Strony

10 sty 2019

Od Nivana cd Wandy

Zdawało się, że to raczej rzecz oczywista.
Odnosiłem nieodzowne wrażenie, że człowiek przez całe swoje życie jedynie ładniał, bo jeszcze raczej nie spotkałem się z nikim, kto za młodu wyglądałby lepiej, niż powiedzmy, przy trzydziestce, czy czterdziestce.
Nie licząc mnie, przypominającego aktualnie bardziej jakąś wywłokę, aniżeli istotę humanoidalną, którą można by było spokojnie postawić przy Wandzie i powiedzieć, że tak, to ten sam gatunek i może nawet rocznik zbliżony.
Chyba karma się odzywała i za wszystkie złe rzeczy, jakie przyszło mi zbroić w ciągu tych dwudziestu dziewięciu lat, paskudnie się na mnie odwdzięczało, kopało w żebra i śmiało się w twarz.
— Teraz już wiem — odparła ze śmiechem, dość cicho, mrucząco. — Czy ja wiem, czy wypiękniałam… Schudłam, może to to. I trochę się uspokoiłam, i obcięłam włosy, ale żeby od razu wypięknieć? Ale dziękuję, ty też lepiej wyglądasz. Doroślej i dumniej, już nie dwanaście, a trzynaście na dziesięć. Dobrze ci w płaszczu.
Pokręciłem głową, gdzieś tam w międzyczasie westchnąłem, zastanawiając się, czy Przewalska nie zdążyła się przy okazji nauczyć czytać w myślach, bo łupnęła tym prawie od razu po moich, dość nieprzyjemnych konkluzjach na własny temat.
— Dziękuję — rzuciłem jedynie, wypuszczając chmury dymu nosem. Jedna z rzeczy, która mi została i raczej nie zapowiadało się na to, żeby miało się to zmienić. — Ale dalej wolę swoją szarą bluzę, żeby nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz