Strony

4 sie 2018

Od J.C. CD Aarona

Po raz drugi tego dnia opuściłam pokój przesłuchań, kierując się w stronę głównego holu. Ten dzień robił się zdecydowanie za długi. Co prawda cieszyłam się, że znalazłam powód do przyskrzynienia Gartney'a, ale to wcale nie sprawiało, że miałam mniej roboty. Być może było jej nawet więcej.
W głównym holu było gwarno jak w ulu. Policjanci biegali w tę i z powrotem, między biurkami, do laboratorium, archiwum lub automatu z kawą. Właśnie przy nim, na jednym z plastikowych krzeseł znalazłam Brown'a.
Uparł się, żeby przyjechać tu wraz z zatrzymanym, choć nie było takiej potrzeby. Teraz czekał na jakąkolwiek nowinę, a ja oczywiście robiłam za gołębia pocztowego.
- Mam dobrą i złą wiadomość. - oznajmiłam, stając przed nim. - Dobra jest taka, że zostaje pan tymczasowo zwolniony z zarzutów.
Posłał mi cyniczny uśmiech. Jakby myślał, że z przyjemnością wszystkich w tym mieście posłałabym do paki. No... może nie wszystkich, ale większości z pewnością by się to przydało.
- A zła?
Usiadłam obok niego, splatając ręce przed sobą.
- Psycholog zdiagnozował u Gartney'a chorobę psychiczną. Na jego komputerze znaleźliśmy wiele dowodów wykluczających pańską winę, ale w rozprawie sądowej jego zeznania nie będą brane na poważnie.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że pana rola jest tu skończona. Teraz wszystko w mojej i porucznika Gilberta sprawie, żeby wsadzić Mirę za kratki.
Brown wstał i spojrzał na mnie twardym wzrokiem.
- Naprawdę już nic nie mogę zrobić?
Pomyślałam o Danielu. O jego wieloletnich staraniach, żeby sprawiedliwości w końcu stało się zadość. Teraz był tak blisko, a wszystko znowu mogło pójść na marne. Nie, nikt tutaj nie pomoże. Musimy sami się z tym uporać.
- Proszę iść do domu. Zapomnieć o tym wszystkim.
Wstałam i odeszłam, mijając go.

***

Kilka godzin później siedziałam w swoim ulubionym miejscu - barze, będąc już po drugim shocie. Normalnie nie przychodziłam tu w środku tygodnia, ale to był naprawdę spaprany dzień.
Barman o szlachetnym imieniu Jerry postawił przede mną trzeciego drinka.
- Ciężka dziś była robota, J.C.? - spojrzał na mnie wyrozumiale, z nutką rozbawienia.
- Nie masz pojęcia. - rzuciłam, połykając zawartość kieliszka jednym haustem. - Jeszcze raz to samo.
- Co na to kapitan?
- Mam to w gdzieś.
Powoli muzyka zaczynała wciągać mnie w swoje sidła. Zawieszone w powietrzu stopy bujały się w rytm taktu, mięśnie ramion rozluźniały się. Niemal byłam w stanie się odprężyć. Niemal.
- Paaani detektyw! - usłyszałam znajomy, nieco zmieniony pod wpływem procentów głos. Po chwili krzesło obok mnie odsunęło się i usiadł na nim Aaron Brown we własnej osobie. Tylko tego mi teraz brakowało.
- Pan Brown. - rzuciłam, niechętnie zwracając na niego uwagę. Nie wiedziałam, jakie ma zamiary, tym bardziej pod wpływem alkoholu. - Co pan tu robi?
- Nie pan. - zaprotestował, kręcąc głową. - Aaron. A Ty masz na imię... Joanne? J.O.?
- J.C. - mruknęłam cicho, ale usłyszał. - Czy mogę już w spokoju użalać się nad swoim życiem?
- Naprawdę? - wyprostował się na krześle. - To właśnie robisz?
- A nie to robią wszyscy tutaj? - spytałam, patrząc mu w oczy.
Westchnął, odwracając wzrok. Nagle złapał mnie za rękę z figlarnym błyskiem w oku.
- Możemy to sprawdzić.


Aaron? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz