Na fotografii byłem ja, młody
ja. Bez wielu markowych ubrań, czy wielkiej sławy. Zwykły ja, oraz moja
przyjaciółka, która potem stała się kimś więcej. Savannah Advin. Znałem ją od przedszkola,
jako pierwsza podeszła do mnie i przedstawiła mi się. Była piękną, młodą
dziewczyną. Długie czarne włosy, oczy w kolorze płynnego złota, oraz jasna
cera. Do tego, jej zamiłowanie do muzyki, była moją bratnią duszą. Często u
niej nocowałem, jednocześnie uciekając z domu. Jednak, któregoś dnia,
przyszedłem do niej i… to był najgorszy widok w moim życiu.
Savannah wisiała przy wiatraku,
na sznurze. Cała zakrwawiona, a na jej brzuchu wycięte było słowo „Dziwka”.
Długo nie rozumiałem co się działo, jednak po miesiącu, dowiedziałem się, że
przez problemy finansowe musiała sprzedawać swoje ciało, jej rodzice wpadli w
alkoholizm, a ona nic mi nie mówiła, nie chcąc abym jej współczuł. Wtedy
zaczęły się moje własne problemy. Westchnąłem. Na tym cholernym zdjęciu, oboje
byliśmy w świetnym nastroju, a moje oczy wskazywały na to, że nawet coś
paliliśmy. Przytulała się do mnie, z szerokim uśmiechem na ustach. To było
jedyne zdjęcie z Savanną. Nic więcej nie miałem, oprócz łańcuszka, który już od
lat nosiłem na szyi. Nie wyróżniał się tym, że jest damski, ot zwykły
łańcuszek. Kupiłem go jej na 14 urodziny. Schowałem zdjęcie. Stanowczo za dużo
wspomnień.
Przez kolejne pół godziny
pracowałem jeszcze nad piosenką, a kiedy już miałem kończyć, zadzwonił mój
telefon. Zaskoczony, zauważyłem numer którego nie znałem. Zdezorientowany odebrałem.
- Halo? – Po drugiej stronie
była cisza, nikt mi nie odpowiadał. Tylko głośny oddech, który świadczył, że
ktoś jednak tam był. Nie odzywałem się już, po prostu się rozłączyłem. Byłem
zmęczony, pracowałem długo, bardzo długo po tym dziwnym telefonie. Postanowiłem
odezwać się do Al., jednak długo nie odpisywała. Postanowiłem, że nie będę
wypisywał i mimo, że to było do niej niepodobne, poszedłem spać kiedy tylko
zauważyłem na zegarze dwudziestą pierwszą.
Kilka kolejnych dni spędziłem na
wywiadach, czy sesjach zdjęciowych do magazynów. Miałem też niewielkie
spotkanie z fanami, które z zwykłej pogawędki, zmieniło się w wyciąganie
napalonych nastolatek z pod kół mojego nowego auta, po wszystkim. Co jakiś czas
pisałem do Althei, ale dziewczyna nie odpisywała. Zaniepokoiłem się. I to
bardzo. Co się stało z tą dziewczyną? Jeszcze tego samego dnia pojechałem do
baru, w którym pracowała.
- Harry – zacząłem, kiedy tylko
przekroczyłem próg baru. Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony, jednak
uśmiechnął się lekko. Podszedł do baru, o który się opierałem. Jednak, powaga
na mojej twarzy, oraz zapewne w oczach, pozbawiła go uśmiechu. – Jest tu
Althea? Nie odpisuje na moje wiadomości, nie ukrywam się, że mnie to niepokoi.
- Althea? Nie, nie ma jej już od
kilku dni. Ostatni raz, widziałem ją tydzień temu… - Harry spojrzał na mnie,
zamyślił się na chwilę – Dostałem od niej wiadomość, że jest chora i odpoczywa…
- Kiedy ją widziałem, wyglądała
na całkowicie zdrową. Kurwa, nie podoba mi się to. Starałem się nie wyciągać
pochopnych wniosków, ale patrząc na całą aferę wokół mnie i to, że ona zawsze
jest w oku cyklonu przez moją popularność… Kurwa, Harry boje się, że coś jej
się stało.
- Przykro mi, nie pomogę ci
Billy. Gdy będę coś wiedział, odezwę się – Mężczyzna odprowadził mnie wzrokiem,
widziałem, że on też się martwił mimo, że tego nie pokazywał. Coś mi nie
pasowało, kiedy widziałem Al, była zupełnie zdrowa. Ja sam, również miałem z
nią ostatni kontakt tydzień temu. To wyglądało tak, jakby zapadła się pod
ziemię.
Przed dwa kolejne dni myślałem o
tym, co mogło się stać. Przez te dwa dni, pod moim blokiem wystawał biały van,
a w nim mężczyzna i kobieta. Łazili tam gdzie ja, jeździli za mną. Bez
wątpienia mnie śledzili, a ja, byłem ciekawy kim są. Któregoś dnia, nie
wytrzymałem. Wyszedłem z mieszkania i stanowczo podszedłem do auta, kierowca
spierdolił. Nie pokazał się więcej. A ja coraz bardziej martwiłem się o Altheę.
Któregoś dnia nie wytrzymałem, zadzwoniłem do kumpla taty, który już od prawie
trzydziestu lat pracował w policji. Nie mogłem tak tego zostawić.
- Rozumiesz już Eliot? Martwię
się o nią. To nie jest normalne – Wlałem mu sok, a sam zabrałem się za piwo.
Mężczyzna tylko pokiwał głową.
- Zajmę się tym Billy, ale mam
rozumieć, że nie chcesz rozgłosu co? Z tego co wiem, ona jest z tobą kojarzona
do tej pory. Ludzie zastanawiają się, czy jesteście razem.
- Wiem, to głupie. Jest przyjaciółką,
ale mimo to, zależy mi na niej. Chcę, aby była bezpieczna, bo wiem, że przez
znajomość z gwiazdą jest narażona na wiele nieprzyjemnych sytuacji.
- Jeszcze dziś zaczniemy
poszukiwania, obiecuję, znajdziemy ją Billy. To dobrze, że jest z tobą okej i
zaczynasz się angażować w życie innych. Z tego co mówił mi twój ojciec to…
- Nie było dobrze, ale teraz nie
chcę o tym myśleć. Najważniejsze jest bezpieczeństwo Althei. Nie wiem czemu,
ale czuję się za nią odpowiedzialny. To przeze mnie jest tak oblegana przez
ludzi, nie każdy ma szansę przyjaźnić się z….
- Tobą? – Eliot uśmiechnął się
lekko, a ja odpowiedziałem mu tym samym – To nie twoja wina, że masz
psychofanów. Kiedy widziałeś ją ostatni raz? I opowiedz mi o tym samochodzie.
Przez kolejne kilka godzin,
gadaliśmy o wszystkich możliwościach zniknięcia dziewczyny. Eliot zanotował
sobie moje opowieści, po czym jeszcze raz obiecując mi, że znajdą ją jak
najszybciej, wyszedł z mieszkania życząc mi dobrej nocy. Nie zmrużyłem oka,
przez co rano byłem całkowicie zmęczony.
Martwiłem się i nie mogłem tego
ukrywać. Cały okres poszukiwań Al, był dla mnie mordęgą. Doskonale zdawałem
sobie sprawę, że dziewczyna ma siostrę i posłałem nawet ochroniarza, aby jej
pilnował. Kiedy dostałem wiadomość od Eliota, minęło już dwa tygodnie od
rozmowy. Czyli, trzy tygodnie od zniknięcia Al. Stałem właśnie na balkonie,
pijąc kawę, kiedy to zadzwonił mój telefon. Odebrałem go dość szybko.
- Billy? Mamy ją. Zbieramy ekipę
i… - Odstawiłem szybko kubek, po czym łapiąc kurtkę i klucze wyszedłem z
mieszkania – Chwila, Billy co ty robisz?
- Nie mam jej od trzech tygodni,
nie wiem co się z nią działo. Na dobrą sprawę, może się was bać. Jadę z wami,
nie biorę udziału w akcji, po prostu tam będę. Nie ma gadania Eliot, gdzie się
spotykamy? – Nie dałem dojść do słowa mężczyźnie, usłyszałem tylko
westchnienie.
- Posterunek. Pośpiesz się.
Kiedy byłem na miejscu,
dowiedziałem się szczegółów planu, a następnie pojechałem za radiowozami. Nie
były oznaczone, więc łatwiej było się zakraść. Czekałem. Eliot i reszta weszli
do środka, a kiedy po pół godziny zobaczyłem jak kobieta i mężczyzna są
wyprowadzani przez Eliota i Rogera, wybiegłem z auta i przeskakując maskę,
zmierzyłem w kierunku małej kawalerki. Byli tam policjanci i ona.
Siedziała na ziemi, chłopcy
musieli zarzucić na nią koc, cała się trzęsła, a w pomieszczeniu było cholernie
zimno. Kiedy mnie zobaczyła, uniosła wzrok, chyba dalej do niej nie docierało
co się stało. Podszedłem do niej, po czym zdjąłem koc i narzuciłem na nią
kurtkę.
- Już dobrze Al, jestem tutaj.
Spokojnie – Czując jak dziewczyna delikatnie dotyka mojego ramienia, po chwili
pozwoliłem, aby się do mnie przytuliła, sam zrobiłem to samo trzymając ją
delikatnie – Jestem tu.
Althea? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz