Strony

28 gru 2018

Theo Andrews

Na zdjęciu: Jonas Bloquet. 
Motto: „Marzenia ― dzięki nim nawet bezdomny jest bogaty.”
Imię: Jego imię brzmi Theo; mówią, że skrót od Theodore, ale nikt nigdy, nawet rodzina, nie zwrócił się do niego w ten sposób. W dowodzie, nawiasem mówiąc już nieważnym, też ani śladu po tym dostojnym, pełnym imieniu. Niektórzy zwykli wołać jeszcze „ej, złodzieju!” albo „menelu!”, choć ten tutaj po żadne używki nie sięga. 
Nazwisko: Odziedziczone po nieżyjącym od dawna ojcu ― Andrews.
Wiek: Jego lata mijają w zupełnej nieświadomości. Gdyby nie rok urodzenia mężczyzna zapomniałby o tym, że ma pełne dwadzieścia cztery lata. 
Data urodzenia: 20 czerwca. 
Płeć: Mężczyzna.
Miejsce zamieszkania: Nie ma swojego stałego miejsca na świecie. Błąka się tymi samymi ścieżkami w poszukiwaniu własnego adresu, kręci się stąd dotąd, czasem zagrzeje sobie miejsce między jakimiś ciemnymi uliczkami czy położy sobie podziurawiony koc przy kontenerze. Ale gdziekolwiek by nie był, dzielnicę Carry uważa za swój dom. 
Orientacja: Theo jest heteroseksualny.
Praca: Próbował wielu prac, lecz kto przyjmie do siebie bezdomnego i jeszcze mu zaufa? Nikt. I grono pracodawców z każdym miesiącem się uszczuplało. Na budowie się nie udało, został wygryziony przez swoje pochodzenie. Tu przy segregacji papierów ktoś go w coś wrobił. Chciał nawet na dłużej pobawić się w śmieciarza chodzącego z kijkiem, lecz pewnego przyjemnie ciepłego wieczoru napadła go grupka licealistów. Nie zrezygnował ― stało się to dopiero po którymś razie, kiedy Theo rzeczywiście zrozumiał, że powinien się stamtąd wynieść, jeśli nadal zależy mu na swoim marnym życiu. 
Charakter: Cała droga, jaką przebył w swoim życiu, przystosowała go do niezliczonych zmian. Podporządkował się im, stał się wierny porażce, która mocno przylgnęła mu do podeszwy. Wprawdzie nauczył się z nią żyć i przywykł do okazywania pokory w każdym momencie życia. Ograniczenia dotyczące wszystkich możliwych aspektów wyrył sobie w głowie niczym rozżarzoną stalą, co sprawiło, że nigdy nie zjadł go żaden grzech moralny ani nie uległ zbyt wielkiej samochwale wobec swoich małych dokonań. W ogólnym rozumieniu jest to człowiek, z którego ust nie wydostanie się zbyt wiele znaków świadczących o wysokim poczuciu własnej wartości. Nawet kiedy życie skazało go na byt uliczny, gdzie aleje są niczym dzicz wypełniona niebezpieczeństwami, on ze względu na swoje zbyt dobre podejście egzystował zwykle na końcu łańcucha pokarmowego. A mówiąc to, nie mam na myśli jego braku zaradności, ponieważ zaradność wykazuje ogromną, w duecie ze sprytem to już w ogóle. Dyskusja natomiast toczy się o jego braku woli walki. Nie idzie w ślady swoich ulicznych kolegów, zatem nie kradnie, nie żebrze, by przeznaczyć pieniądze na tani alkohol dający ten piękny stan euforii, który sprawia, że człowiek automatycznie zapomina o poziomie swojego nędznego życia. W odróżnieniu od takich typów, Theo zachował pogodę ducha. Jak na mężczyznę, który nie ma już niczego w kieszeni oprócz miłego powiedzonka, sprawia wrażenie, jakby zbytnio się tym nie przejmował. Przechodząc długimi, wypełnionymi ulicami, obdarowuje nieznacznym uśmiechem ludzi dookoła, pokazując własny spokój, opanowanie i dystans do swojego żałosnego pochodzenia. Czasem nawet uda mu się zagadać samotników, którzy po bardzo przyjacielskiej wymianie zdań stwierdzą, że warto dać temu człowiekowi parę avarów ― tym właśnie jest jego cwany spryt. Nie tylko poprawia ludziom humor, ale i bez najmniejszego przekrętu udaje mu się zasilić kieszeń na gadane. Gadane to on ma. Tematy do rozmów zdają mu się nie kończyć ― oczywiście nie jest żadnym natrętem, który niczym stare panie z autobusu szuka ofiary do zrzucenia na niej wszystkich swoich narzekań. Uśmiech bywa niemal przyklejony do jego twarzy, choć wydawałoby się, że jest pusty, jako iż przecież bezdomny wielkich powodów do radości nie ma. Owszem, nie ma ― czy widzisz w tym coś zaskakującego? A jednak paradoksem nazwać można całe jego bytowanie. Opisuje go niezwykła przyjaźń w stosunku do drugiego człowieka, hojność, nawet gdy cały jego płaszcz świeci pustkami. Potrzebując pomocy, równocześnie jest w stanie udzielić jej jeszcze drugiej osobie i to bez cienia zawahania. Zwyczajnie przez osłonę swojej płytko ukrytej wrażliwości nie jest w stanie patrzeć na cierpienie. Potrafi słuchać, wesprzeć dobrym słowem, wprawdzie jeżeli ktoś dałby mu szansę na przyjaźń, prędzej zginąłby w ulicznym zgiełku pod kołami auta niż to zmarnował. 
Hobby: Spytasz, jak sobie radził na ulicy, wykazując aż nazbyt wielką dobroć czy przyjaźn? Odpowiedź jest prosta, gdyż to właśnie hobby stanowi małe źródełko jego dochodów. A jeśli nie dochodów, to określa je mianem zabijacza czasu czy pesymistycznych myśli. W dzieciństwie nie mógł pochwalić się żadnymi większymi zainteresowaniami, które budowałyby stały fundament jego życia. Na ulicy bowiem nauczył się nawet więcej, niż by chciał. Nieskomplikowane magiczne sztuczki, jakie wśród niektórych panów przekazywane były niemal jak z pokolenia na pokolenie. Była grupka, która nawet się na tym znała i zabawiała przechodniów niczym psy wystawowe, lecz zdecydowanie nieliczni potrafili wykorzystać tę umiejętność do czegoś innego niż kradzież. Theo swego czasu był również grajkiem dosyć niskich lotów ― jak sam wspominał. Porzucił to jednak na rzecz czytania najróżniejszych książek, jakie tylko wpadną mu w ręce. Te poniszczone cuda powyjmowane z kontenerów są dla niego zbyt niedoceniane, a chyba w największym stopniu pomogły mu odwrócić wzrok od własnego nieszczęścia i kuszącego głosu złodziejstwa, który coraz głośniej kazał mu robić to, co trzeba. Podczas gdy uliczni koledzy, jakich przyjął za swoją małą bandę, ruszali na amatorski rabunek, on brał książkę i tłumaczył to tylko paroma słowami: „idźcie sami, czytam”. 
Aparycja|
― wzrost: Imponujące 193 centymetry wzrostu. 
 waga: Jego ciało waży zdecydowanie za mało w stosunku do wzrostu, gdyż jest to jedynie 78 kilo. 
 opis wyglądu: Jak na żywiącego się zaledwie jeden do dwóch razy dziennie, jego aparycja nie przedstawia się najgorzej. Całą robotę wykonują wzrost oraz szerokie barki, które sprawiają wrażenie, że pod ubraniem wcale nie skrywają się aż tak widoczne kości, choć można tu bardziej powiedzieć o subtelnych mięśniach. Jako licealista dbał znacznie bardziej o swoje zdrowie, więc to, co mu zostało, to większa tkanka mięśniowa niż tłuszczowa. Pierwszym co jednak zobaczysz, jest odrobinę blada twarz o wyjątkowo delikatnych rysach, jakie ozdabia kilkudniowy zarost ― wbrew dostępnym środkom, mężczyzna stara się skrupulatnie o niego dbać, by wyglądem nie odstraszać od siebie zbyt wielu ludzi. W centrum twarzy umiejscowiony jest nos ― prosty, bez żadnych dziwot, a tuż pod nim pełne, ubarwione całkiem żywym kolorem usta. Głowę obrastają brązowego koloru, lekko kręcone, krótkie włosy, czego uzupełnieniem są niebieskie, jasne oczy, które bez przerwy emanują ciepłem. Cały wyraz podkreślony został ciemnymi, niezbyt porywającymi uwagę brwiami. Cóż można powiedzieć o jego ubiorze. Niezmienny od dłuższego czasu skórzany płaszcz, powycierany wieloma trudnościami, choć może czas zrobił większe szkody. Przemoknięty, czasami wręcz zmrożony zimnem ― ale nadal w stanie użytku. Do tego oczywiście dopełnienie w postaci dżinsów z niewielkimi podarciami na kolanach oraz solidne, skórzane i czarne buty za kostki. Codzienny ubiór stara się zamieniać na inny tak często, jak tylko może, lecz kto zwraca uwagę na jego tak wygórowane potrzeby? 
 pozostałe informacje: Blizna na łydce. 
 głos: Sam Tinnesz
Historia: Na świat przyszedł jako zupełnie nieświadome, radosne, ale niezwykle pokorne oraz spokojne dziecko. Serce się krajało, gdy wraz z upływającymi latami dziury w rodzinie zwiększały się i pożerały ją całą. Mimo dużego odstawania Theo od reszty, uczył się znakomicie oraz spełniał swoje uczniowskie obowiązki perfekcyjnie, nie bacząc na złośliwe komentarze równieśników. Bywały momenty, w których dwuosobowa rodzina nawet nie narzekała na finanse, ale różnorakie potrzeby oraz uzależnienia ojca cofały wszelkie postępy. Przy małej kropli bogactw mężczyzna zwyczajnie spoczywał na laurach oraz robił z pieniędzmi to, co tylko chciał. Lee Andrews w końcu zachorował na raka płuc i niedługo po walce z nowotworem po prostu odszedł. Zostawił syna na pastwę losu ― przecież nie miał już nawet prawa się tym przejmować.
     Po śmierci ojca, gdy Theo miał z ledwością dziewiętnaście lat, musiał zacząć radzić sobie całkowicie sam. Nie umiał kraść. Nie chciał. I nie zmieniał zdania nawet wtedy, gdy żył jakiś czas w zadłużonym mieszkaniu, a zimno oraz bieda szczękały mu przy uchu, nie dając o sobie zapomnieć. Wpierw nie udało mu się w pracy ― słyszał tylko „hej, to syn tego złodzieja i alkoholika” i zaraz widział zamknięte przed nosem drzwi, za którymi schowała się jakakolwiek nadzieja. Gdy w końcu administrator budynku wyrzucił go z mieszkania, z racji tego, iż był pełnoletni, wylądował prosto na ulicy. Początkowo przygarnęła go całkiem przyzwoita grupka równie nieszczęśliwych i udzieliła mu pomocy, pod warunkiem, że będzie odwdzięczał się tym samym. Poznał zatem uliczne zasady, obowiązującą hierarchię i wprawdzie życie, którego raczej nigdy nie spodziewał się zasmakować aż tak wyraźnie. Pierwsze dni, te samotne i pełne dezorientacji, przesiedział w kącie między dwoma blokami, na zimnym gruncie i z pustym żołądkiem. Zastanawiał się, czy to naprawdę miało miejsce. Czy naprawdę nie miał już dokąd pójść, a jego adres zamieszkania został zwyczajnie wymazany, jak jego istnienie z pamięci ludzi, którzy wcześniej utrzymywali z nim kontakt, co prawda nikły. Obecnie Theo egzystuje jako jeden z weselszych bezdomnych na całej dzielnicy i żyje, jak żyje w swoim małym, często zmiennym towarzystwie. Czasem i w samotności, która bywa nieunikniona. 
Rodzina:
― Lee Andrews ― ojciec Theo, który zmarł w wieku czterdziestu pięciu lat na popularnego wówczas raka płuc. Niezliczone pety po papierosach walające się pod podłodze, dymy wdychanych toksyn w końcu wykopały mu swoje przewidywane miejsce dwa metry pod ziemią. O jego pracy nic nie wiadomo. Zmieniał ją niemal jak rękawiczki, nie zatrzymując się na dłużej w żadnej, a powody tego pozostają nieznane. Nie wiodło się ― oto dostatecznie dobre wytłumaczenie, które przypisywał każdej porażce życiowej. Ojcem wprawdzie nie był najgorszym, gdyż wpoił Theo ważne w życiu wartości, gubił go jednak brak wiary i samozaparcia. Nie potrafił unieść ciężaru długów na barkach, co stało się częstym powodem jego sięgania po alkohol z niższych półek. Za tym idzie utrata zyskanych pieniędzy, masa problemów ze zdrowiem, a w efekcie utrata szansy na jakiekolwiek lepsze życie. Bezmyślnie brnął w to dalej, aż zostawił Theo samego jak palec w tym ogromnym świecie. Chłopak nie znał matki ani innych bliskich osób, o ile takowe istniały bądź istnieją.
Partner: -
Potomstwo: -
Ciekawostki:
― Nie przepada za bieganiem.
― Często chodzi ulicami przegryzając jabłko.
― Paradoksalnie określa się jako optymistę.
― Jest sporym fanem książek.
― Gdy był na budowie wraz z ojcem, w efekcie wypadku nabił pręt na swoją łydkę. Można tam zobaczyć niewyraźną szramę. 
Inne zdjęcia: [x] [x] [x] [x] [x] [x] [x] [x]
Zwierzęta: Czasem napatoczy się jakiś bezdomny kot czy pies, którego poczęstuje śladowymi ilościami jedzenia. 
Pojazd: Ten podpunkt to żart.
Kontakt: 7devils [HW] lasthope636@gmail.com [GMAIL]

8 komentarzy: