Strony

9 sie 2018

Od Jacoba CD. Laurene

— Czy żałuję, że się rozstaliśmy? — zabrałem dłonie z jej talii i ponownie odwróciłem się w stronę okna, obserwując przejeżdżające ulicą samochody. — Jeżeli można to tak określić, to przechodziłem przez różne etapy. Mianowicie, na początku żałowałem, później byłem zły na siebie, a następnie po prostu próbowałem zapomnieć.
— Westchnąłem cicho i oparłem łokcie o parapet. — I kiedy sądziłem, że mi się to udało, wróciłaś do mojego życia i napędziłaś to koło od nowa, powodując, że znowu żałuję. — spojrzałem na Lau, która stanęła obok mnie i położyła swoją dłoń na mojej, jednocześnie obdarowując życzliwym uśmiechem. — Mimo że twój powrót wiele namieszał w moim życiu, cieszę się, że znowu mogę mieć cię blisko. 
Dziewczyna uniosła wzrok i spojrzała mi w oczy, po czym mocno przytuliła. W tym momencie zapomniałem o wszystkich moich problemach, źle podjętych decyzjach i sprawach do wyjaśnienia.
Czas się zatrzymał, a my trwaliśmy w uścisku, który wyrażał całą tęsknotę, mieszkającą w naszych sercach przez te wszystkie lata.
Wiem, że robiłem źle, grając na dwa fronty, niestety, sprawy zaszły za daleko, a decyzja, którą musiałem podjąć, zbliżała się do mnie coraz większymi krokami.
Niespodziewanie tę cudowną chwilę beztroski, przerwał mój dzwonek od telefonu.
Lau momentalnie wypuściła mnie ze swoich objęć i z zaciekawieniem przysłuchiwała się rozmowie.
— Witaj Jacob. Przyjdź z Laurene do biura, załatwimy wszystkie papierkowe sprawy, żeby nie było później zamieszania. 
— Dobrze, dzięki. To wszystko?
— Tak. Miłego dnia.
Rozłączył się, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
— Kto to był?
— Aaron. Musimy pojawić się w jego biurze, abyś podpisała umowę o pracę.
— Stresuję się. Jeszcze nigdy nie pracowałam w takiej firmie.
— Nie masz się czego bać, Lau. Jestem z tobą.
* * * 
Wjechaliśmy windą na prawie najwyższe piętro oszklonego wieżowca i udaliśmy się w kierunku obszernego gabinetu Aarona. Zapukałem do drzwi i usłyszałem donośne "Proszę wejść". 
Moim oczom ukazał się młody mężczyzna w garniturze, stojący przy oknie.
Nic a nic się nie zmienił. Obrzydliwie bogaty człowiek sukcesu, w czepku urodzony.
— Dzień dobry. — odparł krótko i obrócił się w naszym kierunku.
Uścisnęliśmy sobie ręce i zajęliśmy miejsce przed jego biurkiem.
— Panna Laurene Danielle Odiney? — zajrzał do papierów.
— Tak. 
— Proszę to podpisać. — przysunął w jej stronę dokument.
Wymieniłem się spojrzeniem z Lau. To był nowy początek.


Lau?    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz