— Proszę.
Skinęłam głową, uśmiechnęłam się ciutkę szerzej i odebrałam metalową zapalniczkę od rudowłosego mężczyzny, może i przy okazji muskając ciepłą skórę swoimi palcami. Kto wie, kto wie. Papieros ponownie trafił do ust, raz, dwa, trzy, bibułka zajęła się ogniem, gęsty dym uciekł spomiędzy warg, a mi pozostało zamknąć srebrną zapalniczkę z charakterystycznym dźwiękiem i oddać ją właścicielowi.
Oczywiście wszystko z bardzo ładnym uśmiechem, w końcu była to jakaś podstawa.
— Bardzo dziękuję — oświadczyłam, wyciągając dłoń z zapalniczką leżącą na niej, podczas gdy w drugiej znajdował się tlący papieros.
Mężczyzna skinął głową, odebrał swoją własność, posłaliśmy sobie jeszcze po jednym, przelotnym uśmiechu, a następnie odwróciłam się na pięcie, by odejść ciutkę dalej. W końcu nikomu innemu nieszczęśliwego raka płuc przynosić nie chciałam, to miał być niemiły prezent przeznaczony jedynie dla mnie, a nie dla całego towarzystwa wokół mojej osoby, które miało mieć nieprzyjemność wdychać ten suchy, drażniący dym ulatniający się spomiędzy warg palacza. Co to, to nie.
Przymknęłam oczy, wyłączając się na ciutkę dłuższą chwilę, tak o, aby się zregenerować, pomyśleć o czymś mało ważnym lub wcale, a może nawet nie myśleć, tylko raz po raz wypuszczać z siebie ten cholerny dym. Tak, to zdecydowanie mi pasowało.
I może spodziewałam się, że podejdzie do mnie, aby zagadać, po prostu zapytać o numer telefonu czy rzucić prosto z mostu, że w sumie moglibyśmy być tej nocy w jednym łóżku, na co parsknęłabym śmiechem. I prawdopodobnie właśnie tak skończyła.
No i podszedł, a ja leniwie otworzyłam jedno oko, przy okazji wypuszczając dym spomiędzy warg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz