Strony

4 lis 2018

Od Odette C.D Aaron

     Powietrze wypełniało ciężkie napięcie bijące od ponurej postawy Aarona. Zaraz potem jak rozłączył się z klientem, położył się leniwie na sofie, jakby licząc na to, że to przyniesie jego nerwom ukojenie. Oderwałam się wówczas od swojego notesu, gdzie zapisałam już wszelkie dane i oczekiwania potencjalnego klienta. W ostatniej linijce strony widniała data spotkania ― szczyciłam się z tego powodu nieskrywaną dumą, że udało mi się z taką łatwością wszystko załatwić. Od razu zajęłam fotel ulokowany zaraz obok sofy. Może chociaż mój mały sukces odniesiony na rzecz firmy ucieszy Aarona. Delikatne podejście w końcu miało przerodzić się w mocne.
     - Długo jeszcze będziesz bawiła się ze mną w kotka i myszkę?
     Pytanie próbowało wytrącić mnie z równowagi, którą cudem udało mi się zachować. Pożałowałam, że nie pospieszyłam się ze swoją pozytywną wieścią.
     - Chyba nie do końca rozumiem. ― Moja głowa oparła się na dłoni, natomiast łokieć o podłokietnik fotela. Przełknęłam ślinę tak głośno, że pośród wręcz cmentarnej ciszy wypełniającej pomieszczenia, mógł być to nawet hałas.
     W jednej chwili pomyślałam, że od samego początku Aaron jest świadom tego, co robię ― że staram się wykradać dokumenty i prawdopodobnie nie poszło mi tak dobrze, jak przewidywałam.
     Tak, nigdy nie kryłam emocji zbyt dobrze.
     - Mówię o flircie na każdym możliwym kroku ― odparł, dłonią nieco luzując zaciśnięcie krawata na szyi. Wzrok, w którym utkwił błysk, sprawił, że moje ciało przeszedł szybki dreszcz. ― Jeśli tego nie zauważasz, będę musiał uznać to za kłamstwo.
     Niewyjaśniona gula zaczęła mi blokować gardło, przez co pozostałam bez możliwości wyduszenia chociaż jednego, głupiego słowa. W głowie pusto. Brak jakiegokolwiek wyjaśnienia, które wydawałoby się na tyle sensowne, by łyknął je przenikliwy szef firmy.
     Co miałam powiedzieć? „Ten flirt to kłamstwo, jesteś podle kiwany przez dziewczynę, która wcale tego nie chce?” Nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak to mówię. Zbyt straszny scenariusz. Najgorsza była jednak świadomość, że Jamie nie wystarczało to, co ode mnie dostawała. Nieustannie prosiła o więcej, powtarzając, że już niedługo znów będziemy przyjaciółkami. A ja w te słowa bezkreśnie wierzyłam, czując z dala ich zgniłość. Nie umiałam nawet zaprotestować. Co gorsza, nie próbowałam nic z tym robić, jedynym celem było odzyskanie przyjaźni, którą budowałam tak długo.
     - Nie zamierzam kłamać… ― zaczęłam z namiastką niepewności. Już właśnie ta niepewność była w stanie zdradzić kolejne kłamstwo. ― Widzę to, ale kto zabroni nam umilać sobie nieco czas? Przemęczenie i praca zjadają cię od środka. Czuję to, gdy… gdy się do siebie zbliżamy ― szepnęłam cicho, cudem kierując rozmowę zupełnie inną drogą, by tylko zmienić jego tok myślenia. Oczywiście, że strzelałam ze stwierdzeniami. To było jak wspinanie się po drgającej drabinie, mając nadzieję, że trafia się na stabilny szczebel.
     Czułam się z tym wszystkim okropnie. 
     Mimo iż na początku, gdy czułam dotyk tego mężczyzny, odzywał się głos proszący o więcej.
     Mięśnie na jego twarzy spięły się ostro. Odniosłam wrażenie, że nie miał ochoty rozmawiać o swoim problemie. Krew pulsowała w moich żyłach, wręcz się gotowała, zagłuszając świat.
     - Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele na mój temat. Najlepiej w ogóle nad tym nie myśl, bo skutki mogą być nieprzewidziane. ― Podniósł się z kanapy, podszedł do barku i nalał do szklanki ten napój, co zawsze, czyli ukochaną brandy, w której zdawał się zatapiać wszystkie myśli.
     - D-dobrze… ― Spuściłam wzrok.
     Kolejna osoba, jaka potrafiła mnie zdominować z taką dziecinną łatwością.
     - Co do tego klienta ― zaczęłam, podnosząc swoje spojrzenie z powrotem ku szefowi ― udało mi się z nim dogadać. W grafiku zajęłam jeden z wolnych terminów na spotkanie z nim.
     - Świetnie. ― Upił łyk. ― Podeszłaś go wystarczająco delikatnie?
     - Tak, jak pan mówił. ― Z tymi słowami dźwignęłam się na nogi, a mój głos wręcz przesiąkł tą sztuczną formalnością, która niemal od razu trafiła do Aarona. Upił kolejny łyk, jakby udając, że te słowa przeszły obok niego obojętnie.
     - Jeszcze jedno. ― Zmierzył mnie wzrokiem. Znów wszystkie obawy zbudziły się z płytkiego snu i, jak się okazało, całkiem słusznie. ― Podsumowanie z września zginęło. Widziałaś je? ― Spojrzenie przenikało mnie na wylot.
     - Nie.
     I opuściłam pomieszczenie, nie chcąc dawać sobie coraz więcej okazji do zdradzenia emocji, które w moim przypadku mogą okazać się w cholerę wyraźne. Zatrzymałam spory haust powietrza w płucach aż do momentu, w którym drzwi za mną się nie zatrzasnęły. Wraz z nim uleciał ze mnie cały stres, jaki próbował pożreć każdą myśl.
     Czekało mnie jednak szybkie przebudzenie. Zanim zdążyłam podnieść wzrok, odrzucić włosy delikatnie do tyłu i zrozumieć, że to koniec ryzykownej dyskusji z Aaronem, wpadłam na kogoś z dosyć dużym impetem.
     Szybko doszłam do siebie.
     - Przepraszam. ― Te słowo wyrwało się z mojego gardła bez kontroli. Jak się okazało, osobnika, na którego wpadłam, już kiedyś spotkałam, ale w towarzystwie Williama Browna. Teraz u jego boku stała młoda dziewczyna, której ponura twarz ewidentnie nie wskazywała na zadowolenie z pobytu tutaj.
     - Nie szkodzi. ― Mężczyzna z ustami wykrzywionymi w uśmiechu poprawił swój garnitur, chcąc zlikwidować wszelkie zagięcia. ― Zastałem Aarona Browna?
     - Tak, jest w środku. ― Odblokowałam tej dwójce drogę do wejścia. Minęli mnie bez żadnego słowa, mając jeszcze na plecach mój uważny, ale i niebezpiecznie ciekawski wzrok.
     Zresztą, Jamie na mnie czekała.
     Nie mogę dłużej wysysać z Brown Inc wszystkiego, co przyniesie jej korzyści. Moja asertywność będzie miała zapewne inne zdanie.

[Aaron?]
Po paru dniach nicnierobienia moja wena jest na poziomie zero.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz