Strony

2 paź 2018

Od Odette C.D Aaron

     Całe moje ciało zesztywniało. Wszystkie mięśnie, jakie dotychczas spowijało tylko ledwo wyczuwalne napięcie, teraz zmroził totalny bezruch. Chciałam policzyć do dziesięciu. Dać sobie ten w rzeczywistości nic nieznaczący skrawek czasu, ażeby zrozumieć, że gorący oddech muskający moje ucho nie był żadną fikcją. Słodkie uczucie, które przyspieszyło bicie serca, zaczęło wypełniać mnie w całości. Jakikolwiek opór bez reszty ukruszył się przed urzekającą zmysłowością słów mężczyzny.
     Odsunął się, jednak nie na tyle, na ile oczekiwałam, że to zrobi.
     - Nie śmiałabym odmówić – szepnęłam tylko, wiedząc, że jeszcze więcej zmarnowanych ułamków chwil zbliża Jamie do powrotu.
     Nie mogłam jej tego zrobić.
     A robiłam. Cholera.
     Panika czy strach, które zwykle obezwładniały mnie przy pochwycaniu spojrzenia Aarona, wyparowały w okamgnieniu, po raz pierwszy pozwalając mi podziwiać ten tajemniczy blask tęczówek.
     - Chciałbym widzieć cię o dziewiętnastej.
     - Nie mam wyboru – stwierdziłam z subtelnym uśmiechem. Próbowałam go stłumić, jednakże okazało się to zbyt trudnym zadaniem.
     - Owszem, nie masz. – Po chwili dodał flirciarski uśmieszek, niszcząc powagę, jaką zbudował tymi słowami. Napięcie wisiało wręcz w powietrzu, czyniąc je tak gęstym, że ledwo łapałam oddech. Chłonął mnie tylko mocny zapach męskich perfum otaczających jego ciało.
     W idealnym momencie zdołałam odsunąć się jeszcze o krok, a wtedy Jamie opuściła kawiarenkę. Odnaleziona torebka znajdowała się już na jej ramieniu, kołysała pod wpływem ruchów dziewczyny, dopóki ta nie zatrzymała się tuż przy Aaronie. Jej posępny wyraz twarzy, który niedawno mi ukazała, stał się zaledwie kruchym wspomnieniem.
     - Aaronie, dziękuję ci za dzisiaj.
     To, co zrobiła po tych słowach, narodziło całkiem nowe wnioski.
     Podeszła, uniosła się na palcach u stóp, by złożyć na policzku mężczyzny dłuższy pocałunek. Dziewczyna widziała w błękitnookim swój obiekt westchnień i to był fakt, jaki nawet nie starałam się poddawać wątpliwościom. Jednak zamiast swobodnie go przyjąć, w mojej głowie mrowiła dziwna, naprawdę dziwna myśl. Nie pozwalała mi odmówić Aaronowi. Nie pozwalała gładko patrzeć na rosnące uczucie Jamie, jakim starałam się cieszyć.
     Cieszyłam się, przysięgam.
     Aczkolwiek wystarczyło jedno, mniej neutralne spojrzenie Aarona, żebym zapomniała o wszystkim, co sobie przysięgłam.

***

     Tego wieczoru cudem udało mi się wymknąć, oczywiście w nieco innym niż zazwyczaj stroju. Jamie, kompletnie zatracona w notatkach, jedynie pokiwała głową na moje „wychodzę”. Nie obejrzała się za siebie, nie dociekała, a ja wcale nie byłam zdruzgotana z tego powodu. Na szofera, który miał podjechać pod akademik właśnie o równej dziewiętnastej, czekałam odziana w idealną na długość czarną sukienkę z wiązaniem na dekolcie. Proste, błyszczące blond włosy opierały się rosnącej na zewnątrz wilgoci.
     Pana kierowcę już znałam. Ten sam rosły mężczyzna, wbrew pozorom o miękkim sercu, który zabrał mnie i Jamie do apartamentu Browna. Ilekroć wspominałam okoliczności tych odwiedzin, dreszcz targał moim ciałem i uzupełniał każdą komórkę w organizmie znajomą paniką.
     - Dobry wieczór. – Nie mogłam nie powitać szofera szerokim uśmiechem, znacznie kontrastującym z wszechobecną ciemnością. Pomimo całkiem wczesnej pory, niebo nie miało już w sobie ani skrawka intensywnej czerwieni czy pomarańczy zachodu. Przypomniało mi to o tym, że piękne lato dawno pochyliło się ku miażdżącemu końcowi.
     - Witam, Red Velvet, prawda? – Mężczyzna otworzył mi drzwi do samochodu i krótko po tym zatrzasnął je za mną.
     Ta impreza nie może wyjść źle.  
     - Tak, dokładnie.
     Oglądanie pięknego wnętrza samochodu, jakiemu wcześniej nie miałam okazji dokładnie się przypatrzeć, zajęło mi niemal całą drogę do Red Velvet. Organizowane tam wydarzenie musiało dotrzeć do każdej sfery Avenley River. Ulice zatłoczone były korkami ciągnącymi się łańcuchem aż do lokalu. Muzyka pokonywała każdą warstwę ścian i okazała się tak głośna, że jej brzmienie odczuwałam nawet w swoim ciele.
     To już.
     Wysiadłam z auta, lekkim skinieniem głowy nie zapominając o wdzięczności wobec szofera.
     - Tu jesteś! – Męski, dźwięczny głos przywrócił mnie z powrotem do rzeczywistości. Instynktownie obróciłam głowę w kierunku osoby, która to wypowiedziała, i poczułam zaledwie mały ślad zaskoczenia, widząc Aarona.
     Uśmiech bezwiednie wyrósł mi na twarzy.
     - Zawsze dotrzymuję słowa – powiedziałam, zanim zdołał pokonać w większej mierze dzielący nas dystans. Potem stanął w miejscu, poddał moją sukienkę dosyć szczegółowej analizie i nie uważał na fakt, że moje policzki szybko oblały się nagłym rumieńcem. Wynagrodził mi jednak swoje – jak łatwo było się zorientować – nieświadome zachowanie uśmiechem, tym razem wpatrując się już w moją twarz.
     - Nie czekajmy. Impreza już się zaczyna – stwierdził i zaoferował mi swoje ramię, jakie bez śladu zawahania ujęłam.
     Tłum ludzi, ich głosy, śmiechy. Coraz głośniejsza muzyka. Multum mieszających się mocnych perfum i ta woń alkoholu, która potrafiła przytłumić wszystko. W budynku ciężko było nie zachwiać czyjejś strefy prywatności. Poważnie, gdyby ludzi dało się poznawać poprzez starcie się ramionami, to moje grono znajomych powiększyłoby się co najmniej dwukrotnie.
     - Gorąco tu. – Aaron w końcu dotarł ze mną do baru i odpiął dwa guziki od swojej białej koszuli. Wyglądał w niej lepiej niż w standardowym garniturze, w którym widziałam go na co dzień, przez co moje ciekawskie, zielone spojrzenie nie zawsze utrzymało się na poziomie jego twarzy.
     - Wyjątkowo – odparłam z całkiem niewinnym uśmiechem.
     - Napijesz się czegoś?
     Nie przepadałam, ale co mi szkodzi?
     Skinęłam głową.
     - Zdaję się na twój gust. – Zasiadłam na wysokim krześle barowym, spoglądając tylko na reakcję mężczyzny. Uniósł zaraz jedną brew, za czym poszedł nieznacznie kącik ust. Nie minął kolejny moment, a wręczył mi w dłoń przezroczysty napój z plastrem limonki tkwiącym w krawędzi naczynia. Powąchałam dyskretnie, uważając, by zawarta w nim ilość alkoholu zaraz nie uderzyła w moje nozdrza. Tak się nie stało. Drink zdawał się być całkiem łagodny. O wiele intensywniej wyczuwałam zapach owocu tropikalnego.
     Chociaż szybko się nie wstawię.
     - Nadal zastanawiam się, czy pomysł z przyjściem tutaj był dobry – rzekłam nieco niepewnie, upijając łyka.
     Aaron nawet bez pomocy alkoholu skrzywił się delikatnie na te słowa.
     - A to dlaczego? – Różnorakie światła wędrujące po klubie znów napotkały jego błękitne oczy, odbijając się w nich niczym w zwierciadle.
     - Jamie wyraźnie na ciebie leci, a ja… – Wydałam z siebie cichy chichot, który jednak był ogołocony z radości. – Ja chyba jej utrudniam. Nie sądzisz?

[Aaron? ( ͡° ͜ʖ ͡°)]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz