i wypiliśmy razem kilka drinków.
— Świetnie. Oto zdjęcie statku i adres garażu. — wręczył mi świstek, a ja rzuciłem na niego okiem, po czym schowałem go do kieszeni. — Spotkamy się w garażu, gdy dostarczysz wszystkie cztery samochody. — Wypiłem kolejne kilka drinków, przez co traciłem świadomość tego, co tak właściwie robię. — A teraz podpisz to. — przysunął mi pod nos kartkę.
— Zgoda. — złożyłem podpis, po czym wstałem, wyszedłem z baru i wróciłem do rezydencji Carlo, wydając z siebie ciche westchnienie.
Miałem mieszane odczucia, ale postanowiłem spróbować. Skoro obiecał, że nie jest to praca na czarno, a ponadto podpisałem jakąś umowę, to chyba bez żadnych obaw mogę się tego zadania podjąć, ale zaraz…
Jutro wieczorem?
Podrapałem się po brodzie. Obiecałem Idzie, że do niej przyjadę. Niestety, będę musiał to przełożyć na inną porę.
Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem. Kiedy usłyszałem znajomy mi głos, na moją twarz od razu powrócił uśmiech.
— Czeeeeść Ida. — odparłem przeciągle. — Przepraszam, ale coś mi jutro wypadło i wspólny wieczór trzeba będzie przełożyć. Co powiesz na wspólny poranek? — zachichotałem, czekając na jej odpowiedź.
Ida? ♥
+20PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz