Strony

1 sty 2019

Od Tim do Wandy

Wyglądała, jakby odpłynęła gdzieś daleko myślami, ale zaraz wróciła, gdy tylko się odezwałam. Poczułam się trochę winna, jednak zaraz to uczucie zniknęło, gdy florystka zaczęła rzucać propozycjami, chociaż miałam wrażenie, że bardziej mówiła do siebie niż do mnie. Albo do nas obydwu. Kto wie? W myślach nie czytałam i nie chciałabym. 
— ...A goździki? Delikatne, nienachalne i będą się nawet długo trzymać w wazonie. Ewentualnie pozostają kaktusy i sukulenty, zawsze dobrze wyglądają, nie zbyt trudne w opiece, a i rozmnożyć łatwo, w razie czego… — Najbardziej rzuciło mi się w uszy, że tak powiem, słowa mówiące coś o "nie zbyt trudnej opiece" i zaraz się ożywiłam.
— Mam beznadziejną rękę do roślin, a nie chcę niczego zabijać poprzez odwodnienie, więc sukulenty brzmią ładnie i dobrze. — Bo sukulent naprawdę ładnie brzmiał, chociaż nie wiedziałam do końca, co to za roślina, mimo że nazwa obiła mi się o uszy, gdzieś mignęła w internecie. Ogrodnik ze mnie żaden, to trzeba było głośno i dobitnie powiedzieć.
Po raz ostatni, z wyraźną niechęcią przejechałam po futrze psiaka, nawet tulnęłam go, zanim ostatecznie wstałam i się wyprostowałam, a zwierzak wydał z siebie smutne skomlenie, przez które miałam ochotę ponownie go pomiziać i wygłaskać. Jednak nie mogłam, miałam zadanie do wykonania i mimo że patrzył na mnie swoimi psimi oczyma z wyrzutem, uderzając prosto w moje serce, nie mogłam się ugiąć, chociaż kusiło.
— Przyznaję się, nie wiem, czym są dokładnie sukulenty, ani jak wyglądają. Może pani wierzyć, bądź nie, ale jestem beznadziejnym i trudnym przypadkiem — powiedziałam pół żartem, pół serio do kobiety i uśmiechnęłam się przepraszająco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz