Żar chłonął mnie od środka, co znalazło odzwierciedlenie na moich policzkach. Oczy nieustannie wpatrywały się w ręce Felixa, w których spoczywała przepiękna bransoletka. We mnie jednak oprócz zdziwienia i zachwytu wywołała wielką konsternację, jakiej nie umiałam z siebie wyrzucić.
Jeszcze te pytanie.
Przeszłość dała mi do zrozumienia, że zadziało się więcej, niż sobie to wyobrażałam. Może czas sunął do przodu zbyt szybko, może po prostu zgubiłam jego bieg. Gdzieś obok przebiegła mi świadomość o tym, co naprawdę staje między nami. Jakieś uczucie. O ile ono istniało czy tylko było wynikiem krótkich wyobrażeń.
- Felix, ja... ― Jego oczy przeszywały mnie z nutą strachu. ― J-ja naprawdę to doceniam. Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo, ale...
- A-ale? ― szepnął cicho.
Moje serce.
Moje serce właśnie runęło, rozbite na małe części niczym porcelanowa rzeźba.
- Wiem, ż-że jesteś moim przyjacielem. Dobrym przyjacielem, ale ― jęknęłam z autentycznym, ciężko tłumionym cierpieniem ― ale nie jestem pewna. ― Moja ręka powędrowała na jego, po czym ujęła palce i zamknęła w jego dłoni bransoletkę.
Felix szybko ukrył swój wzrok w podłodze, chyba dokładając wszelkich starań, by nie podnieść go na mnie. Smutek oraz wyrzuty sumienia wręcz kotłowały się w moim wnętrzu, zmuszając do odczucia tego okropnego poczucia niezmierzonej winy.
Dlaczego musiałam mu odmówić?
Jak mogłam wywołać tyle bólu i rezygnacji w tych ciepłych, niebieskozielonych oczach, które zawsze mnie pocieszały?
Umowa z mafią, Tylerem Owenem, może brak czasu na związki i głębsze relacje między problemami zjadającymi moje życie prywatne. Tak wiele myśli buzowało mi w głowie. Tak wiele próbowałam odeprzeć, by chociaż móc wyobrazić sobie inny, lepszy scenariusz tego wieczoru, który mógł być taki cudowny.
Zjebałam. Tak mocno zjebałam.
- Rozumiem. ― Cichutko westchnął.
Kolejne silne ukłucie. Nadmiar najróżniejszych emocji chciał zebrać mi się w kącikach oczu, ale umiejętnie go powstrzymałam.
- Felix...
- Nie ― powiedział nieco bardziej stanowczo, aczkolwiek głos nadal miał przybity. ― Wszystko rozumiem. Spokojnie. Chyba po prostu już wyjdę ― burknął cicho oraz smętnym, leniwym ruchem dłoni zostawił bransoletkę na półce.
Mój język kompletnie stracił umiejętność mówienia. Otwierałam usta, chcąc cokolwiek z nich wyrzucić, ale wydawałam bezgłośne dźwięki pozbawione sensu. W jednej chwili świętowaliśmy towarzysko Boże Narodzenie, śmiejąc się i rozmawiając, a w drugiej absolutnie wszystko runęło niczym słaby domek z kart. Powinno być zupełnie inaczej. Odwrotnie.
To będzie w cholerę ciężki pobyt...
Za Felixem z pokoju wyszła cała moja radość, która rozpłynęła się zwyczajnie w ciężkiej atmosferze. Gorąco nie odpuszczało mi ani na chwilę, wprowadzając mnie w stan totalnego osłupienia jeszcze na dłuższy czas. Dałam sobie minutę, żeby odtworzyć w głowie głos Felixa. Przy dziesięciu sekundach już miałam ochotę zanieść się płaczem. Wystarczyło przypomnieć sobie moje słowa, a policzki miałam całkiem mokre i nie było nawet myśli, wyniosłaby mnie z rozpaczania nad własną głupotą. Tak, własną głupotą.
***
Kolejne dni spędzone już w Avenley River zdawały się ciągnąć w nieprzyjemną nieskończoność. Nieustannie atakowało mnie wrażenie, że powinnam zrobić coś innego. Że istniało coś, co mogło wypaść lepiej. Poczucie winy definiowało wszystkie minuty, godziny, i z ledwością udawało mi się je porzucić choć na mały okres czasu. Felix nie dawał znaku życia. Ten kontakt jakby zasypał ogromny puch śniegu, jaki jeszcze utrzymywał się za oknem.
Noce przestały przypominać ostatnie noce, które zwykle przegadywałam. Wieczory również wydawały się puste, wykluczając te spędzone z nieświadomą niczego siostrą. Ona potrafiła wyrzucić mi z głowy każdy problem, lecz ten wyjątkowo mocno zakorzenił mi się w głowie, wówczas wiedziałam, że im dłużej będzie to trwać, tym gorzej się poczuję. I odnotowując kolejną samotną noc, wybrałam w końcu numer do swojego przyjaciela. Ręce zadrżały mi niemiłosiernie. Przez myśl niejednokrotnie przeszła obawa, która próbowała namówić mnie do wciśnięcia czerwonego przycisku. Jednakże sygnał trwające całe trzydzieści sekund nie zaowocował żadnym ludzkim głosem. Pojawiła się tylko automatyczna sekretarka.
Chyba pierwszy raz stwierdziłam, że czas się na nią nagrać. Wzięłam głęboki oddech, ściszyłam głos do szeptu, byleby nie obudzić siostry, po czym z trudem przemówiłam.
- F-Felix? ― spytałam cicho, jakby myśląc, że mogę uzyskać odpowiedź na te pytanie. ― Proszę, porozmawiajmy o... o tym, co się wydarzyło. N-nie chcę, żeby to tak wyglądało, proszę, n-nigdy nie chciałam, żebyś ode mnie odszedł... ― Mój głos bez trudu przesiąkły najgłębiej skrywane emocje. Ból, jaki wiązał się ze zranieniem swojego przyjaciela i te nieustające poczucie winy, które gnębiło mnie od tamtego pobytu. Jego rodzina była cudowna. Przyjęła mnie tak ciepło, że poczułam się niemal jak jej część. Ciekawe jak mnie teraz nienawidzą.
Po momencie ciszy po prostu się rozłączyłam.
Felix? [*]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz