Kiedy Noah powiedział o odczytanej wiadomości, moja twarz z pewnością zbladła, a sok mimowolnie wysunął się z ręki, lądując z hukiem na idealnie czystej podłodze. Ach, tak, dlaczego by nie pobrudzić jej pomarańczowym sokiem? Dobre pytanie. W ten oto sposób mój wzrok, wtopiony w jego oczy, nie myślał o zmianie punktu zaczepienia. Przez głowę przebiegały mi wszystkie istniejące myśli, a przynajmniej wszystkie te, które tyczyły tej sytuacji. Z racji, że dotknęłam telefonu niemalże nieznajomego, w dodatku przeglądając jego p r y w a t n ą konwersację z k u z y n k ą, o czym dowiedziałam się dopiero kilka minut temu, przez co omal nie zapadłam się pod ziemię. Mój boże, on pewnie teraz nie będzie chciał mnie znać, będzie miał mnie dość, po kolana, po uszy, wyprosi stąd, dokupi do tego psa, który zagryzie każdego, kto wspomni o Louise Watson, a tym bardziej kiedy owa, to znaczy ja, pojawi się na posesji szatyna, jeszcze się na mnie wydrze, a ja będę jak ostatnia idiotka wracała do swojego domu, a wyrzuty sumienia nie pozwolą mi spać, w dodatku ciągle moje myśli zajmie ta cała sprawa, bo zdążyłam polubić Noah, a teraz tak chamsko to skończę, co mnie kusiło, mogło być dobrze, idealnie, mogliśmy być przyjaciółmi, a teraz? Teraz? Teraz? Teraz to koniec, cudnie, cudnie, cudnie, pięknie, Louise, jesteś mistrzem psucia wszystkich i wszystkiego, co mogło wyjść ci na dobre. To. Była. Jego. Kuzynka. Nie dziewczyna. Ty też nie masz chłopaka, jezusie, co ci chodzi po głowie, Lou. Lou, nie panikuj. On nie może. Widać, że nie jest zły. Znaczy, cały czas jest wredny i niemiły, ale taki był zaraz po poznaniu, ale potem przestał, to może mi zaufał, spieprzyłam, zwaliłam, możliwe, że mnie polubił, spieprzyłam, zwaliłam, boże, przeprosiłabym go, ale on będzie patrzył na mnie takim wzrokiem, że ja nie mogę, zapadnę się pod ziemię jeszcze raz, prawie tak, jak zrobiłam to przed momentem, ale to chyba najlepsza opcja, bo wyjdzie, że jestem okropna, kiedy tego nie zrobię, więc wdech, wydech, Miley, to znaczy Louise, to znaczy nieistotne, dawaj, mówisz, cały świat poza Noa trzyma za ciebie kciuki. Trzy, dwa, jeden...
— Przepraszam Noah jak mnie znienawidzisz to cię zrozumiem ale jeśli zdecydujesz się mnie nie wyrzucać albo nie wylejesz na mnie szklanki soku to będę przeszczęśliwa więc proszę proszę wybacz mi nie chciałam żeby to tak wyszło po prostu byłam ciekawa czy twoja laska to znaczy kuzynka teraz to już wiem oczywiście nie jest twoją dziewczyną i czy mam opuścić twój dom tak żebyś nie był na mnie zły jezu nie chodziło mi o to żeby twoja dziewoja nie była zazdrosna znaczy jakbyś miał dziewczynę to byłaby ona super cudna bo wątpię żebyś wybrał byle jaką więc nie chciałam robić problemów i wybacz mi ja chciałam dobrze naprawdę nie interesują mnie twoje prywatne konwersacje przepraaaszam — powiedziałam, potrzebowałam chyba trzech czy czterech tchów, aby dać radę powiedzieć wszystko na raz. A teraz mogę się zapaść. — Przeepraszam, Nooaaah... — Podeszłam bliżej chłopaka i spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem, opierając brodę o jego klatkę piersiową wiele wyższego chłopaka.
Matko boska, powinnam przestać, ale to wyszło samo z siebie. W ten oto sposób chwilę później moja głowa zmieniła pozycję, opierając się prawym bokiem. Nie powiem, czułam się dość dziwacznie, w końcu pierwszy raz, dając ponieść się emocjom, podeszłam do niego na tyle blisko, aby dotknąć głową (warto mieć to na uwadze) jego torsu (swoją drogą, nie lubię tego słowa. Madison często go używa). Tylko czekałam, aż mnie odtrąci, a mi będzie głupio jak nigdy.
Noah?
Loah, ale jednak nie, zaczynaj wdrążać plan z A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz