Zmarszczyłem czoło, już nieco podirytowany całą sytuacją, bo czy naprawdę oczekiwałem aż tak wiele? Chciałem tylko jednego, krótkiego spojrzenia z jego strony, łypnięcia szarmancko okiem, zerknięcia na moją osobę, może porozumiewawczego mrugnięcia, czego, kurwa, kolwiek. Brwi mimowolnie się do siebie zbliżyły, bruzda pomiędzy nimi się pogłębiła, a palce pobielały od mocnego uścisku na szklance, o którą tylko się modliłem, żeby przypadkiem nie pękła.
I stało się.
Od razu pożałowałem moich próśb.
Wyrachowane, lodowate i przede wszystkim ostre spojrzenie psychopaty, którym już kiedyś mnie poczęstował. Mrożące krew w żyłach, wbijające w ciało tysiące sopli, przypominających igły i przede wszystkim dogłębnie raniące.
Ale nie zasługiwałem na nic innego, nie po tym całym gównie, które nam urządziłem. Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, ale najwidoczniej gdzieś z tyłu głowy liczyłem na to, że jakimś cudem zapomniał i zamiast mrozu, poczęstuje mnie przyjemnym ciepłem, może nawet się uśmiechnie i wszystko będzie względnie normalne. O czym ja mówię, nie dało się tego osiągnąć, nie przy tym duecie.
— Ok — odparł na prędce, absolutnie beznamiętnie. Zazgrzytałem zębami, widząc, jak spokojnie przykłada szklankę do ust. — Bywało lepiej, ale w sumie to nie narzekam, zarabiam sobie, mam mieszkanie, samochód i tak dalej. Wiesz, że skończyło się na byciu nauczycielem? Powoli zaczynam rozumieć babę od roślinek... — mruknął, ba, burknął, dalej lustrując mnie zajebiście nieprzyjemnym spojrzeniem, które po chwili odwrócił i dopiero w tym momencie zobaczyłem, że przez cały czas wstrzymywałem oddech, wsłuchując się to w jego głos, to w niespokojny rytm serca. Mojego serca.
Również odwróciłem głowę, zdając sobie sprawę, że jeszcze chwila spoglądania na jego osobę może skończyć się fatalnymi skutkami. Dla mnie oczywiście.
— Wiesz, ja marnuję się, pomagając ciociom Marysiom, którym wyskoczyła reklama durszlaków, które dopiero co przeglądały — mruknąłem cicho, bojąc się wrzucać do wypowiedzi nieodpowiedni ton. Mogłem wywołać prawdziwą zamieć śnieżną. — Myślą, że ktoś siedzi w komputerach i je podgląda. — Zdecydowałem się w końcu upić odrobiny z mojej szklanki. Dobry alkohol.
Tyle by było z Ruska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz