Strony

2 paź 2018

Od Louise cd. Noah

          Jednym susem pokonałam kilkustopniowe, niezbyt strome schody, po czym niczym strzała wpadłam do pokoju, z niezwykłą siłą uderzając o łóżko, a właściwie szufladę. Syknęłam z bólu, opadając całym ciałem na materac. Wtuliłam się w zimną pościel, zaciskając na niej palce, twarz ukryłam w poduszce. Emocje osiągały najwyższą temperaturę, a ja bezradnie wgapiałam się w pustą przestrzeń, to znaczy, biały sufit. Po omacku wyciągnęłam z torebki telefon, który aktualnie stanowił jedyny ratunek od śmierci z samotności i przygnębienia. Ze wszystkich sił starałam się nie myśleć o Noah, który pewnie w najlepsze bawi się sam ze sobą. Włączyłam Arbooka, wyszukałam Sam o dość ciekawym pseudonimie "szmata" i napisałam krótkie "Na placu. Dziś. O dwunastej". Nie czekałam nawet pięciu minut, odpowiedź otrzymałam ekspresowo, jednakże jak to na nią przystało, nie rozpisała się wielce, jedynie krótkie "Ok!".
          Wyciągnęłam z szafy wszystko, co znajdowało się wewnątrz. Począwszy od koszulek, przez bluzy, koszule, t-shirty, jeansy, krótsze spodenki, spódnice, sukienki, aż po bieliznę, skarpetki i inne bzdury, o których istnieniu nawet nie wiedziałam. Zanurkowałam w dość dużej stercie ubrań, wyciągając przy tym zdecydowanie za dużą, różową bluzę o bardziej pudrowym kolorze niż różowym, na piersi widniał napis "girls power". Mimo, iż wręcz uwielbiam takie bluzy, ta niestety musiała zostać na kiedy indziej (to nie tak, że szkoda było mi jej zakładać, jeszcze nie daj boże się zniszczy). Kolejnym moim łupem stały się czerwone body, normalne, niczym niewyróżniające się body. Przez chwilę przytrzymałam je w dłoni, bez dłuższego zastanowienia odkładając tuż obok mnie, tak, by nie zgubił się w tłumie innych. Drugą częścią garderoby były rzecz jasna spodnie, a więc w moim przypadku jeansy z podwijanymi nogawkami, które trafiły do mojej ręki jako pierwsze. Typowe boyfriendy z pasującym czarnym paskiem to coś, co było najbliższe mojemu sercu, nawet bliższe niż Noah, to znaczy, nie. Byłam pewna, że to one dziś spoczną na moich nogach, więc ułożyłam je obok body. Te dwie rzeczy nie wystarczyły, bo przydałoby się coś, co mogłabym zarzucić pod kurtkę, mianowicie jeansowa kurtka bądź cokolwiek innego. Zanurzyłam się ponownie, odgarniając małe stosiki ubrań na boki. Wtem moja dłoń dotknęła przemiłego materiału, który okazał się być dość sporym żółtym swetrem z dekoltem dociągającym do trzech czwartych mojej szyi, czyli nie był wcale wysoko, ale wyżej, niż przeciętna bluzka. Pewna zmieniłam koncepcję na dzisiejszy ubiór i zamieniłam body z właśnie tym sweterkiem. Z racji, że była już jedenasta nie miałam czasu, by uporządkować pozostałą odzież. Wepchnęłam wszystko pod kołdrę i łudziłam, że mama nie postanowi pooglądać mojego pokoju, czy tym bardziej łóżka. Rozebrałam się, pozostając jedynie w bieliźnie. Nałożyłam na siebie wybrane ubrania, dumna z wyboru paradując po całym pokoju. Skoczyłam do łazienki, by nadać mojej twarzy niebanalny wygląd. Chciałam wyglądać świetnie, nie dla kogokolwiek, tylko dla mnie samej.
          Opatulona grubym szalikiem, a także okryta przez puchatą kurtkę czekałam na przyjaciółka, która — wedle umowy — powinna pojawić się cztery minuty temu. Kiedy mój wzrok w końcu ją wyszukał, podeszłam do niej, wtulając twarz w jej bardzo... zajmujące sporą powierzchnię włosy. Pociągnęłam ją za nadgarstek, prowadząc do kawiarni, po drodze tłumacząc całe zajście i dlaczego to takie pilne.
          — No i wkurzyłam się. Rozumiesz? Noah zachował się w ten sposób, potem próbował ze mną pogadać, koniec końców ciesząc się jak dzieciak, gdy weszłam do jego domu po torebkę. — Machałam rękoma, przy okazji opowiadając, kiedy czekałyśmy na zamówienie. — Sam, słuchasz mnie w ogóle?
          Wydawała się okropnie zamyślona, jakby kompletnie nie interesowała ją moja relacja z chłopakiem, dla którego moje serce wymyśliło pieśń "Ku złamanym sercom i znienawidzonym mężczyznom". Usłyszawszy swoje imię, spojrzała na mnie z oczami pełnymi zdziwienia, jakby nie wiedziała, co tu tak naprawdę robi.
          — Samantho Anastasio Henricks, kto jest ważniejszy od moich wzruszających opowieści o lwach i smokach?
          — Ale... ale... ty mówisz o Noah. — Wyraźnie zdezorientowana kręciła głową.
          — No dobra, niech ci będzie — prychnęłam. — Ale mam wrażenie, że coś u ciebie nie tak. Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko.
          Może powiedzieć mi wszystko. Jest moją przyjaciółką, a przyjaciółki ufają sobie wzajemnie, są dla siebie najważniejsze i... Sam chyba nią była. I dlatego wiedziałam, kiedy życie układa się w porządku, a kiedy przybiera innej formy.
          — Saman...
          — Louise. — Przełknęła ślinę. — Noah. — No co? Co? — Widziałam go.
          — Gdzie?
          — On... on był w klubie — mówiła bardzo powoli. — Potem pojechał. Z taką dziewczyną. Była bardzo ładna, miała czerwoną sukienkę. Ja... ja nie mogłam się powstrzymać. Poszłam za nimi. — Z każdym jej słowem coraz bardziej traciłam poczucie rzeczywistości. — Spojrzałam przez okno. Przepraszam, ja naprawdę nie chciałam ich podglądać, tylko... wiem, że go kochasz. Powinnaś wiedzieć. Było naprawdę blisko, ona stała prawie naga, rozpinała mu koszulę. Wycofał się. — Ostatnie zdania z trudem wypływało jej z ust. — Louise, on to zrobił dla ciebie.
          On to zrobił dla ciebie.
          Dla ciebie.
          Nie przespał się z nią. Dla ciebie.
          Czułam, że moja głowa coraz pełniejsza różnych myśli stała się ociężała, ledwo co dochodziły do mnie kolejne informacje. Wstałam od stołu, zostawiając ją samą.
          Lada moment zjawiłam się pod domem Browna.
          Nie Noah.
          To był dom Aarona.
          Nie pytajcie, skąd mam adres, nie pytajcie, po co, musiałam. Chciałam.
          Zapukałam do drzwi, które niemal po chwili otworzyły się. W ich progu stał nikt inny, jak właśnie Aaron. Określany mianem jeszcze większego dupka głowa całej firmy, bogaty, a na dodatek idealny. Weszłam do penthouse'a ocierając się o jego bark.
          — Potrzebuję pomocy. Czuję, że tylko ty jesteś w stanie to zrobić. — Usiadłam na dużej sofie. — Jesteś jego bratem.
          Przerwało mi jego wyjście do innego pomieszczenia. Zirytowana wstałam, maszerując w jego kierunku. Stanęłam za ścianą, by chociażby podsłuchać rozmowę telefoniczną starszego brata Noah. Bo tak, dzwonił do kogoś. Niestety, niewiele dotarło do moich uszu, jedyne krótkie "do zobaczenia". Odskoczyłam na bok, by grzecznie wrócić na swoje miejsce.
          — Wina? — Posłał mi idiotyczny uśmiech, który mówił wręcz "Weź, będę śmiał się z pijanej Louise!", a upicie mnie wcale do trudnych nie należy.
          — Każdemu to proponujesz? — I moje usta wykrzywiły się w równie głupiutki łuk. — Jeśli tak, i ja poproszę.
          Roześmiał się. Czy to naprawdę ten Aaron Brown, który wedle młodszego brata był skończonym chamem? Jestem w stanie uznać, iż jest wręcz odwrotnie. Podszedł do barku, z którego wysunął butelkę widocznie drogiego, ekskluzywnego wina, nigdy w życiu nie widziałam takiego na oczy. W tej samej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Odstawił wino, podchodząc do wejścia. Szybko otworzył je, odsuwając się na bok.
          O mój Boże.
          Podniosłam się na równe nogi, wpatrując się w osobę, która właśnie stała w progu.
          Noah.
          — Aaron? — wyszeptałam. — Co to ma znaczyć?

Noah?
Teraz wszyscy na trzy-cztery krzyczymy LOAH i obstawiamy, co się stanie. Opowiadanie pełne Loah to chyba coś, co ucieszy Kamylę. Dziękuję ci, moja droga, bo nie wiem jak cię nazwać (słoneczko nie wypada, chociaż tak na ogół mówię do ludzi). Loah to coś magicznego, co jest dla mnie niezwykłą przygodą. Przeżywam to z nimi, z tobą, kocham to, co dzieje się między nimi. Po prostu — dziękuję, to dla mnie zaszczyt prowadzić taki wątek z Tobą. 

2 komentarze:

  1. Jejku, Lou ❤
    Ten wątek stanowimy my, więc to, że ta historia jest tak porywająca, to nasz wspólny sukces, skarbie 💖

    OdpowiedzUsuń