Strony

7 gru 2018

Od Rafaela cd. Anastazji

Dzisiejsza noc była na prawdę zwariowana, co prawda nie pamiętałem dokładnie całego przebiegu wydarzeń, ale część z nich doskonale wryła się w moją pamięć. Kiedy pierwsze promienie słońca spadły na moją bladą twarz myślałem, że zaraz oszaleję. Światłowstręt, bóle głowy z powodu małych szurnięć oraz suchość w gardle dawały mi się we znaki już w pierwszych minutach nowego dnia. No brawo Rafael... Ostatni kac nie dał ci nic do myślenia prawda? - pomyślałem, czując niezbyt delikatne kopnięcie, wycelowane prosto w moją łydkę. Po krótkich namowach Anastazji, postanowiłem podnieść się z miękkiego łóżka, a następnie z wieloma trudnościami ubrać. Maleńkie guziki od koszuli ślizgały mi się między palcami, co utrudniało mi włożenie ich w odpowiednie dziurki. Byłem styrany, rozczochrany, zmęczony, a przede wszystkim waliło ode mnie jak od starego pijaczyny. Nie mając dostępu do żadnych perfum ani łazienki, powlokłem się z niechęcią na dół, gdzie jak zwykle musiał mnie napaść ojciec kobiety, który z całą pewnością chciał mnie zabić. Z opresji uratowała mnie jego żona, która dzięki Bogu grasowała w pobliżu kuchni. Pani Fenchenko wygoniła od nas tego agresora, po czym z głosem anioła oświadczyła, iż zrobi nam kawę z mlekiem, miodem oraz pożywną jajecznicę. Już na samą myśl o jedzeniu zrobiło mi się nie dobrze... Nie chcąc jednak marudzić, postanowiłem zachować milczenie i skupić swój wzrok na brązowym stole. Moje przypatrywanie się kubkowym kółkom, czy też płytkim cięciom noży nie trwało jednak zbyt długo, gdyż obraz znajdujący się przed moją twarzą, zamienił się w ułamkach sekund na parującą filiżankę, której para buchała niemal pod sam sufit pomieszczenia, w jakim obecnie się znajdowaliśmy.
- Pij Rafuś, bo ci wystygnie, a zimna kawa na nic ci pomoże - pogoniła mnie Izabela, nie wyrażając żadnej, krytycznej opinii o naszym stanie fizycznym, jak i psychicznym. Biorąc pierwszego łyka niedobrego napoju, momentalnie się skrzywiłem. Co prawda uwielbiałem mocną kawę, ale jeśli dodawało się do tego miód i inne, podobne temu substancje, moja ochota na ten rodzaj używki szybko spadała. Zwykle miałem mocny łeb do wszelkiego rodzaju trunków, ale wczoraj jak zwykle coś musiało pójść nie tak. Ostatnio w takim samym stanie znalazłem się kilka miesięcy temu po urodzinach mojego przyjaciela. Wtedy właśnie obiecałem sobie, że już nigdy nie przesadzę z alkoholem, lecz jak to mówią... Człowiek uczy się na błędach, ale często o nich zapomina. Przecierając na nowo swoje zaspane oczy, na nowo przełknąłem obrzydliwą ciecz, wmawiając sobie bajkę o tym, iż za kilka godzin wszystko minie.
⚜⚜⚜⚜⚜
U rodziców Anastazji pozostaliśmy jeszcze przez dwa dni. Po tamtym wybryku zbyt długo nie cierpieliśmy, ale z pewnością musieliśmy bardziej uważać na ojca Anastazji, który lubił mierzyć mnie morderczym wzrokiem, za pomocą którego próbował mnie udusić, bądź wyrzucić na światło dzienne moje wnętrzności. Na szczęście w ostatniej dobie mojego pobytu w tej małej wsi, znalazłem z nim wspólny język, co uratowało mnie od wczesnego wskoczenia do trumny. Mężczyzna lubił bowiem wiele filmów i seriali, które i mi przypadły również do gustu. Był także zainteresowany moją znajomością samoobrony oraz umiejętnościami strzeleckimi, bo jak sam stwierdził lekarze na ogół są drętwi. Wszystkie tego typu "talenty" zawdzięczałem bratu mojej matki. Chociaż młody mężczyzna był straszną zrzędą oraz pierdołą, która chciała mnie do wielu rzeczy zniechęcić, to nie poddałem się i bądź co bądź nieco mnie wyszkolił. Nie czułem jakiegoś powołania, jeśli chodzi o dostanie się do wojska, ale zawsze warto było umieć coś z takich bajerów. Podróż do miasta trwała krócej niż ta, która odbyła się podczas przyjazdu do tego miejsca. Dwa, wymęczone życiem psy, przeleżały całą drogę na tylnych siedzeniach, nie chcąc nawet najmniejszej przerwy na zaspokojenie swoich potrzeb, co jak najbardziej było nam na rękę. Matka Anastazeczki była bardzo hojna, ponieważ postanowiła ofiarować nam kilka słoików przepysznych gołąbków, klopsów, a nawet lecza, za którym bardzo szalałem. Przysiągłem sobie, że będę częściej wpadać do rudowłosej na obiady, bo w końcu jaka matka taka córka prawda? W swoich domach byliśmy już koło godziny osiemnastej. Nie mając przy sobie swojej przyjaciółki czułem się strasznie zagubiony. Przez te kilka dni strasznie się do niej przywiązałem, a może i coś poczułem? Kiedy kładłem się spać, brakowało mi jej radosnego głosu, ciepłego ciała oraz długich, marchewkowych włosów, które każdego ranka próbowały mnie udusić, przez zaplatanie się na mojej twarzy. Do godziny dwudziestej drugiej przekręcałem się z boku na bok, nie dając sobie szansy na jakiekolwiek zaśnięcie. Marudząc na to pod nosem, wziąłem do ręki swój telefon, który po odblokowaniu ukazał mi białe liczby, jednak to nie na nich miałem się teraz skupić. Bez namysłu wszedłem w zieloną ikonkę z białym dymkiem, a następnie odnalazłem SMS-y, jakie zostały przesłane między mną, a Nastką. Ostatni z nich brzmiał uważaj na siebie i jedź ostrożnie, co dodatkowo rozczuliło moje serce. Stukając kilka razy w ekran urządzenia, w polu tekstu pojawiła się migająca kreska, umożliwiająca mi wpisanie tekstu. Myśląc chwilę nad wiadomością jaką jej przesłać, w końcu zdecydowałem się na zwykłe dobranoc sarenko. Czując jak moje oczy ogarnia nagłe zmęczenie, przymknąłem je delikatnie, a po chwili zasnąłem.
⚜⚜⚜⚜⚜
Następnego dnia został mi przypisany nocny dyżur. Będąc z tego nawet zadowolonym, postanowiłem załatwiłem wszystkie ważne sprawy za dnia, dzięki czemu miałem przed pracą jeszcze kilka godzin czasu na ogarnięcie tyłka. W pobliskiej kwiaciarni kupiłem dla niebieskookiej dużą czekoladę z dużymi kawałkami orzechów laskowych. Nie zapomniałem również o czerwonej róży, która była jedną z najpiękniejszych jakie widziałem. Przed swoim wyjazdem, zamknąłem psy w dużych, przystosowanych do nich klatkach, a następnie ruszyłem do garażu, gdzie czekał mój, lekko wybrudzony samochód. Wzdychając na to ciężko, otworzyłem drzwi od strony pasażera, gdzie ułożyłem bezpiecznie mały pakunek. Mając nadzieję, że wszystko przetrwa drogę do szpitala, wyjechałem Toyotą na podjazd, zamknąłem porządnie budynek i ruszyłem w stronę Jacka Gowille'a.
⚜⚜⚜⚜⚜
Tutaj też jej nie ma - mruknąłem w umyśle, sprawdzając stołówkę, na której panowała obecnie pustka. Kierując się w stronę jej gabinetu, starałem się nie zwrócić na siebie żadnej uwagi, gdyż miałem już dość czujnych oczu, które wodziły za mną, jakbym był jakimś zbrodniarzem wojennym. Będąc już bardzo blisko brązowych drzwi, przyuważyłem jak równolatka kieruje się w stronę zachodnią szpitala. Zadowolony z tego, iż mnie nie widzi, zakradłem się do niej, a po chwili bez ostrzeżenia złapałem ją w pasie. Oczywiście skończyło się to cichym kwiknięciem oraz trącaniem mnie łokciem w brzuch, ale kto by się tym przejmował?
- Rafael! Przestraszyłeś mnie! - zaśmiała się, poprawiając swoją rudą czuprynę.
- Tak miało to wyglądać - posłałem jej ciepły uśmiech, zakończony całusem w czoło - To w ramach przeprosin... Może chciałabyś przejść się ze mną po pracy na spacer? - dorzuciłem, wręczając jej zakupione przeze mnie rzeczy.

Anastazja? ♥ 
Stara się dla ciebie :3

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz