Strony

1 wrz 2018

Od Koyori cd. Dante

Nie czułam się tu komfortowo.
Shane miał kiedyś chłopaka Teodora, który postanowił odnowić z nim urwany kontakt. Dlatego kilka dni temu zaprosił go na urodziny swojego kolegi, Michaela.
Dzisiejszego wieczoru miałam siedzieć sama w domu, pijąc czarną herbatę pod kocem z Sherlockiem, Acony, Parapetem i Inej na szyi, dodatkowo oglądając jakiś film. Nic by się nie zmieniło, gdyby nie to, że dzisiaj mój współlokator przypadkowo zobaczył, jak płaczę i postanowił, że wybiorę się z nim na poprawę humoru. Już wolałam siedzieć sama, pewnie robiąc jakieś ciastko na pocieszenie. Miałam ochotę na coś słodkiego. Ale stałam pod ścianą ze szklanką coli w dłoni, patrząc, jak Shane wygina się pod wpływem muzyki. Zaczął się nawet całować ze swoim byłym. Sama odmówiłam jednemu tańca, chcąc mieć na uwadze jasnowłosego, który najpewniej zaraz by coś zmalował.
Nigdy nie czułam się najlepiej w nieznanym towarzystwie, a dzisiaj kompletnie nikogo nie kojarzyłam, pomijając jasnookiego, jednak ten zajęty był kimś innym. Pominę fakt, że Shane zmusił mnie do zrobienia koka z kucyka, by odsłonić kark, a tym sam mój tatuaż z motylami. Dodatkowo wręcz wcisnął na mnie swój ostatni projekt. Sukienka była za ładna, bym ją nosiła. Zrobił ją z czarnego delikatnego materiału, tworząc zwykłą sukienkę na ramiączkach z rozkloszowanym dołem, sięgającym mi do połowy ud. Dodał siatkę pokrywającą ramiona oraz dekolt z szyją, doszywając materiałowy kołnierz. Jednak na tym nie skończył. Postanowił wyciąć rząd serduszek na krawędzi spódnicy oraz rękawów.
Do chodzenia wzięłam pewne buty na koturnie z zapięciem na kostce, które kiedyś kupiła mi mama. Dawno w nich nie chodziłam i mogły być moim najgorszym dzisiejszym wyborem. Nogi zaczynały mnie boleć.
Zerknęłam w stronę kanapy, która magicznym sposobem nagle się zwolniła. Już miałam zacząć iść w jej stronę, gdy moją uwagę zwrócił Shane wpadający na jakieś gościa. Z cichym westchnięciem zauważyłam, że jego drinki wylały się na podłogę. Pora pomóc łamadze, z którą mieszkam. Dwa kroki, byłam przy kuchni i sięgnęłam po ręcznik kuchenny. Jeszcze kilka i już stałam przy moim współlokatorze.
- Wytrzyj – rzekłam, wciskając mu w ręce papier. Gdy chłopak, ogarnąwszy, po co mu ręcznik w dłoniach i zrozumiawszy, co mu powiedziałam, kucnął, by wytrzeć plamę na podłodze. Ja tymczasem spojrzałam w górę na nieznajomego obok nas. Jasne oczy i włosy, z wygolonymi bokami. Kolczyk w nosie i jeśli dobrze spojrzałam, to w uchu też. Od razu dostrzegłam, że mi również się przyglądał, więc skinęłam głową, zamykając oczy, mając nadzieję, że ujrzy w tym moje przeprosiny.
Gdy Shane skończył sprzątać, wzięłam od niego mokre chustki, jak i ręcznik, kierując się ponownie w stronę kuchni. Po odstawieniu papieru na miejsce zaczęłam wypatrywać śmietnika.
- Pod zlewem – usłyszałam za sobą, automatycznie się odwracając. Chłopak z wcześniej. Skinęłam głową, w ten sposób mu dziękując i otworzyłam drzwiczki, wyrzucając śmieci. Odwracając się do wyjścia z kuchni, przypomniałam o swojej coli, którą zostawiłam kilka chwil temu na pastwę losu. Wolałabym już jej nie szukać, i tak pewnie znajdowała się na straconej pozycji. Po prostu sięgnęłam do kupki jednorazowych kubeczków, biorąc ten z samej góry. Czekając, aż jasnooki odłoży colę, bym mogła ją sobie nalać, cicho westchnęłam, opierając się o kuchenny blat.
- Zrobić ci drinka? - zapytał, choć w pierwszej chwili nie do końca ogarnęłam, czyj to głos. Spojrzałam w jego oczy, delikatnie kiwając głową na bok. - Na pewno? - tym razem skinęłam. Podał mi butelkę, której zawartość zaczęłam przelewać do kubka.
- To był twój kolega? -
Szybko zerknęłam na niego i kiwnęłam głową.
- Przyszliście razem? -
Ta sama reakcja.
Zakręciwszy colę, odstawiłam ją na bok i wzięłam jej łyk. Ciekawe, ile jeszcze będą trwać te urodziny…

Dante?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz