Zastanawiałam się mnóstwo razy nad tym, co czuje mój chłopak. Jak wyglądają jego przemyślenia, jakie decyzje podejmuje w swojej głowie, nie mówiąc mi o nich, jaki ma wewnętrzny stosunek do ojca, matki, brata, czy pozostała w nim nadzieja na odbudowanie relacji. Odsuwałam wtedy myśli o sobie, czyli to, jakim uczuciem mnie darzy i czy uważa nasz związek za przyszłościowy. Wtedy chciałam skupić się na nim i wymyślić plan, dzięki któremu będę w stanie mu pomóc, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Ze wszystkich sił chciałam odciągnąć go od papierosów, których wypalał mnóstwo. Bałam się, że to go zniszczy, zabierze. Choć powinnam myśleć o przyziemnych sprawach, martwiło mnie to koszmarnie. Znaczył dla mnie wiele, czasami wydawało mi się, że zbyt wiele, lecz nie mówiłam tego na głos. Dlatego chciałam spędzić z nim te święta, które miałyby być przełomowe. Chciałabym poznać jego rodziców, chciałabym, aby oni poznali mnie. Bez względu na to, jacy są, może okażą się kochanymi ludźmi, nie zapomnę tego, co zrobili własnemu synowi. Nigdy nie spojrzę na nich tak, jak patrzę na normalnych rodziców. Nie kryłam się z myślą, iż uważałam ich za wręcz nienormalnych. Byli największymi potworami, wiedziałam to już od kiedy dowiedziałam się o życiu Noah.
— Jasne, że z tobą pójdę — odparłam, próbując dodać mojej wypowiedzi choć trochę entuzjazmu. Zanikł, kiedy rozpoczęłam. Podobnie jak szatyn przed chwilą, poczułam wibrowanie w tylnej kieszeni spodni, gdzie zazwyczaj mój telefon spędzał czas. Wysunęłam go i dostawiłam do ucha, nawet nie odbierając połączenia. Zorientowałam się, jaką gafę popełniłam i tym razem wcisnęłam zieloną słuchawkę. — Cześć mamo. — Jesteś zajęta? — N-nie jestem. — Siedzisz u niego w domu? — Tak, u Noah. Co u Was? — To nieistotne. — Jak to nieważne? — Naprawdę. — Mniejsza z tym, po co dzwonisz? — Chcę ci przypomnieć o naszym istnieniu. — Mhm, mhm. — Jak byłaś mała, dniami przesiadywałaś z nami. — Nie mam siedmiu lat. — Ale nie jesteś na tyle dojrzała, by… — By decydować o sobie? Jestem pełnoletnia. — Od niedawna. — Przestań do mnie wydzwaniać, widziałyśmy się rano. — Nie odebrałaś trzy razy! — Może od razu się puszczam. — Cisza. — Nie traktuj mnie jak dzieciaka. Mam chłopaka, z którym chcę spędzić czas. — Na święta też nie przyjedziesz? — Oczywiście, że przyjadę! Mieszkam tam, do cholery. — Może wolisz zamieszkać z Noahem? — Noah, nie Noahem. I nie, wolę mieszkać z wami. — Zaskakujące! — Przestań robić sceny, mamo. Masz męża, ja mam sympatię. Czy naprawdę to nie wystarczy? Brzmisz jak samotna wdowa, która chce zwrócić na siebie uwagę. — Louise, nie waż się…
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na stolik. Ponownie zanurkowałam w kocu, by wtulić się w ciepły materiał. Odgarnęłam włosy i oparłam się głową o ramię Noah. Nie wytrzymałam ani chwili. Wgramoliłam się na jego kolana, niczym małe dziecko lub szczeniak pragnący pieszczot, objęłam i przysunęłam do siebie, by maksymalnie wykorzystać bijące od niego ciepło. Kochałam ten zapach perfum, kochałam jego ciało, każdy centymetr, kochałam jego usta, kasztanowe oczy, każdą niedoskonałość, a także każdy atut, choć dla mnie był najidealniejszy ze wszystkich mężczyzn. Próbowałam nie przejmować się dotkliwymi słowami matki, która lada moment wyprze się mnie dlatego, że dorosłam. Lecz teraz miałam większe problemy. Czekała nas konfrontacja z Brązową Dynastią, której hasłem przewodnim były widocznie brązowe pieniądze i egoizm. Z drugiej strony chciałam przedstawić się z jak najlepszej strony. Obiecałam Noah, że razem zwalczymy wszystkie trudności i przetrwamy ten wieczór.
Wróciłam do domu późnym popołudniem. Modliłam się, by mama akurat była poza domem albo chociaż ochłonęła. Nie miałam ani ochoty, ani humoru na kontynuowanie sprzeczki. Po cichu weszłam do domu, próbując nie zwracać na siebie większej uwagi. Trudność stanowiły skrzypiące drzwi, a także trzask, który towarzyszył przy zamykaniu ich. Wgramoliłam się po schodach. Było cicho, wydawało mi się, że aż za cicho. Jakby wszyscy zostawili domostwo. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że pozostawało otwarte i każdy mógłby tu wejść. Dotarłam do swojego pokoju, gdzie spędziłam resztę dnia, odpuszczając sobie wszelakie posiłki. Jedynie chęć zażycia długiej kąpieli wyciągnęła mnie z niego.
Przez ponad trzy tygodnie bywałam u Noah zbyt często, narzucając mu się zbytnio. Starałam się wymyślać sobie jakieś zajęcia, dzięki którym moje życie będzie nieco bardziej kolorowe, jednakże wszystko kończyło się plamą. Próbowałam unikać mamy, co wychodziło mi całkiem dobrze. Jedyny ojciec stanowił dla mnie oparcie, dzięki czemu pobyt w rodzinnym domu nie wydawał się być tak koszmarnym. Trochę gotowałam, przygotowywałam popisowe dania i serwowałam tacie, by ocenił moje dzieła. Smakowało mu. Ostrzegałam, że jeśli będzie tyle jadł, sporo przytyje. Wzruszał wtedy ramionami i wiosłował łyżką dalej, przy czym czytając gazetę. Wywoływał tym salwę mojego śmiechu. Skubany uśmiechał się pod nosem, udając, że to go wcale nie bawi. Czasami siadaliśmy w salonie i rozmawialiśmy o Brownie. Wtedy wypytywał mnie o najróżniejsze rzeczy. Na pytania “kiedy go poznam?” odpowiadałam, że przecież już go zna. Ale ja chcę znać go lepiej, brnął wtedy dalej. Powtarzałam mu najróżniejsze sytuacje, pokazywałam nową sukienkę i sięgałam po rady co do spotkania rodzinnego Brownów. Zaskakujące, jak dobrze mnie rozumiał w tej sytuacji.
— Nie możesz ulec presji. Noah też, ale ty przede wszystkim. Liczy na ciebie i chce, byś w razie czego podparła jego słowa albo jakoś uratowała. Musisz pokazać, że docinki jego rodziców nie robią na tobie większego wrażenia. I staraj się być dość miła, lepszy udawany szacunek i napięta atmosfera niż szczera nienawiść i zawalony wieczór. Dla własnego dobra odpuść. Wiem, wiem, ty jesteś chodzącym dowodem miłości i szacunku, ale warto uprzedzić. Uwierz mi, miałem do czynienia z najróżniejszymi ludźmi, i biednymi, i bogatymi. Brownowie to niezłe ziółka, a ich firma… oh, oh, oh! — radził wtedy.
Po każdym takim wykładzie przytulał mnie i nazywał swoją małą księżniczką. Oboje omijaliśmy temat matki, która, jak zwykle, przesiadywała w swoim pokoju, niczym obrażona, zbuntowana nastolatka.
Nadszedł ten najważniejszy grudniowy dzień, gdzie mieliśmy stawić czoła najgorszemu. Od rana krzątałam się po mieszkaniu Noah. Obiecałam, że przyjdę przed piątą. Tak też zrobiłam. Przyjechałam w piżamie, sukienka, szpilki i inne dodatki miałam oczywiście przy sobie, podobnie jak odpowiednią kurtkę. Podziękowałam tacie za podwózkę. A teraz starałam się wszystko ogarnąć, choć, tak właściwie, nie wiedziałam co. Nie czułam się przy nim źle bez makijażu, bez odpowiedniego ubrania. Oboje wyglądaliśmy jak duchy i wcale nie było to przeszkodą, by mimochodem cmoknąć drugie prosto w usta (w moim przypadku było to trudne, musiałam stanąć na palcach). Roztrzepane włosy podskakiwały z każdym moim ruchem. Oznajmiłam, że lecę się umyć, albowiem zbliżała się już dwunasta. Szybko zdjęłam z siebie piżamę i stanęłam przed prysznicem. Z szafki wyjęłam czysty ręcznik i zarzuciłam go na kaloryfer, by od razu po wyjściu złapać go. Wtem usłyszałam, jak drzwi otwierają się, klamka skrzypi. Noah wysunął się zza nich i szybko zamknął. Nie wyszedł. Automatycznie zakryłam ciało zielonym ręcznikiem. Uśmiechnęłam się lekko, dając mu do zrozumienia, że czuję się dość niekomfortowo. Widocznie nie powstrzymywał go ten fakt, kiedy zbliżał się do mnie wolnym krokiem. Choć z początku towarzyszyła mi niepewność, ta ustąpiła miejsca przedziwnym emocjom, które graniczyły między pożądaniem a wstydem. Ciągle zaciskałam ręcznik na piersiach, owinięta nim stałam jak słup. Ocknęłam się w chwili, gdy dzieliły nas zaledwie centymetry. I nagle dystans między nami zniknął, nasze usta złączone w pocałunku pragnęły tylko siebie. Dłonią wędrowałam po jego policzku, zatrzymując ją wtedy, gdy wsunęła się w gąszcz brązowych włosów. Żadne z nas nie myślało o przerwie, oderwaniu się od drugiego. Trwaliśmy, niczym zaklęci, nie bacząc na otoczenie. Zresztą, woda lecąca z deszczownicy, którą włączyłam, by nagrzała się, wcale nie była żadną przeszkodą, niech leci. Przeważył mnie, przez co musiałam podeprzeć się nogą ustawioną dalej. Zrobiłam krok do tyłu, gdzie czyhał na mnie brodzik. Nawet nie zastanawiałam się dłużej, czy brnąć dalej, czy zatrzymać się w tym miejscu. Pociągnęłam go za sobą, wciągając pod ciepłą wodę. Wolną dłonią zamknęłam otwartą ściankę, odcinając nam dostęp do reszty łazienki. Wszystko działo się tutaj. Ja, podparta o chłodną ścianę czerpałam z chwili jak najwięcej, on zaś totalnie zapomniał o tym, że ja mam na sobie ręcznik, on zaś bokserki. Jednym ruchem opuściłam rękę, spuszczając z siebie materiał. Nie pomyślałabym, że po tym, co działo się pamiętnego wieczora jeszcze kiedyś pokażę komuś swoje ciało. Nagie ciało, przepełnione kompleksami i wadami, pełne niedoskonałości. Ufałam mu. Był jedyną osobą, której oddałabym się w całości. Żadne z nas nie wydusiło ani słowa, kiedy on pozbywał się ostatniej części dolnej garderoby. Staliśmy całkowicie bezbronni, jakimi nas Bóg stworzył, kompletnie zatraceni we własnych ustach. Wszystko poleciało górą, czyli wolną przestrzenią między ściankami prysznica a sufitem. Woda spływająca po jego barkach stała się centrum moje zainteresowania, kiedy nie przymykałam oczu. Nie byłam w stanie się poruszyć, każdy mój ruch uniemożliwiało mi jego ciało, które przyciskało mnie do ściany. Powoli opuszczał moje usta, czule żegnając obie wargi. Zacisnęłam je mocno, gdy odnalazł szyję. Całował doskonale, w najczulszych punktach. Wzdychałam cicho, błądząc dłońmi po jego mokrych plecach. Nie chciałam końca, nigdy.
Gdybym go nie znała, dałabym sobie rękę uciąć, że jest totalnym profesjonalistą. Choć nie znałam jego biografii od strony erotycznej, mogłam domyślać się wielu faktów. Noah był najcudowniejszy.
Większą uwagę poświęcił moim piersiom. Rozkosz płynąca z tak bliskiego kontaktu rozkładała mnie na łopatki. Całował, podgryzał, dotykał, jednym słowem mówiąc — doprowadziłby każdą kobietę do szału.
— Noah? — drzwi otworzyły się, a w łazience pojawił się… Aaron.
Cholera.
Cholera.
Cholera.
Przezroczyste ściany prysznica pozwalały Brownowi zobaczyć nasze nagie ciała. Nigdy nie czułam takiego wstydu. Noah wyszedł szybko, co widocznie nie przychodziło na myśl Aaronowi. Złapał za mój ręcznik i rzucił w moją stronę, on zaś zasłonił się drugim.
— Kurwa mać — wysyczał chłopak, podchodząc do brata coraz bliżej. — Czy ciebie kurwa ktokolwiek ucz…
— Noah — wyszeptałam, wychylając się. — Proszę cię, uspokój się.
Obrócił głowę. Wściekłym spojrzeniem przeszył mnie na wskroś.
— Louise, choć ten jeden raz, proszę, zamknij się — powiedział.
Miałam wrażenie, że ktoś odcina mi właśnie dopływ tlenu.
Że odpływam.
Jakby moje serce właśnie zostało przecięte przez nóż.
Wszystko runęło, jednym ruchem zburzył domek z kart.
Głupie zdanie wypowiedziane przez rozwścieczonego Noah zniszczyło mnie do granic.
Wybiegłam z pomieszczenia, omijając Aarona. Zaszywając się w sypialni Noah ubrałam się, by po chwili ponownie opuścić pokój. Nie zabierając żadnej ze swoich rzeczy, wybiegłam z domu na zimny dwór, w grubych skarpetkach stojąc w śniegu. Rozpłakałam się tak, jak dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka. Stałam tak może dwie minuty, może pięć. Nie mogłam się uspokoić. Zranił mnie. Zranił mnie. Zranił mnie.
NOAH?
+10PD
+10PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz