I zarumienił się, jak tamte róże, co stały na oknie i przyglądały się wszystkim ładnym panom i paniom, które mijały kwiaciarnię. Uciekł również wzrokiem, a ja po prostu parsknęłam śmiechem, kręcąc głową, bo wydawało mi się, że choć w tych tematach ciutkę wydoroślał.
No cóż, myliłam się.
— Się... Się nie znam, no — odburknął, tym razem uciekając ode mnie również całą swoją twarzą, jakby próbował schować te swoje czerwone poliki. Westchnęłam cicho, podchodząc do jednej z półek. — Zachciało się chabazi kupować, kurna.
— A więc niech będą te frezje i wplotę w to wszystko troszkę chryzantem, tak dla smaczku, myślę, że mu się spodobają — stwierdziłam cicho, wyjmując wstążkę i nożyczki, które następnie wycelowałam w mężczyznę. — Oczywiście wszystko na koszt firmy — dodałam jeszcze i puściłam w jego kierunku oczko, aby następnie obrócić się na pięcie i podejść do lady, by rozpocząć całą magię tworzenia. — Kto by pomyślał, że tak się wam powiedzie, myślałam, że to tylko przelotne uczucie... Może jednak herbaty, hm? Owocowej, jak sobie zażyczysz, to i mrożoną dostaniesz — zaproponowałam i gwałtownie podniosłam wzrok na mężczyznę, który dalej nieśmiało próbował chować się za tymi wszystkimi doniczkami i roślinami.
Werbena naprawdę ładnie podkreślała kolor oczu Nivana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz