Gdy usłyszałem jak drzwi się zamykają, wiedziałem, że nie trafił do wyjścia. Drzwi wyjściowe były głośniejsze i chodziły ciężej, a drzwi do kuchni wydawały skrzypienie. Musiał wlecieć do łazienki, to było jedyne wejście, które gładko chodziło. Przez pierwsze sekundy, zastanawiałem się, co zamierza zrobić. Siedzieć tam i czekać? Kluczowe pytanie brzmiało „dlaczego to zrobił”, ale to było coś, na co chyba odpowiedzi nie dostanę w ciągu najbliższych godzin – bynajmniej tego się spodziewałem. Wytarłem łzy i nos o rękaw, po czym wstałem zostawiając kieliszek i podchodząc do drzwi łazienki. Uderzyłem w nie mocniej, niż zamierzałem, ale jak to miało wyjść, skoro zrobiłem to pięścią?
- Oli, wyłaź stamtąd. Będziesz tam siedział? - zawołałem.
- Tak – odparł pewny swego słowa. Westchnąłem. Nie miałem sił namawiać go do powrotu, nie chciałem pytać go o tą scenę… po prostu chciałem, by stamtąd wylazł. Musiałem spróbować innej metody.
- A jak lać mi się zachce? - zapytałem. Chwila ciszy, po której stwierdził, abym wysikał się przez okno. Na dwójkę odparł, żebym załatwił się do kosza. - Kur*a – mruknąłem pod nosem. Zaczynał mnie denerwować. - A jak będę chciał cię pocałować?! - warknąłem głośno i nie czekając na odpowiedź, wlazłem do kuchni. Z lodówki wyciągnąłem pierwszy alkohol, jaki wpadł mi w ręce. Otworzyłem go i idąc do sypialni, zapominając o moim gościu, wypiłem z gwinta trzy łyki. Skrzywiłem się, zimno i ostrość drapały mnie w gardło, a ja postawiłem butelkę na stole i podszedłem do dużego lustra, które było przyklejone do szafy. Stanąłem przed nim, po czym zdjąłem koszulkę.
Drzwi do łazienki w końcu się otwarły, wyjrzał z nich powoli Oli, sprawdzając, czy terytorium jest bezpieczne i nic mu nie grozi. Gdy zobaczył mnie stojącego bez koszulki przy lustrze, wszedł niepewnie do pokoju.
- Co robisz? - zapytał.
- Co roku liczę blizny, zawsze wychodzi mi inna liczba – powiedziałem znowu wycierając łzy. Ciągle leciały, a ja nie mogłem pozbyć się twarzy siostrzyczki z myśli.
Zacząłem dotykać każdej z ran i liczyć po cichu. Chłopak podszedł do mnie powoli, widziałem go w lustrze. Spojrzał na otwartą wódkę.
- Policzysz te na plecach? - odezwałem się, na co się wzdrygnął. Na prawdę bał się mnie? Skinął głową i podszedł do mnie niepewnie. Przyłożył palec do pleców i liczył na głos każdą bliznę. Gdy skończył, podał mi liczbę. - Więcej niż w tamtym roku – stwierdziłem i odwróciłem się do niego. Ten momentalnie się odsunął, a ja go wyminąłem i dokończyłem wino z kieliszka.
- Nie miesza się – usłyszałem, ale nie zwróciłem na to uwagi. Chwyciłem butelkę wódki i chlapnąłem dwa łyki. Usiadłem ciężko na krzesło.
- Te blizny mam wszędzie, nawet na pośladkach, najmniej na nogach – powiedziałem bardziej do siebie, zaczynając zapominać o jego obecności. Znowu płakałem, chciałem krzyczeć i wygadać mu się, opowiedzieć jaki dzisiaj jest dzień, ale wiedziałem, że tego nie zrobię, nie ważne jak bardzo się upije. Nikt się o tym nie dowie, nawet przypadkowy facet, który mnie pocałował.
- Od czego? - usłyszałem pytanie, które dochodziło do mnie jakby z drugiego świata. Wziąłem kolejne łyki.
- Wszystko od noża – odpowiedziałem i poczułem, jak butelka zostaje mi wyrwana z ręki. Spojrzałem na Oliego.
<Oli?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz