Strony

28 paź 2018

Od Tatum cd. Vincenta

- Tatum Farewell? - słyszę niski głos, gardłowy, ale zarazem zbyt płytki, aby włożono w niego jakieś staranie. W pierwszej chwili myślę, że jestem uwikłana w jakieś śledztwo bez nawet własnej świadomości i przyjechała po mnie policja, ale chłopak nie wygląda raczej na glinę. Prędzej na... właściwie to nie wiem.
Na początku nie odzywam się wcale. Jego widok nie wzbudza we mnie za grosz zaufania. Jego źrenice są tylko nieco odcień ciemniejsze niż tęczówki, ukryte pod paroma opadającymi kosmykami czarnych włosów. Wydobywa się z nich chłodne spojrzenie, a przy nim całym odnoszę wrażenie, że jego obecność jest tylko czysto materialna. Tak naprawdę obojętne mu gdzie jest, z kim jest, ale ważne jest to, po co tu jest. I to mnie właściwie interesuje najbardziej. Ewidentnie ten typ miał jakąś sprawę, widocznie ważną, skoro z łaską stoi niedaleko mnie.
Poprawiam torbę, zamierzając właśnie wejść do budynku redakcji.
- Tak? - pytam niepewnie, przyglądając się mu.
Mierzy mnie szybkim spojrzeniem, unosząc nieznacznie brwi do góry.
- Chciałem się tylko upewnić - odzywa się i odwraca, odchodząc. Ta sytuacja wydała mi się nieco dziwna, może nawet straszna, na pewno tajemnicza. Widzę, jak nieznajomy odchodzi, więc ruszam w swoją stronę.
~*~
Czytam zaproszenie na imprezę w redakcji z okazji Caramellen, którą dostałam dzisiaj w pracy.
- Trzeba zabrać osobę towarzyszącą - krzywię się. Nie dlatego, że nie chciałabym pójść... chociaż może nie, ale ze względu na to, że w tej sytuacji zostaję sama.
- Zachowujesz się jak aspołeczna ignorantka - patrzę na Nico spod byka, bo nie podoba mi się ani ten pomysł, ani jego uwaga.
Nie wydaje się jednak być zainteresowany moją postawą, za to uważa, że pomysł z pójściem na imprezę urządzoną przez redakcję, to nie tylko dobry moment na zapoznanie się z ludźmi, z którymi mam współpracować, ale wybadanie środowiska, zanalizowanie pozytywów i pokazanie się z jak najlepszej strony.
- Tatum, to doskonała okazja, a ty chcesz ją zmarnować. Nie rozumiem, dlaczego nagle masz takie opory? - włożyłam zaproszenie z powrotem do kartki i wywróciłam oczami, ale na tyle, aby Nico nie mógł tego zauważyć.
- Nie wiem, czy to aż tak dobry pomysł. Dostałam już pierwsze zadanie, pierwszy temat artykułu. Muszę zanalizować całą sytuację, zebrać informację...
- To tylko jeden wieczór, praca nie zając...
- Chyba jednak tak - przerywam mu, w tym samym momencie dostając jakąś wiadomość na Arbooku, co powoduje, że natychmiast skracam mój wywód do jednego zdania. Tymczasem Nico zaczyna całą swoją rozprawkę na temat, dlaczego pojawienie się na imprezie to nie jest zły pomysł.
Uśmiecham się do telefonu, bo właśnie jedna wiadomość od pewnego jasnowłosego pana, być może zmienia moje nastawienie.
- ... zresztą, co ci szkodzi...
- Dobra, pójdę - mówię ku zaskoczeniu Nico. Przerywa i patrzy na mnie.
- Nie rozumiem cię. Naprawdę, czasem jesteś nie do wytrzymania.
- Ale musisz iść ze mną. Jako para... niestety - chłopak prycha pod nosem. To chyba miało brzmieć jak "tak".
~*~
- Przestań się wiercić - Nico zwraca mi uwagę, cały rozbawiony. Jakby ta sytuacja była jeszcze zabawna. Zadając mi pytanie, dlaczego jestem taka zestresowana, sama nie umiałam mu powiedzieć. Nigdy nie czułam się podobnie w żadnych sytuacjach. Wyjście do ludzi nie stanowiło dla mnie problemu. Potrafiłam się otworzyć. Potrafiłam rozmawiać, ale teraz to, co się ze mną działo miało jakiś niewyjaśniony powód głęboko we mnie. Może przez to, jak zaczęłam tu pracę? Wątpię.
- Wcale się nie wiercę - poprawiam się jeszcze raz, zanim podejdę do windy, która poprowadzi nas prosto na górę, do sali, która podobno była ogromna i służyła do spotkań, lecz nie była typowo konferencyjna.
- Wiercisz - bierze mnie pod rękę i prowadzi do windy - I jeśli jeszcze raz pociągniesz za ten dekolt w górę, to cały pomysł włożenia sukienki straci sens. I straconą godzinę siedzenia w łazience - dodaje ciszej ostatnie zdanie. Nie siedziałam godzinę, tak dla uściślenia. Jak zwykle, nieco przesadza.
Łapie za kraniec sukienki i obciąga ją z powrotem, po czym sięga do środka, żeby poprawić mi stanik.
- Nico! - trzepię go po ręce, bo jeszcze mi tego brakuje, żeby ktoś widział, jak obmacuję się z obcym facetem w windzie. Co jak co, ale Christiana Greya nie zamierzam odgrywać.
- Wyluzuj, dotykałem o wiele lepsze niż twoje i nadal jestem gejem - w jego obecności już nie jestem zdolna zrobić lepszej miny zażenowania, gdyż przez te wszystkie lata, wyzbyłam się tego w sytuacji, kiedy palnie coś naprawdę głupiego. To nie był szczyt jego możliwości.
- Tak, ale tamten biust był dołączony do kogoś, kto raczej nie założy sukienki - jeden do jednego, ale Nico zaczyna się śmiać jeszcze głośniej z mojej sugestii.
- W dużej mierze to twoja wina - marszczę brwi, nie rozumiejąc, do czego dąży - Przez to, że niemalże całe życie wychowywałem się razem z tobą i widziałem więcej rzeczy, jako twoja przyjaciółka niż przyjaciel - popatrzyłam na niego z proszącą miną, aby przestał, bo zaraz ja zacznę się śmiać - To przez ciebie jestem, kim jestem - przygładzam włosy. Miałam je wyprostować, ale moje starania były nieustannie te same. Wiem doskonale, że powinnam z tego już dawno zrezygnować, ale przez fakt, że raz udało mi się je wyprostować, próbuję osiągnąć to samo teraz. A właściwie to nie mi, tylko fryzjerce.
Próbuję dojrzeć swoje odbicie w ścianach windy.
- Dlaczego się tak denerwujesz? - pyta, tak jakby czekał na przyzwolenie zadania tego pytania już od dawna. Przewracam oczami, bo nie znam odpowiedzi. Albo i znam.
- Wcale się nie denerwuję. Po prostu nikogo nie znam - staram się brzmieć prawdziwie, ale to kłamstwo nawet nie brzmi jak kłamstwo, gdy próbuję je w odpowiedni sposób powiedzieć.
Nico uśmiecha się znacząco, a ja widzę to w odbiciu. Na szczęście (albo i nie) wsiadają inni ludzie, więc stwierdziłam rozmowę za skończoną, ale wyraźnie nie on.
- On tutaj będzie? - wypuszczam powietrze, bo jestem w sumie trochę niezadowolona. Nie dlatego, że przychodzi mu z łatwością przejrzenie mnie, chociaż do niczego się nie przyznaję, ale boję się, że wyda mnie w nieodpowiednim momencie. Może branie go ze sobą to nie był dobry pomysł, ale jedyny. Decyzja zapadła.
- Co cię to interesuje? - szepczę, tak aby stojący obok ludzie nie mieli nieprzyjemnego wrażenia, że odbywa się tu dosyć prywatna rozmowa.
- No nie wiem... bo nagle stwierdziłaś, że jednak pójdziesz? - szczypię go w rękę. Dyskretny znak, że ma mówić ciszej. Nie mam ochoty na to odpowiadać, więc mu nie odpowiadam. Ignoruję to i czekam, aż drzwi windy się otworzą na odpowiednim piętrze - To jaki jest plan? Mam wzbudzić jego zazdrość?
- Nie - wydaję z siebie piskliwy głos. Parę osób odwraca delikatnie głowę, dlatego staram się wyglądać normalnie - Ani mi się waż cokolwiek zrobić. Jesteś tu tylko i wyłącznie moją parą towarzyską - w windzie rozlega się dźwięk i drzwi zaczynają się otwierać. Słychać muzykę wylewającą się na korytarz. Wychodzimy z windy ostatni. Chłopak kładzie dłoń u nasady moich pleców i wyprowadza mnie z windy. Wiadomo dokąd iść i chociaż jestem tu pierwszy raz, to nie mam problemu ze znalezieniem miejsca imprezy.
Przechodzimy do sali głównej, gdzie już panuje tłok. Mieszanina perfum i głosów przebija się przez muzykę stonowaną na tyle, jak na redakcję przystało. Normalny człowiek podszedłby do swoich znajomych, ale ja tu nikogo nie znam. Wzrokiem zauważam swojego szefa, rozmawiającego z jakąś grupką innych. Decyduję się jednak nie przeszkadzać. Tym bardziej że widzę znajomego typa, który nieco mnie przeraził.
- Darmowe jedzenie, już mi się podoba - słyszę przygłuszony głos Nico. Chwyta mnie za rękę i ciągnie do miejsca jak najbliżej jedzenia. Nie opieram się, bo właściwie na chwilę straciłam orientację. Siadamy nieco na boku. Niedługo potem pojawia się jakaś dziewczyna, właściwie kobieta, starsza ode mnie, ale nie jakoś bardzo. Nie wygląda na taką. Może mieć coś koło trzydziestki.
- Cześć, podobno jesteś tą nową redaktorką - przysiada się. Ma krótkie blond włosy, sięgające do ramion i nieco dziecinny głos, który nie pasuje do jej wyglądu. Jasnozielona bluzka łączy się ze spódniczką. Jej kreacja jest idealnie dobrana.
- Tak, Tatum Farewell - przedstawiam się z uśmiechem - A to Nicolas Wayne.
- Ginger Spencey - ściskamy sobie dłonie - Chyba będziemy pracowały w jednym wydziale - informuje mnie, na co się uśmiecham. Być może jest normalna. Mam nadzieję. Tak czy inaczej odetchnęłam z ulgą.
- Miło kogoś poznać - Ginger śmieje się krótko.
- Jeśli chcesz, mogę cię wprowadzić w towarzystwo, aczkolwiek muszę cię ostrzec, że nie lubię być obiektywna co do niektórych osób - żaden człowiek nie jest obiektywny. Nikt z nas nie jest zdolny patrzyć na świat bez własnych przeświadczeń.
- Tate potrzebuje kogoś, kto ją poprowadzi za rączkę - wtrąca Nico. Posyłam mu wymowne spojrzenie, lecz jest pochłonięty rozmową z nowo poznaną moją koleżanką z pracy. Rozmawiamy do momentu, gdy nie przestaną się zbierać ludzie. Mój wzrok uciekał w kierunku drzwi. Karciłam się za to zachowanie, ale byłam też niespokojna. Nigdzie nie widziałam jasnej czupryny, choć nie powinnam wcale jej wypatrywać. Może to dlatego, że po prostu był jedyną osobą, którą poznałam?
Gawędzimy z innymi gośćmi. Przeważnie rozmową zajmuje się mój przyjaciel, bo istnieje mniejsze ryzyko, że gdy on palnie coś nieodpowiedniego, to nie będzie skreślony w pracy. Okazuje się, że on i każda napotkana osoba, mają jakiś wspólnych znajomych. Myślałam, że jest zamknięty w swoim kółeczku bezpieczeństwa, a okazuje się, że to ja raczej nie mam swojego życia. To nieco przytłaczające, zważywszy na to, że jestem redaktorką. Jednak Nico czuje się w tej atencji dobrze. Co jakiś czas zwraca się do mnie, więc wtedy przyłączam się do rozmowy, lecz część mojej uwagi nadal skupia się na drzwiach.
- Chodźcie, za chwilę redaktor naczelny wszystkich będzie chciał powitać - Ginger wstaje, pozostali wokół niej też. Więc my też się ruszyliśmy. Idąc bliżej środka, zahaczam o kogoś ramieniem, więc się odwrócam, chcąc przeprosić, ale moje myślenie urywa się w połowie "przepraszam". Widzę przed sobą niebieskie oczy i znajomą twarz, więc lekko unoszę kąciki ust, ale zaraz wracam do siebie, bo kobieta, o którą zahaczyłam, wpatruje się we mnie wyczekująco. To ta laska od kawy. Znaczy ta, na której znalazła się kawa, gdy wychodziłam z łazienki. Czuję się jeszcze gorzej. Dlaczego? Nie wiem. Ale zaczynają mi się pocić dłonie, a to nie jest dobry znak. Pierwsza myśl, jaka mi nachodzi, a właściwie to wniosek, że nie bez powodu owija rękę wokół ramienia Vincenta.
- Przepraszam - mówię pospiesznie.
- Myślałam, że studenci nie są zaproszeni - chyba i ona musiała mnie skojarzyć. Śmieję się, ale tym razem już bardziej nerwowo.
- Cześć - niski, ale melodyjny męski głos dochodzi do mnie, jak po zjeżdżalni. Gładko i nawet śmiechy oraz glosy innych ludzi nie są w stanie go zagłuszyć.
- Heej - przedłużam, nie wiedząc, czy teraz mam właściwie zwrócić się do niego samego, czy raczej skupić się na jego... dziewczynie? Narzeczonej? Żonie? Jej jasne włosy mogą sugerować, że wygląd jego córki wcale nie musi być dziedziczony tylko po jednej stronie - Nie jestem studentką. Pracuję tu - wyjaśniam sympatycznie.
- Witam - otuchy w sytuacji dodaje mi obecność Nico. Właściwie, to nie wiem, czy mam się cieszyć, ale zrobiło mi się nagle raźniej. W pewnym momencie miałam wrażenie, że kurczę się i nagle robię się mała jak dziecko - Chyba się nie znamy? - jak zwykle nie miewa problemu z zaczęciem. To jego dyskretna sugestia, żeby się przedstawić - Nicolas Wayne, partner seksualny Tatum - choć mój uśmiech utrzymuje się na twarzy, w środku jestem martwa. Mam wrażenie, że pobladłam, ale na policzkach musiały pojawić się rumieńce, które w przypadku mojej karnacji są niewidoczne. Zaduch i mieszanina perfum tylko to nasiliła. Z chęcią zapadłabym się pod ziemię albo skoczyła z okna. Chociaż nie, schowała się w schowku na szczotki i nigdy w życiu już z niego nie wyszła. Serce zaczyna trzepotać mi w piersi i nie mam odwagi unieść wzroku.

Vinc?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz