Biała, wiązana na plecach sukieneczka przylegała do mojego ciała, podkreślając to, jak wychudłam w ostatnim czasie. To nie była świadoma dieta, bo zresztą jej nie potrzebowałam, a przymusowa głodówka, spowodowana brakiem pieniędzy na kupno czegokolwiek do jedzenia. Wyglądałam okropnie. Jak nie ja, jak cień Mallory. Moje policzki się zapadły, oczy były sine, żebra zaczęły odstawać, a nogi zrobiły się jeszcze bardziej patykowate. Nie miałam energii na nic, nawet na swoje cięte odzywki, z których byłam tak bardzo kojarzona. Wieczne ssanie w zaciśniętym już żołądku skłoniło mnie do tego, by w końcu zmusić się do konkretniejszego ruchu i zdobycia pieniędzy bądź bezpośrednio jedzenia. W gangu obecnie mnie nie chcieli, nie byłam im potrzebna, a nie czułam się na siłach by dać się wyruchać jakiemuś napalonemu zbokowi z prawdopodobnie HIV. Moją ostatnią opcją była kradzież, a jakże. Straciłam dostęp do broni palnej po ostatniej nieprzemyślanej akcji, więc musiałam iść na żywioł. W swoich noszonych już trzeci dzień z kolei, przepoconych czarnych szmatach znalezionych w jakichś koszach dla bezdomnych i z przetłuszczonymi, oklapniętymi włosami, ruszyłam w stronę centrum miasta. Z całej mnie tylko buty trzymały jakiś poziom, względnie czyste i o dziwo nawet nie rozpadające się. Trwałe skurczybyki. To dobrze, może pociągną jeszcze z kilka miesięcy. Nie będę musiała martwić się choć o to.
Wzrok ludzi wypalał dziury w moim ciele. Szłam, trzymając się w miarę prosto, ze swoim pewnym siebie uśmieszkiem na twarzy, chcąc prezentować jeszcze jakiś poziom, mimo wyglądu ostatniej szmiry. Mój krok był elegancki, jakbym właśnie znajdowała się na arystokratycznym balu, a nie ulicy pełnej różnego rodzaju ludzi, obserwujących mnie, jakbym na czole wypisane miała słowo 'KRYMINALISTKA'. Zabawne, może właśnie tak było. A może nawet skądś mnie osobiście kojarzyli.
Dotarłam do strefy stoisk, niby mimochodem obserwując zawartość licznych koszyków i pudeł. Byłam już w takim stanie, że miałam zupełnie gdzieś, co bym wzięła, bo wszystko i tak byłoby dla mnie niebem w gębie. Minęłam się z jakąś blondyneczką; przypadkiem musnęłam ją ramieniem, na co odsunęła się szybko i natychmiastowo opuściła wzrok. Prychnęłam, przepychając się między innymi, by sięgnąć wzrokiem i dojrzeć, jakie jeszcze pyszności można tu kupić. Ruch był duży, z moimi wieloletnimi umiejętnościami kieszonkowca byłam w stanie wykraść coś i wycofać się niezauważona. Na ogół byłam szybka, więc mogłabym chwycić nawet więcej i po prostu uciec przed sklepikarzem, ale w tym stanie mój organizm mógłby mnie zawieść i nawalić, a ja wylądowałabym na policji oskarżona o kradzież.
Nie zastanawiając się wiele, wyłapałam moment nieuwagi sprzedawcy i przemyciłam szybko rogala do szerokiego rękawa mojego płaszcza. Uniosłam wzrok, by zorientować się, czy ktoś dostrzegł mój ruch, i napotkałam spojrzenie tej samej blondyneczki, o którą dopiero co się przypadkiem otarłam. Wiedziała. Ja, z poprawionym już nastojem, posłałam jej szeroki, sarkastyczny uśmiech, puściłam oczko i wycofałam się spomiędzy ludzi, spokojnie wyjmując rogala z rękawa i zaczynając jeść. Ja nie mogę, jakie to było cudowne uczucie. Wręcz rozpływał mi się w ustach.
Przez resztę dnia buszowałam po innych dzielnicach Avenley i zachęcona moim małym sukcesem, zaczęłam podbierać niewielkie porcje jedzenia, a to tu, a to tam. Koniec końców udało się z tego stworzyć coś w rodzaju w miarę dobrego posiłku. To mi wystarczało.
W swoje strony wróciłam w nocy. Mogło być koło północy czy pierwszej, gdy skręcałam w jedną z wąskich, ciemnych uliczek, która prowadziła do noclegowni, a do moich uszu dotarły odgłosy szamotaniny. Przyczaiłam się za rogiem i ostrożnie wyjrzałam. Po chwili wiedziałam już wszystko. Jakiś oprych dociskał do ściany dziewczynę, wyraźnie gmerając dłonią przy swoim pasku od spodni. Ej, ej, ej. Stop. Tak się nie bawimy. Sięgnęłam po swój nóż i najzwyczajniej w świecie wyszłam z ukrycia.
— Koleś, rozumiem, że jesteś niewyżyty, ale takie sprawy załatwia się w burdelu. Zostaw ją. — Zamarł, odwrócił się, a gdy tylko mnie zobaczył, wybuchnął śmiechem. Uniosłam brew.
— Zgrywasz bohaterkę, mała? A może tak chcesz się do nas dołączyć?
— Chyba podziękuję — oznajmiłam i poprawiłam nóż w swoim rękawie, będąc w gotowości. Wtedy też dostrzegłam, kim jest owa dziewczyna, którą zamierzał najprawdopodobniej zgwałcić. Blondyneczka z dzisiaj. — Radzę ci się odsunąć i odejść, to może cię nie uszkodzę.
— Uszkodzisz? Ty mnie? — zarechotał ponownie. — Słuchaj, niunia, chyba nie wiesz z kim —
Rzuciłam się w jego stronę, wykorzystując element zaskoczenia, chwyciłam go mocno, okręciłam wokół siebie, powaliłam na ziemię i usiadłam na jego klatce piersiowej. Jedną dłoń zacisnęłam mocno na jego nadgarstkach, wpijając w nie moje dawno nieprzycinane paznokcie, a drugą wystudiowanym ruchem przyłożyłam nóż do jego szyi i natychmiast docisnęłam na tyle, że na skórze pojawiło się kilka kropel krwi.
— Nie wiesz, z kim ty zadarłeś — warknęłam. Nadal byłam w grze. Słabsze dni nie wykluczały mnie z mojego prawdziwego życia. — Spieprzaj.
Zsunęłam się się z jego piersi, a facet użył trochę rozsądku, skorzystał z oferty i uciekł.
— Lepiej uważaj na to, kiedy i gdzie łazisz — skomentowałam, nie zaszczycając Blondyneczki ani jednym spojrzeniem. Już ruszyłam w swoją stronę, ale zatrzymało mnie jej wołanie.
— Poczekaj! — Miała ładny głos. — Jak... Jak masz na imię?
— Mallory. — Zniknęłam w mroku.
April?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz