Strony

11 gru 2018

Od Althei C.D Felix

       Kiedy coś komuś dolega, mówi się, że czuje się fatalnie. Ja czułam się jak gówno. Od momentu nagłego przebudzenia aż do pory śniadaniowej, kiedy świetnie zrobione naleśniki mimo wszystko z trudem pokonywały moje zaschnięte gardło.
       - Właściwie… po co przyszedłeś? ― spytałam, biorąc puste naczynia do kuchni.
Zdążyłam obmyć pierwszy talerz, wówczas moją uwagę skupił nieznany telefon oraz nowa karta spoczywające na stole.
       - Mówiłaś, że zgubiłaś telefon ― powiedział cicho, zanim zdołałam zapytać o powód pochodzenia tych przedmiotów. Odczułam wprawdzie całkiem przyjemne zdziwienie dopełnione po chwili nieznacznym uśmiechem, który jednak zniknął mi szybko z twarzy, kiedy zderzyłam się z rzeczywistością.
       - Ja… ― zawiesiłam głos. ― Ja chyba nie mogę tego przyjąć. ― Fakt faktem, potrzebowałam telefonu, przynajmniej do czasu, aż mój się nie znajdzie gdzieś w korytarzach opuszczonej fabryki, ale Felix robił dla mnie znacznie za dużo. Dług wciąż nieznośnie rósł i rósł w mojej głowie.
       - Musisz. ― Uśmiechnął się delikatnie. ― Powinnaś być w kontakcie z siostrą. ― Wziął urządzenie do ręki i wręczył mi go, co sprawiło, że wszelkie szanse na opór zwyczajnie upadły.
       - Nie wiem, jak ja ci się za to odwdzięczę… ― szepnęłam z pewną ciężkością w głosie, nawet nie potrafiąc unieść wzroku.
       „Nie mogę utonąć w kolejnych długach”, głos rozbrzmiał w głowie.
       Otrząsnęłam się z niego.
       - Jeśli chcesz, możesz ze mną dzisiaj pobiegać. O ile masz na to siły i ochotę ― rzucił swobodnie, chyba zadowolony z faktu, że telefon znalazł się w mojej dłoni. ― Chyba przyda mi się gadający towarzysz. ― Na te słowa parsknęłam cichym śmiechem, napotykając tą samą reakcję. W zamyśleniu zaczynałam przekładać sprzęt od ręki do ręki, dopóki moje spojrzenie ostatecznie się na nim nie zatrzymało.
       - Dam ci znać. - Zdołałam się szerzej uśmiechnąć na jego propozycje. - Na razie głowa mnie porządnie boli i w gardle mam pustynię.
       - Jasne, rozumiem to. ― Już ciepły ton jego głosu zdawał się przepraszać.
       Przez niedługą chwilę pomieszczenie opanowała głęboka cisza, tak krępująca, że nienaturalne ciepło zaczęło ogarniać mój organizm.
       - Dzięki za śniadanie. ― Nie umiałam innymi słowami wyrazić swojej wdzięczności. Chłopak zjawiał się wtedy, gdy tego potrzebowałam, nawet teraz, odwiedzając mnie spóźnioną do pracy i bez pomysłu na szybkie śniadanie. Czy to się dało jakkolwiek uzasadnić? Duża troska o nieznajomych ludzi w potrzebie? Porzuciłam natychmiast te zbędne myśli.
       - Nie ma za co. ― Ofiarował mi uroczy uśmiech.
       - Ach, czekaj. ― Zatrzymałam go jeszcze, przez co jego oczy błysnęły zainteresowaniem. ― Gołębia ci nie wyślę. Daj mi swój numer, później włączę telefon i włożę tam kartę.
       - Hmm, masz jakiś długopis? ― Rozejrzał się po ciasnocie z niemałą konsternacją, jakby właśnie dyskretnie stwierdził, że sam zmieniłby mieszkanie.
       Sięgnęłam dłonią długopis dotąd spoczywający na parapecie bez większego użytku. Przez moją skórę przemknął powiew zimnego wiatru, co kazało mi myśleć nad kupnem lepszego uszczelnienia okien, które już po prostu nie nadawały się na nadchodzącą zimę. Cała kamieńca tak naprawdę powinna przejść cholernie dużą metamorfozę.
       Niska temperatura zatargała jeszcze moim ciałem, zanim zwróciłam się do Felixa.
       - Nie mam za bardzo kartki, więc dyktuj. Zapiszę sobie tu. ― Odciągnęłam rękaw z przedramienia. Twarz przeciął mi krótki uśmieszek, po którym wrócił na nią neutralny wyraz.
       - Niech no sobie przypomnę... ― Potarł linię karku i powoli podawał pierwsze pary cyfr. Długopis jednak zawodził, albo i moja skóra, która nie spełniała roli idealnej kartki. Gdy szarpałam mocniej, chcąc stworzyć cyferkę, uderzył mnie lekko oburzony głos chłopaka.
       - Zaraz się skaleczysz. ― Odebrał mi przedmiot stanowczo i uprzednio patrząc na moją twarz w poszukiwaniu zgody, złapał delikatnie za mój nadgarstek oraz wpatrzył się w liczby, które sam z subtelnością potrafił napisać. Mój wzrok powędrował wtedy spokojnie z jego palców do skupionych oczu, czemu towarzyszył chwilowy dreszcz roznoszący się po mnie. Zatargał moim ciałem niczym chłód, ale jednocześnie chłodem nie był.
       Mój wzrok uciekł od zielono-niebieskich tęczówek.
       - Gotowe. ― Ubiegł mnie z nieznacznym uśmiechem na ustach, a ja zbadałam krótkim spojrzeniem pary cyfr zapisanych na mojej skórze.
       - Dzięki ― odparłam, rumieniąc się przy tym. Jego dotyk nadal zostawiał niewidoczny dla oka ślad na moim nadgarstku. ― Chyba pow...
       - Tak, powinienem już się zbierać. ― Na jego twarzy odmalowało się zmieszanie, które bez wątpliwości podzielałam. Atmosferę wypełniło dziwnie ciepłe powietrze, znacznie oddziałujące na mój organizm. Chyba lekkie zażenowanko? 
       - Dziękuję za telefon ― powiedziałam jeszcze, zanim odszedł w kierunku drzwi. Obdarował mnie ciepłym spojrzeniem, kiwając głową w geście niemego „nie ma za co”, a potem zniknął z mieszkania.
       Parę następnych chwil poświęciłam na ogarnięcie modelu telefonu od Felixa, wprowadzenie podstawowych numerów i oczywiście przepisanie numeru, który nadal gościł na moim przedramieniu. Obok cyfr rozciągały się tam jeszcze szarpane, czerwone szramy ― wynik próby samodzielnego zapisania numeru. Nawet przy tej czynności ssałam. 
       Tego samego dnia, tyle że wieczorem, dotrzymałam słowa i za pomocą rozmowy telefonicznej przekazałam Felixowi, że jestem gotowa do biegania z psami. Mimo iż nogi po dłuższej przerwie mogły już zapomnieć o tym, czym był wysiłek, zaryzykowałam. W końcu nic innego nie pomogłoby mi powrócić do pełnej sprawności bardziej niż bieg czy, co najważniejsze, świeże powietrze.
       Wpatrzona w zachodzące już słońce wpół skryte za niebieskawymi chmurami, nalewałam wodę do butelki, czemu zawtórowało ciche uderzanie cieczy o zlew. Noc z dnia na dzień przychodziła coraz szybciej, co traktowałam jako nieodłączny urok nadchodzącej zimy. Łysej i martwej ziemi otaczającej kamienice nie zdobił jednak piękny puch śniegu, a mroźny szron. Jak na zawołanie zostałam wyrwana z głębokich refleksji, a cała uwaga skupiła się na jedynym dźwięku przepełniającym rytmicznie pomieszczenie ― pukanie do drzwi. Zostawiłam butelkę obok zlewu i czym prędzej sprawdziłam gościa, którym okazał się być Felix. Towarzyszył mu rzadkiego umaszczenia pies, wędrujący na mnie ciekawskim spojrzeniem.
       Niemożliwe, żeby już była siedemnasta. 
       - To już teraz. ― Uśmiechnął się pocieszająco, chwytając mocniej smycz, gdyż jego zwierzę zaczęło się wyrywać na widok Ducha, który obdarował nieznajomego równie dużym zainteresowaniem.
       - Cholera, straciłam całkiem poczucie czasu. ― Wpuściłam dwójkę do środka. ― Co powiesz na herbatę rozgrzewającą?
       - Nie jest tak strasznie zimno. Przy biegu się rozgrzeję ― rzucił mi miły uśmiech.
       Odpowiedziałam w ten sam sposób.
       - Skoro tak mówisz. ― Wręcz przeskoczyłam Ducha, byleby szybciej dostać się do szafy i naciągnąć na siebie ocieplaną kurtkę do biegania. Włosy spięłam w wysokiego kucyka i nie szczędząc sobie ruchu, przyczepiłam całkiem długą smycz do obroży Ducha. W końcu miał się wybiegać i zmęczyć tak, że tym razem zrezygnuje ze ściągania mojej kołdry tej zimnej nocy. ― Możemy ruszać, nie chcę wracać, gdy będzie już okropnie ciemno.
       W głowie jednak nadal migotała mi myśl, że chyba o czymś zapomniałam.

[Felyks?]

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz