Strony

1 lis 2018

Od Rafaela cd. Anastazji

Operacja, chociaż sprawiała wrażenie bardzo skomplikowanej, to przy dobrym skupieniu wyglądała niczym układanka puzzli, bądź puste pola krzyżówki, w których trzeba było podać rozwiązanie krótkich pytań, które często wydawały się bardzo banalne, lecz takie niestety nie były. Pozbywając się nieznośnego krwotoku, jaki szalał w jamie brzusznej dziewięciolatka, mogłem ze spokojem zabrać się za zaszywanie niepotrzebnej dziury w jego organizmie. Jego całe ciało było pokryte różnorakimi odcieniami fioletu, co jasno wskazywało na to, że jego rodzice nie dają mu ani chwili odpoczynku od ostrego katowania. Trzeba to będzie zgłosić na policje - pomyślałem, zakładając kolejny szew, nadający jeszcze większego tragizmu całej tej sytuacji. W całej swojej dość krótkiej karierze chirurga zawsze starałem się dążyć do perfekcji, ponieważ w naszym fachu liczyła się głównie precyzyjność. Wystarczył jeden zły ruch, a można było narobić pacjentowi więcej szkód niż pożytku. Podczas studiów wielu moich kolegów się poddało i pozmieniało kierunki, stwierdzając, że to nie dla nich, lecz ja uparcie szedłem przed siebie, mając pewność, iż ten zawód to moje życiowe przeznaczenie. Oddając poskładanego chłopca w ręce wykwalifikowanych pielęgniarek, udaliśmy się wraz z rudzielcem do przebieralni, w której pozbawiliśmy się całej odzieży ochronnej, czy też chirurgicznej. Zresztą zwał, jak zwał. Nie obyło się też bez szorowania rąk, których odpowiednie zdezynfekowanie przed i po takich zabiegach było niezwykle ważne. Czując się gotowym do pełnienia dalszej części dyżuru, postanowiłem opuścić blok operacyjny, zwalniając tym samym miejsce innym chirurgom, którzy minęli się z nami w tempie podobnym do cwałujących koni.
- Tak w ogóle to nie jestem ruda, tylko na imię mi Anastazja - moja nowa znajoma postanowiła w końcu wyjawić mi swoje prawdziwe imię. Przyswajając tę informację, skinąłem kilka razy głową, ale zanim zdążyłem jej coś na ten temat odpowiedzieć, dopadł nas nieznany nam wcześniej mężczyzna.
Był bardzo przejęty stanem niedawno operowanego chłopca, który jak szło domyślić się z jego wypowiedzi, nazywał się Timmy.
- Spokojnie... Jest pan kimś z rodziny? - zapytałem, chcąc upewnić się, czy aby na pewno jest on godną osobą do poznania tego typu informacji. Nie mogliśmy mówić o stanie każdego pacjenta komu tylko chcemy, gdyż obowiązywał nas twarde zasady, których nie mogliśmy zbytnio łamać.
- Tak... Jestem jego wujkiem... Wszystko z nim dobrze? Będzie żył? Ten bydlak znowu go poranił... Chciałem mu go odebrać, ale czekałem za rozprawą sądową - gestykulował nerwowo, najwidoczniej obwiniając się o całą tą sytuację.
- Będzie żył, ale jego stan nie jest zbyt kolorowy - stwierdziła pani kardiolog, posyłając mu współczujące spojrzenie - Miał krwotok wewnętrzny, przebite płuco... Został nam jeszcze wstrząs mózgu, ale da sobie radę. To dzielny chłopak. Bądźmy dobrej myśli - wyjaśniła pokrótce całą sytuację, nie zapominając o żadnym szczególe - Po takiej sytuacji sąd raczej przyśpieszy proces, dania panu prawa opieki nad małym - dorzuciła, co nieco poprawiło mu zniszczony do reszty humor.
- Będzie leżał teraz na sali pooperacyjnej. To te drzwi, które widzi pan na końcu korytarza po lewej. W razie pytań zapraszam do mnie, dopóki pan bratanek nie opuści szpitala, będę starał się sprawować nad nim opiekę medyczną - poinformowałem osiłka, wchodząc niemal w słowa swojej poprzedniczki.
- Dziękuję, tak bardzo wam dziękuję, za to, że uratowaliście jego życie - wyrzekł ostatnie słowa podziękowania, a następnie zniknął za drzwiami oddziału, niczym duch mogący przenikać ściany. Nie czując się jak żaden bohater, poprawiłem swoje włosy, a następnie bez żadnego słowa pożegnania, zawróciłem swoje ciało z powrotem do niewielkiego gabinetu znajdującego się gdzieś po środku przypisanego mi poziomu.
⚜⚜⚜⚜⚜
- No nie szarpcie się tak - mruknąłem, chcąc odpiąć Zefira i Camelota ze smyczy, jednak ci jak zawsze mieli w sobie tyle energii, że ledwo co nie wybiegli mi z rąk z powyrywanymi karabińczykami. Był piątek, a ja po dwudziestoczterogodzinnym dyżurze teoretycznie powinienem odpoczywać w wygodnym łóżku zakryty toną kołder oraz koców, lecz obowiązek właściciela dwójki zwierząt zmuszał mnie do ruszenia tyłka z domu nawet w dzień wolny. Jak zwykle w mój gust trafił jedynie park dla zwierząt, gdzie nie musiałem martwić się zbytnio o to, iż komuś może nie pasować to, że mój pies biega dookoła bez smyczy - Nie oddalać mi się tylko za daleko - rzuciłem w stronę psiaków, które zaczęły obwąchiwać się ze swoimi, nowymi przyjaciółmi. Zwijając w dłoniach dwumetrowe smycze, które różniły się od siebie jedynie kolorami, zacząłem zastanawiać się nad zakupem nowych szelek dla swoich zbójów. Te, co mieli obecnie na sobie, nie były jeszcze aż w takim złym stanie, ale powycierane uchwyty mające zapewnić mi szybkie zapanowanie nad zwierzęciem, zaczęły powoli pękać, sprawiając, iż mogłem powoli polegać jedynie na ostrym pociągnięciu za smycz. Przecierając z lekka zaspane oczy, miałem ochotę zapomnieć o bożym świecie i po prostu zasnąć, jednak jak zwykle coś musiało pójść nie tak. Byłem już bliski zaśnięciu, ale wtedy nagle na moją głowę spadło coś niezwykle gorącego. Co prawda nie było to, aż takie ciepło, aby doszło u mnie do jakiegoś poparzenia, lecz samo uczucie mokrości, jakie rozlało się na mój kark, było strasznie nieprzyjemne - Co jest do jasnej ciasnej? - uniosłem swój wzrok ku niebu, żeby po raz kolejny w swoim życiu zobaczyć tę marchewkową kobietę.

Anastazjo? ;3
Ty sieroto xd Tłumacz się teraz! xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz