Odette, wiesz, że nie powinnaś w to brnąć.
Dystans. Już.
Ledwo Cindy wdrapała się na plecy Adama, a ja małym krokiem w tył dałam mu znać, że powinien maksymalnie poluzować uścisk. Wyczuł to i obdarował mnie spokojnym, pełnym ulgi spojrzeniem, które nie niszczyło mojego zadowolenia żadnym śladem niepokoju.
- Co tak krótko? – Oburzyła się dziewczynka, nadal zaciskając małe ręce na szerokich ramionach mężczyzny.
- Spóźniłaś się po prostu – odparł rozbawiony. Nie potrafiłam stłumić cichego śmiechu.
- Byłam prawie równo z czasem! Adam, ty głąbie. – Oderwała się od niego. – Sprawiłam, że Odette daje ci drugą szansę i tak mi się odwdzięczasz?
- No masz. – Zdziwił się, przez co jego brwi uniosły się do góry. – Przez cały czas myślałem, że to kwiaty wszystko załatwiły – przemawiał, ciągle tak samo rozbawiony. Nie poddawałam jego słów żadnej analizie. Dałam się za to porwać chwili wesołości, która zaczęła wypełniać mnie znajomą energią, jakiej zdecydowanie brakło mi ostatnimi czasy.
- Kwiaty? – wtrąciłam się nagle. – Gdyby nie twoja przemowa, nie byłoby tak kolorowo!
W tym momencie Cindy podsunęła się do mnie, złapała za ramię, bym się nieco schyliła, i wyszeptała mi do ucha. Na tyle jednak głośno, że Adam szybko to usłyszał.
- Te słoneczniki to były najtańsze kwiatki w sklepie.
- No młoda, chyba będę musiał zabrać cię do domu. – Mężczyzna w odwecie dorwał Cindy oraz przerzucił ją sobie przez ramię, i niemal od razu z jej gardła uciekł wysoki pisk.
- Nie, nie, odstaw mnie! – Protestowała głośno i może nawet zbyt agresywnie, jak na małą dziewczynkę, uderzając pięściami w jego plecy. Prawdopodobnie nawet tego nie poczuł, ewentualnie coś go tylko połaskotało, w efekcie czego tylko wybuchł głośniejszym śmiechem.
- Już, już. – Uspokoił się i odstawił dziewczynkę, która ciągle starała się opanować ciężko przychodzący oddech.
- Ale i tak dobrze by było, gdybyś mnie odwiózł. Miałam pograć z Tomem na konsoli. Kto go nie pokona, jak właśnie ja? – Wskazała na siebie palcem. W tym czasie przeszłam do cichu do kuchni oraz nastawiłam wodę na kawę bądź herbatę.
Zwróciłam uwagę na lekki bałagan, który tworzyły niepozmywane kubki, okruchy na blacie oraz puste opakowania po jedzeniu, i nie zastanawiając się długo, zabrałam się za sprzątanie. To była pierwsza myśl, zwłaszcza po tym, jak Adam ujawnił przede mną swoją cechę perfekcjonisty. Zresztą pracował w restauracji – zachowanie czystego stanowiska pracy to wręcz wymóg.
Cóż, ja też powinnam się tego nauczyć. Jeszcze rozmyśli się, zwolni mnie, i zostanę całkowicie bez zatrudnienia.
Nie, nie zrobi tego.
- Odette, poczekasz parę minut? Odwiozę tą małą zrzędę do domu. – Z tymi słowami był już w trakcie wychodzenia. Skinęłam tylko głową, nie zyskując przekonania, że w ogóle to widział, i po chwili do moich uszu dotarł głośny trzask.
Na mojej twarzy zagościło głębokie obrzydzenie.
Znowu coś zablokowało zlew. Fu.
To nigdy, przenigdy nie był mój mocny punkt – zmywanie naczyń. Krzywiąc się nieustannie, zanurzyłam rękę w nadmiarze zgromadzonej wody i zaraz pozbyłam się problemu. Adama nadal nie było, już od piętnastu minut, w ciągu których zdołałam ogarnąć powierzchownie kuchnię oraz salon, wcześniej wyglądający mniej więcej jak po przejściu delikatnego wietrzyku.
- Wysprzątałaś czy mi się wydaje? – Podskoczyłam na nagły głos, niemal wypuszczając z rąk pudełko z herbatą. Pobladłe, poszerzone od strachu zielone oczy zlustrowały spojrzeniem osobę, która pojawiła się parę metrów za mną.
Adam.
Nawet nie słyszałam, kiedy wszedł.
- Nie strasz mnie tak więcej. – Potarłam czoło. – Wiesz, co by było, gdybym zamiatała wtedy podłogę? – Zażartowałam z delikatnym uśmiechem, który mężczyzna od razu skopiował.
- Zakładam, że dostałbym kijem po głowie.
- Gorzej – szepnęłam, zatrzymując się tuż przy blacie. Nieznacznie schowałam kosmyki włosów za ucho, które wyjątkowo przeszkadzały mi w patrzeniu na wnętrze pustego jeszcze kubka. – Kawy czy herbaty?
- Kawy. – Wyszczerzył się tylko i stał oparty o framugę ciasnej kuchni. Zapewne musiał już wiedzieć, że stolik w salonie pozostaje jedynym miejscem, gdzie dane nam będzie wspólnie wypić ciepły napój.
- W takim razie sio do salonu. – Pospieszyłam go z przyjaznym uśmiechem i pochwyciłam uzupełnione po niemal same krawędzie kubki. Doniosłam je na miejsce, zanim zaczęły mnie wyjątkowo dotkliwie parzyć bijącym gorącem.
Na tle totalnej ciszy zajęliśmy swoje miejsca przy stoliku. Adam nieco dyskretnie poprawił poduszkę za sobą, aczkolwiek skoro to zauważyłam, nie było to wcale takie dyskretne. W odpowiedzi na to na mojej twarzy odmalował się delikatny uśmiech.
- Co za perfekcjonista. Jakim cudem nie masz dziewczyny? – zadałam te pytanie zupełnie spontanicznie, nie będąc świadomą, że mogę wywołać tym jego grubsze przemyślenia. Jednakże budziło niemały podziw to, że miał swoje lata, był pod trzydziestką, a nadal nie znalazł osoby, z którą mógłby podbijać świat.
- Z wyboru – odparł zupełnie poważnie. – Podobne pytanie mógłbym zadać tobie.
- Mogłabym osłaniać się obowiązkiem nauki, brakiem powodzenia albo czasu na rozwijanie znajomości z ludźmi… ale też powiem, że z wyboru. – Spojrzałam na niego, nabierając pewności, że ten temat, pomimo że w założeniu miał być żartobliwy, teraz wsiąkł już w atmosferę. – Nigdy nie czułam szczególnej potrzeby, by być w związku. Wszystkie moje znajomości ograniczają się do statusu „przyjaźń”. A jak było z tobą? – Wzięłam łyk herbaty, ale i bez niej zrobiło mi się znacznie gorąco.
[Adam?♥]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz