— Jamie wyraźnie na ciebie leci, a ja… Ja chyba jej utrudniam, nie sądzisz? — delikatnym ruchem uniosła kieliszek i upiła łyk drinka, ciągle utrzymując ze mną kontakt wzrokowy.
— Ach, Jamie. — moje palce mimowolnie zaczęły wystukiwać na blacie rytm jednej z piosenek, wyrażając tym samym moją niecierpliwość w oczekiwaniu na zamówione brandy. — Nie wiem, co mam z nią zrobić. — z zakłopotaniem przetarłem dłonią po karku. — Znaczy, nie jest w moim typie.
Blondynka uniosła brwi, a na jej twarzy przez ułamek sekundy wymalował się smutek.
— Musisz jej to jakoś łagodnie powiedzieć, zanim zrobi sobie większe nadzieje. Cóż, ona widzi w tobie ideał.
— Tak, tak. Kiedyś to zrobię. — kelner nalał do mojego kieliszka zamówiony alkohol i przeprosił za to, że zajęło mu to tyle czasu.
Moja mała brandy.
Uprzedzając wszystkie wątpliwości, nie jestem alkoholikiem, tylko mam problemy z zachowaniem umiaru. Niestety nie tylko wtedy, kiedy chodzi o picie, ale i w wielu innych aspektach mojego życia.
Co najgorsze, zaraz na własnej skórze przekonacie się, że zimny jak lód Aaron Brown, wreszcie przestanie być kołkiem, ba! Aż nadto pozwoli ponieść się drinkom i przeraźliwie głośnej muzyce.
***
W dalszym ciągu siedzieliśmy przy barze, jednak tym razem prowadziliśmy żywszą, dużo luźniejszą konwersację, która obu stronom przyniosła wiele wybuchów niekontrolowanego śmiechu.
— Pamiętam, jak dziś awarię windy i to, jak utknąłem w niej razem z Julie. — zachichotałem, odkładając na blat czwarty, opróżniony już kieliszek brandy. — Myślałem, że jak zaraz stamtąd nie wyjdę, to nabawię się choroby psychicznej.
Jasnowłosa reagowała na moje opowiadania salwami uroczego śmiechu, który sprawiał, że stawałem się weselszy.
— Teraz pora na coś wolnego, zapraszamy wszystkich na parkiet! — usłyszałem głos DJ’a i nie zwlekając, wstałem z krzesełka i chwyciłem dłoń Odette.
— Zatańczysz?
— Mo — czkawka — gę zatańczyć. — jej buraczane policzki i błyszczące oczy wskazywały na to, że była w niedużo lepszym stanie ode mnie.
Tyle, że nie wypiła nawet połowy tego, co ja.
Przeciskaliśmy się przez tłum, aby wreszcie dostać się na upragniony parkiet i choć przez moment móc odetchnąć od niewyobrażalnego ścisku, który panował w lokalu.
*
Pewnym ruchem położyłem dłonie na biodrach dziewczyny i mocno przyciągnąłem ją do siebie tak, że nasze ciała delikatnie się ze sobą zetknęły.
— Chyba pozwalam sobie na zbyt wiele. — mój zachrypnięty szept dotarł wprost do jej ucha, przez co poczułem, jak drgnęła w moim uścisku.
Dziewczyna w odpowiedzi zaplotła swoje ręce na moim karku, a jej spojrzenie napotkało moje.
— Mówił ci ktoś, że masz cholernie seksowne oczy? — wypowiedziałem to bez większego zastanowienia, nie zdając sobie sprawy z wagi tych słów.
Aaron, miałeś być neutralny.
W każdym momencie.
Spieprzyłeś, już na samym początku imprezy.
Wiem, że nie działałem sam.
Byłem świadomy, kto jest winowajcą mego niezbyt stosownego zachowania.
Moja mała brandy.
A raczej nie taka mała, bo wypita w ogromnych ilościach.
— A tobie ktoś mówił, że wyglądasz cholernie seksownie w tej koszuli? — przybliżyła się, aby móc delikatnie ugryźć płatek mojego ucha, doprowadzając mnie tym do wewnętrznego szału.
O, w mordę.
Aaron, czerwona lampka.
Odsuń się, nie daj się ponieść upojeniu.
Wydałem z siebie cichy pomruk zadowolenia i jeszcze bardziej wzmocniłem uścisk, a moje oczy pociemniały z pożądania.
Odette, obudziłaś drzemiące we mnie demony.
Miałem nad nimi kontrolę.
Do teraz.
Dłonie, jak gdybym nie miał nad nimi kontroli, upadły niebezpiecznie nisko, a usta wpiły się w szyję kobiety, obdarowując ją licznymi, pełnymi zaborczości pocałunkami, które zabraniały jakiegokolwiek sprzeciwu.
Do moich uszu dotarł szybszy oddech jasnowłosej, która odchyliła delikatnie głowę do tyłu, tylko ułatwiając mi zadanie.
Odette, zapanuj nad moimi demonami.
Dziewczyna chwyciła w dłoń moją kruczoczarną czuprynę, po czym przyciągnęła mnie bliżej, łącząc nasze wagi w pocałunku, który nie miał nic wspólnego z delikatnością, subtelnością i czułością.
To była walka, bitwa, próba udowodnienia sobie czegoś.
Imprezowicze patrzyli na nas, marszcząc z poirytowaniem brwi lub odwracali wzrok.
Nie dziwię im się.
***
Właśnie popijałem kolejny kieliszek brandy i rozsiadłem się wygodnie na jednej z sof.
— Aaron...? — wybełkotała, zajmując miejsce obok mnie. — Mam jutro — czkawka — rano zajęcia, a już...? Która jest godzina? — spojrzała na zegar wiszący na ścianie, jednak zmrużyła oczy i nie zdołała rozczytać z niego godziny.
— Kilka minut po północy, a cooo? — odparłem przeciągle, odkładając kieliszek na stoliku.
— Odwieziesz mnie do domu?
— Zamówię taksówkę, skarbie.
Powolnym ruchem wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i wykręciłem numer do pierwszego lepszego taksówkarza.
***
Właśnie staliśmy przed drzwiami do mieszkania Odette, mierząc się kokieteryjnymi spojrzeniami.
— Dziękuję za tą noc! Było odjazddd...! — zachichotała — owo. — wykonała krok do przodu, zmniejszając odległość pomiędzy nami do minimum.
— Polecam się na przyszłość. — zaśmiałem się ochryple, a dziewczyna chwyciła mnie za kołnierzyk od koszuli i przyciągnęła do siebie.
Moje oczy ponownie pociemniały, ręce wędrowały beztrosko po jej ciele, nie zważając na nic.
Przycisnąłem studentkę do ściany i pogłębiłem nasz pocałunek, czując jednocześnie, jak jej serce gwałtownie przyspiesza swój rytm.
Bezwstydnie trwaliśmy dłuższą chwilę w namiętnym pocałunku, wydając z siebie tylko ciche pomruki.
*
— Aaron? Odette?! Co to ma znaczyć? — w progu drzwi stanęła rudowłosa, a my odskoczyliśmy od siebie niczym poparzeni, mimo tego, że nie chcieliśmy przerywać.
Uspokój moje demony, Odette, zanim się w nich zatracę.
Odette?
Za ewentualne błędy przepraszam, pisałam to nieco przed północą, przez co moja umiejętność lokalizowania błędów już wygasła.
Za ewentualne błędy przepraszam, pisałam to nieco przed północą, przez co moja umiejętność lokalizowania błędów już wygasła.
Czuje, że Adette umiera ;-;
OdpowiedzUsuń