Po dosyć specyficznym zajściu z jasnowłosą zmarszczyłem złowrogo brwi i stanąłem przed wielką, oszkloną ścianą, próbując znaleźć ukojenie w widoku blasku księżyca i miasta nocą.
Zakończywszy tę krótką chwilę, którą poświęciłem na ochłonięcie z jakichkolwiek emocji i ponowne przybranie obojętnej twarzy drania, zmierzyłem ponurym spojrzeniem kredens, po czym nalałem do kieliszka moją ukochaną brandy, która była zawsze ze mną, gdy jej potrzebowałem.
Moje ciało mimowolnie rozłożyło się na szerokiej, skórzanej sofie, nogi zajęły miejsce na podłokietniku, a pozbawiony uczuć wzrok utkwił w blasku ognia wydobywającego się z kominka.
Kiedy do moich uszu wreszcie dotarła wyczekiwana cisza, a oczy zaczęły leniwie opadać, ktoś zapukał do drzwi, po czym wszedł do gabinetu, zakłócając mój proces wyciszenia.
Mimo świadomości, że ktoś wszedł do środka i najprawdopodobniej na mnie oczekuje, w dalszym ciągu leżałem na sofie, bezczelnie upijając ostatni łyk brandy.
— Dobry wieczór. Czy zastałem Aarona? — usłyszałem niski, pewny siebie głos, który rozniósł się echem po sporym gabinecie.
— Tak. To ja. — mozolnie odłożyłem kieliszek na stół, a następnie wydałem z siebie głośne westchnienie, nawet nie siląc się na to, żeby ukryć swoje zmęczenie.
Nie myliłem się.
Przed moimi oczyma stał mężczyzna w średnim wieku, jednak za jego plecami ujrzałem jakąś drobną dziewczynę, która wyglądała tak, jakby była tutaj z przymusu.
Na widok nietypowej dwójki, uniosłem z zaciekawieniem brwi, po czym poprawiłem skrzywiony krawat i uścisnąłem gościom dłoń na powitanie, jednak na ręce kobiety złożyłem delikatny pocałunek – tak, jak miałem w zwyczaju.
* * *
— Czyli mam rozumieć, że objął pan stanowisko po swoim ojcu?
— Tak, dosyć niedawno.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że minęła już prawie godzina, a ja nadal prowadziłem ożywioną rozmowę ze swoim gościem i jego córką, co jakiś czas leniwie uzupełniając puste kieliszki swoją ukochaną brandy.
* * *
— Dobrze, jestem skory to przemyśleć, aczkolwiek żądam czasu. — odparłem twardo, kładąc na stół opróżnione z alkoholu naczynie.
— Dobrze. W takim razie nasza wizyta u pana dobiegła końca. — wstał, po czym mocno uścisnął moją dłoń i wyszedł, delikatnie przymykając za sobą drzwi.
Szczerze powiedziawszy, firmie przydałby się jakiś nowy kontrakt, który pomógłby nam jeszcze bardziej poszerzyć swoją działalność w kraju, jednak jego zawarcie wymaga czasu, ogromnej pracy księgowych i rozważenia wszystkich możliwych opcji.
Kiedy skończyłem pakować wszystkie papiery i już chwytałem za klamkę od gabinetu, usłyszałem sygnał telefonu, na co przewróciłem z poirytowaniem oczyma i sięgnąłem prędko do kieszeni, aby odebrać.
— Cześć, Ron.
— Dobry wieczór, Julie. Dzwonisz w jakiejś ważnej sprawie? Bo zajmujesz mój czas.
— Chciałam tylko powiedzieć, że wrócę do pracy dopiero za niecałe dwa miesiące.
— Jest ku temu jakiś sensowny powód? Bo jeżeli kombinujesz i szukasz marnego pretekstu do urlopu, to nie ręczę za siebie.
— Nie, mogę wysłać nawet kopię zwolnienia lekarskiego.
— Mam nadzieję. Bo jeżeli kłamiesz, to się o tym dowiem, nawet, jeśli miałbym w tej chwili przyjechać do twojego domu i cię przebadać.
— Z tego, co wiem, nie znasz się na medycynie.
— Nie dyskutuj, chyba że chcesz biegać od jutra po mieście z podaniami o pracę.
— Dobrze, Ron.
— W takim razie… Co ci tak właściwie dolega?
— Wykryto u mnie gastritis.
— Że co?
— Gastritis.
— To jakaś choroba weneryczna? Mam powody do niepokoju? Trzymaj się ode mnie z daleka.
— Nie. — w tym momencie dało się usłyszeć stłumiony chichot mojej kochanej, schorowanej Julie.
— W takim razie możesz jaśniej, do cholery?
— Zapalenie żołądka.
— Nie spodziewałbym się.
— Wiem.
Nie wytrzymałem i po chwili sam zacząłem ochoczo rechotać, nie mogąc utrzymać powagi.
— Co jest powodem tego problemu?
— Nadmierna ilość alkoholu.
Ponownie wybuchnąłem panicznym rykiem.
Moja mała brandy czyni cuda.
— Nie śmiej się z mojego nieszczęścia.
— Od wydawania poleceń jestem ja. A teraz kończę, bo chcę być przed północą w domu. Żegnaj skarbie. Zdrowia.
— Do usłyszenia!
* * *
Rzuciłem skórzaną teczkę na tylny fotel taksówki i ze znużeniem obserwowałem oświetlone ulice miasta, po których [mimo późnej godziny], przejeżdżało co jakiś czas kilka aut.
Podróż nie zajęła dłużej niż dziesięć minut, a moim oczom ukazał się luksusowy apartament, którego nie mogę już określić domem, gdyż w wielkim, przytłaczającym wieżowcu Brown Inc spędzam większość swojego dnia.
* * *
Bez zbędnego pośpiechu zdjąłem krawat i garnitur, po czym z wielką ulgą położyłem się na sofie, aby zakończyć ten wykańczający dzień pracy i przygotować się na kolejny, który nadejdzie już za kilka godzin.
Odette?
Wybacz za brak jakiejkolwiek akcji, ale wypadłam z rytmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz