- Dziękujemy. Nie zabierzemy Panu dużo czasu. – odpowiedział
Gilbert, sprawnie ściągając buty, kiedy gospodarz zniknął w korytarzu. Posłałam
mu pytające spojrzenie, po czym przytrzymałam się jego ramienia, zdejmując
znoszone tenisówki. Skąd ten facet wiedział, że coś mi się stało?
- Znalazł Cię po wypadku. – szepnął mój partner, posiadłszy
najwyraźniej umiejętność czytania w myślach. A może po prostu tak długo się
znaliśmy. – Po prostu rób swoje. Jesteś w tym dobra.
Wzruszyłam ramionami. Trochę trudno będzie go przesłuchać,
gdy język cały czas mi się plątał, ale musiałam sobie z tym poradzić. Gilbert
miał rację. Byłam dobra w swojej robocie. Miałam zdolność wyciągania z ludzi
szczegółów, które pozornie nieistotne, rzucały niekiedy całkiem inne światło na
tok postępowania. Byłam po prostu jak kobieta, która nie spocznie, dopóki nie
dowie się, z kim przespał się jej facet.
Słuchając odgłosów dochodzących z kuchni, bez zaproszenia
ruszyłam w stronę, jak mi się wydawało, salonu. Był to właściwie mały pokój z
jednym krzesłem, na którym siedział kot i wciąż niepościelonym łóżkiem.
Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie.
- Przepraszam. – mruknął domownik, wchodząc do środka z
trzema parującymi szklankami na tacce. Postawił ją na szafce nocnej, po czym
podszedł do łóżka i szybko złożył pościel. – Nie miałem czasu doprowadzić
mieszkania do porządku na waszą wizytę. Proszę.
Gilbert bez większych wyrzutów skorzystał z zaproszenia,
moszcząc się wygodnie na materacu nie pierwszej świeżości. Wołałam zostać przy
swoim punkcie obserwacyjnym.
- Więc? – chłopak rozłożył ręce. – Słucham. Jakie macie
pytania?
Porucznik spojrzał na mnie znacząco. Wzięłam płytki wdech.
- Co Pan ro… b… - w tym momencie dopadła mnie niemoc.
Zamachałam na Daniela, by dokończył.
- Przepraszam, moja partnerka po wypadku wciąż ma problemy z
prawidłowym wysławianiem się. – spiorunowałam go wzrokiem. Nie to miał powiedzieć.
– Chciała spytać, co Pan robił w miejscu zdarzenia.
- To może nie powinna jeszcze wracać do pracy, skoro nie
jest do niej zdolna? – rzucił, spoglądając na mnie z irytacją. Po chwili się
zreflektował. – Przepraszam, ale nie rozumiem. Przecież dokładnie Pan zadawał
mi te same pytania ze dwa tygodnie temu. Powiedziałem już wszystko, co
chcieliście wiedzieć. Nie wiem, co jeszcze tu robicie.
Westchnęłam w duchu. Byli więźniowie zwykle pozostawali
nieufni w stosunku do policji. Nie traktowali nas już nawet jak ludzi
wykonujących swoją pracę, tylko jako „tych złych”. Liczbę mnogą, która zawsze
węszy nie tam, gdzie trzeba i wykorzystuje swoją władzę. Szkoda, że nie wiedzą,
jak ciężko muszę pracować na chleb.
- Proszę się uspokoić i po prostu odpowiadać na pytania. –
oznajmił Daniel swoim „porucznikowym” tonem, który zmuszał wszystkich do
posłuszeństwa. Ten staruszek miał charyzmę. – Jeśli jest Pan niewinny, to nie
będzie z tym problemu, prawda? Nie zabawimy długo.
Mężczyzna przygryzł dolną wargę i pokiwał głową.
- Panie Sangster, co Pan robił w miejscu zdarzenia?
- Otóż… - spojrzał obojętnie. – Macie mnie. Byłem na
dziwkach. Mój mały, brudny sekrecik.
Zakaszlałam, zwracając na siebie uwagę Daniela.
- Depot. – rzuciłam wiedząc, że jeśli powiem słowo więcej,
zacznę się jąkać. Gilbert zrozumiał, uśmiechając się szeroko.
- Co takiego? – zainteresował się Sangster. – Co powiedziała?
- Że do Depotu byłoby bliżej. – zaśmiał się porucznik pod nosem.
– Taki klub nocny, tuż za rogiem. Może Pan o nim słyszał.
- Hmm, no tak. – odparł tylko przesłuchiwany.
Amant ostrych zabaw nie słyszał o pobliskim raju dżihadystów?
Cóż, może wolał integrację na świeżym powietrzu.
Albo kłamał.
- Dobrze, tak więc czy… - zadanie następnego pytania
przerwało Gilbertowi głośne walenie do drzwi. Sangster wstał z miną, która
sugerowała, że nie spodziewał się dzisiaj gości.
- Zaczekajcie tutaj.
Kiedy wyszedł, by otworzyć drzwi, porucznik na mnie spojrzał.
- Co o tym sądzisz?
- Nie wiem. – udało mi się powiedzieć. Naprawdę nie miałam pojęcia.
W tej robocie nigdy nie było wiadomo, czy jest się na właściwym tropie. Każdy
mógł kłamać i nie zawsze można było to zweryfikować. To była jednak nasza jedyna
szansa. Chłopak, wyłączając mnie, znajdował się najbliżej wypadku.
Tymczasem z korytarza doszedł nas dźwięk otwieranych drzwi.
- Peter?
Thomas?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz