Wszedłem do klubu i jak najszybciej odnalazłem przyjaciół. Starałem się wyluzować, ale sytuacja mi na to nie pozwalała. Andrew oczywiście musiał poruszyć temat, za co miałem go ochotę zabić.
- Po prostu się pokłóciliśmy i tyle – wyjaśniłem pokrótce, po czym poszedłem się przygotować do występu. Gdy zacząłem brzdąkać na gitarze, emocje się nieco uspokajały, a na miejscu gniewu pojawiał się smutek. Nie pozwoliłem sobie na płacz, nie teraz, nie przed samym występem.
Gdy wyszedłem na scenę, pierwszy raz poczułem się zestresowany, co było mega dziwne. Nigdy się nie bałem śpiewać, ale teraz miałem wrażenie, że się rozpłaczę, zapomnę tekstu… na szczęście kiedy poleciały pierwsze nuty, odzyskałem świadomość. Zamknąłem oczy, zapomniałem o wszystkim i pozwoliłem oddać się chwili wypełnionej piskami wielu kobiet i głośnej muzyki. Gdy je otworzyłem, zacząłem szukać Oliego. Nigdzie go nie było, czyżby wrócił do domu? Nie zdziwiłbym się. Po trzech piosenkach wyszedłem na dwór się przewietrzyć. Musiałem odetchnąć i… może bym znalazł Oliego? Chciałem się uderzyć za to, że ciągle o nim myślałem. Miał racje, to nie mogło mieć sensu. Ja miałem problem nie tylko z orientacją, ale i uczuciami i doznaniami, a on był niewyżytą seksualnie dziwką. To nie mogło mieć sensu… a jednak było mi przykro.
Ruszyłem przed siebie i spojrzałem na miejsce, gdzie Oli zaparkował. Jego auto tam stało, więc gdzie on mógł się schować? Czyżby sobie znalazł już kogoś na pocieszenie i zniknął? Kopnąłem śnieg i westchnąłem, na pewno tak było. Ruszyłem dalej, a moim oczom ukazała się… krew? Popędziłem wzrokiem za strużką. Zgnieciony śnieg, trochę krwi, nieskończony papieros i kluczyki… co tu się działo? Poczułem nagle dziwne ukłucie. Podniosłem kluczyki – to na pewno były kluczyki do jeepa… Oliego! Szybko wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Oliego, ale był wyłączony. Ponowiłem czynność drugi, trzeci, czwarty raz… zacząłem się martwić. Wróciłem do klubu i zacząłem go szukać, mając nadzieje, że znajdę do przy jakimś stoliku z facetami, ale go nigdzie nie było. A auto, krew, niedopałek i kluczyki były na zewnątrz. Oli przecież nigdy nie zostawi pół papierosa!
- Thomas – usłyszałem głoś z tyłu, na który podskoczyłem. - Co się dzieje? - to był Andrew.
- Coś się stało Oliemu – na swoje słowa poczułem, jak po prostu zamieram. Chłopak nie czekając ani chwili dłużej, zabrał mnie z klubu, każąc chłopakom nie przerywać sobie zabawy. Wsadził mnie do auta.
- Nie wiesz, gdzie może być? - pokręciłem prawie nieprzytomny głową, całkowicie zapominając o naszej kłótni. Tak bardzo się o niego bałem. - Jedziemy – oznajmił.
- Gdzie?
- Do znajomego – nim się zorientowałem, pędziliśmy ulicą na drugi koniec miasta. Zaparkowaliśmy pod blokiem, Andrew pomógł mi wyjść do windy; nagle przestałem czuć nogi. Miałem wrażenie, że znajdę go martwego. Chłopak nie pukając wlazł do czyjegoś domu. Usłyszałem kobiecy krzyk.
- Ku*wa, Andrew! Trochę prywatności! - kobieta owinęła kołdrą, a obcy mi mężczyzna wylazł z łóżka, ubierając spodnie.
- Nie mamy czasu. Musisz kogoś znaleźć.
Siedziałem na krześle, nie mogąc pojąć, co oni robili. Musiałem podać nazwisko Oliego, jego numer, miejsce zamieszkania, a przyjaciel Andrewa siedząc przy laptopie i podłączonym do niego telefon, grzebał w jakimś programie i nagle…
- Mam jego telefon – oznajmił. Zerwałem się. Telefon Oliego znajdował się w jakimś… lesie?! Mężczyzna przesłał dane na telefon Andrew’a, z którym popędziliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę lasu. Droga była długa, a ja miałem wrażenie, że dzieje się coś strasznego. Kto mógł go wywieźć? I po co! To na pewno był ten psychopata… zbyt długo milczał i się ukrywał, musiał wystąpić z czymś wielkim… ale dlaczego Oli?! Nie mógł kur*a mnie złapać?! Byłem bliski płaczu.
- Thomas, trzymaj się. Zaraz będziemy, a ty mi jesteś potrzebny na trzeźwo – pokiwałem głową. Miał rację, w takim stanie nie byłem przydatny, a Oli mnie potrzebował. Zaparkowaliśmy przy lesie. Andrew wziął telefon i wskazał kierunek, gdzie znajdowało się urządzenie chłopaka. Świeciłem latarką, było cholernie ciemno i jak normalnie bałbym wleźć do takiego lasu, tak wbiegłem do niego pierwszy. Pokonaliśmy jakieś pół kilometra i znaleźliśmy telefon: leżał pod jakimś drzewem, ale chłopaka nie było.
- Kur*a mać, gdzie on jest? - stęknąłem i zacząłem szukać czegokolwiek, chociażby skrawka ubrania. Andrew ruszył w drugą stronę, szukaliśmy ciała, ale jego nigdzie nie było!
- Thomas! - krzyknął przyjaciel, odwróciłem się w jego stronę. - Mam coś! - stanąłem obok przyjaciela, który odgarnął liście z desek na ziemi. Pociągnął za metalową rączkę, a deska się otworzyła, ukazując drabinę i jakiś tunel. Przełknąłem ślinę, gdy miałem wykrzyczeć imię chłopaka, Andrew zacisnął mi rękę na ustach. - Cicho – szepnął. - Świeć mi – powiedział i zaczął schodzić, potem ruszyłem ja. Będąc na dole, usłyszałem krzyki bólu. Głos na pewno należał do Oliego! Drugi zaś głos, który wskazywał na rozkosz… nie mogąc się opanować, biegłem na ślepo wzdłuż długiego i wąskiego korytarza, po czym wpadłem przed drzwi do oświetlonego pomieszczenia. Nie myśląc długo rzuciłem się na mężczyznę z opuszczonymi spodniami i na ślepo waliłem w twarz. Ten nagle uderzył mnie czymś szklanym w głowę, zwalając mnie z siebie. Nim jednak zdążył ponownie uderzyć, przybiegł Andrew. Chwycił go za ubranie i rzucił na jakiś stół (miał naprawdę dużo siły). Szybko wstałem i znalazłem się obok gołego Oliego. Miał całą siną i zapłakaną twarz, spojrzał na mnie ostatni raz i zamknął oczy.
- Oli, oli – próbowałem go obudzić, miałem wrażenie, że umarł. Przyłożyłem głowę do jego torsu i odetchnąłem, kiedy usłyszałem bicie jego serca. W tym czasie Andrew ponownie rzucił mężczyzną, który stracił przytomność. Wstałem i przyjrzałem się ciału mojego chłopca. Cały skrępowany jakimś sznurek, czerwone ślady uderzeń i cała opuchnięta i posiniaczona noga. Do tego krew na udach… - Spóźniłem się – zapłakałem i rozciąłem sznur. Poczułem rękę Andrewa na ramieniu. - Zabierz go stąd – poprosiłem, odzyskując świadomość. Chłopak okrył go jakaś tkaniną i wyszedł, a ja zająłem się mężczyzną.
<Oli?>
+10 PD
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz